NOMAD „The Devilish Whirl”

NOMAD „The Devilish Whirl” - okładka


No faktycznie, potwierdziły się wszelkie pogłoski, iż Nomad gra muzę na bardzo wysokim poziomie. Płyta „The Devilish Whirl” zabija swoją spoistością i konsekwencją. Przy okazji jest różnorodna i pełna wszelkich tych patentów, które wykorzystuje się w death metalu spod znaku mistrzów takich jak Morbid Angel, Death, Cradle Of Filth, Deicide. Wysoko mierzą? Oj wysoko, wysoko. Sprzyja temu wspaniała robota studyjna. Ja tam jestem w szoku, i muszę przyznać, iż ostatnimi czasy trafia do mnie cała masa perfekcyjnie zrealizowanych materiałów, bądź też wspaniale się zapowiadających. Ta płyta należy i do tych, na których nikomu ręka nie zadrżała, i do tych, w których widać geniusz muzyków.

Od pierwszych chwil uszy zalewa masa diabelstwa i żelastwa, ale jest to ten typ muzyki, który wciąga, który angażuje umysł, by go od środka podpalić. Zupełnie jak w słowach „Confidence” now now – let's start boiling the pitch… [teraz, teraz – daj nam rozżarzyć kadź…]. Nowością w stosunku do poprzedniego wydawnictwa jest to, iż na tej płycie zespół ma tylko jednego wokalistę, który wykonuje podwójne partie… Czyli mniej więcej tak, jak to było wcześniej, kiedy zespół grał na dwóch wokali. Tym razem jednak całe gardło należy do Bleyzabela. A że gardzioło to on ma potężne, toteż poradził sobie perfekcyjnie! Zastanawiać może jedynie, jak taki materiał Nomad wykonuje na żywo… Te dwa woksy tu wprost być muszą. Skoro jesteśmy przy wokalach, to warto zwrócić uwagę, jak sugestywne są ekspresje. Autentycznie jesteśmy chyba świadkami nalotu diabelstwa…

Zastanawiam się, czy jest sens pisania o każdym muzyku z osobna. Chyba nie, skoro nikt tu nie odstaje i gra właśnie, czego należałoby się spodziewać w tej muzyce. Jest ciężko, jest bardzo potężnie, jest monumentalnie i złowrogo. Nie ma tu wstawek budzących grozę, klimatycznych. Jest tu natomiast skutecznie szarpiąca mięso maszyneria… Gdzieniegdzie na chwile, wpadają w odwiedziny różne dziwne dźwięki, ale to tylko dla spostrzegawczych.

Nie od dziś wiadomo, iż Nomad jest kapelą antychrześcijańską. Wpływa to na wasz wybór? Jak lubisz brutalną siekę z elementami blacka to warto się wyskrobać z ostatniej mamony i to mieć. To tyle. Mam ochotę się wtopić w te dźwięki, i nie chce mi się dodać nic nad to, co napisałem. Kto nie jest głupi, to wie, że chłamu bym nie reklamował. Na razie.

No i mistrzowska okładka. Bardzo wciągająca, wyglądająca jak przepiękna, acz pełna zła rzeźba… Musicie to zobaczyć, i radzę wam to mieć.

Lista utworów

Intro
Confidence
War In The Name Of – Impale
Groping The Secrets Corpses
The Other Dream (Intro)
A Constructive Image
I – An Alchemist Of My Analysis
The Pile Of Burning Roses
The Black Domination

Powrót do góry