NOMAD „The Tail of Substance”

NOMAD „The Tail of Substance” - okładka


Dziś ponownie recenzja „inna”. Ale za to szczera… Oto fragment mojej korespondencji z Tomkiem „Ryłkołakiem” Ryłko (Dywizja KOT). Ponieważ zeszło się na temat właśnie recenzowanej płyty, i padły tu ciekawe spostrzeżenia, stwierdzilem, że udostępnię ją wam:

„Witam Cię Ryłkołaku ponownie dzisiaj (jeszcze jest przed północą…)!!!!

Zaskoczyłeś mnie tym, że znowu dostałem od Ciebie płytkę. No, no, szybko działasz, będę musiał zrobić upgrade'a do swojego arta o Dywizji :-)))))

Jeszcze tej płyty nie przesłuchiwałem, bo wiszę zaległą recenzję NOMAD 'The Tail of Substance', i sam nie wiem, co powinienem o tym napisać. Nie jest to odkrywacza płyta, słyszę w tym trochę wioski, a poza tym, mimo że to nagrali w Selani, mam zastrzeżenia do brzmienia… Co prawda nagrywał ich Andrzej Bomba, który w opinii ludzi, nie ma o tej robocie pojęcia, ale nie wiem, nie bardzo kojarzę inne płyty, które zrealizował, więc się nie wypowiadam. No ale, jeżeli słyszę dwóch wokalistów (goście nawet pokolorowali we wkładce swoje partie wokalne, żeby było łatwiej … właśnie, co? odróżnić? chwalić? nie rozumiem… w sumie zespół to zespół i zbiorowo odpowiada za to, czy materiał jest fajny, czy niefajny, czyż nie? to jakiś ślad gwiazdorki?), kończę myśl, jeżeli słyszę dwóch wokalistów, i jeden z nich drze ryja aż za głośno drugi natomiast za cicho, a w drugiej zwrotce jest już ok, to znaczy, że i oni i realizator puścili buraka, bo nie skontrolowali dynamiki i poziomu emisji…

No więc dumam pół dnia nad tym materiałem, bo z drugiej strony grają tę swoją konwencję, (to stary materiał, zapewne znasz), żeby potem na następnych już, nowszych płytach zacząć grać po prostu swoją muzykę, więc robią to nawet w porządku. Zresztą fajnie się Bleyz (wokalista NOMAD) wypowiadał o moich kumplach z HERESY, więc nie mam za co ich objebać :-). Chyba że tylko za tę płytę :-)))) I siedzę i dumam, jak to napisać, żeby to było bez ujmy dla nich, a szczerze… sam wiesz zapewne, jacy muzycy wrażliwy na własnym ego naród…

No ale, chcę się wywiązać wobec Bleyza, bo mi wysłał prawie całą ich dyskografię z nadzieją, że coś o tym skrobnę interesującego… Poza tym materiał jest na kasecie, a mi się deck wysypał, i zajebałem z pracy jakiegoś jamnika, żeby choć z trochę się z tym zapoznać. Znaczy w czasach, gdy mój deck jeszcze grał, zamiast jeść taśmę i obluzować pasek, to słuchałem tego, ale tylko pobieżnie…

Poza tym, ja mogę zachęcić pewnego typu odbiorcę do zapoznania się z tym materiałem, aczkolwiek muszę zaznaczyć, że nie do końca spełnia on wymogi, dobrej płyty. Mimo, że np. jeden z wokalistów – Christian, nie śpiewa według mnie jakoś interesująco dla mojego ucha, to robi to w sumie bez większych wpadek, więc nie mogę się czepnąć do barwy wokalu. O co chodzi. Ta płyta dziś nie jest już jakimś strasznym mistrzostwem świata. To byłoby zapewne dobre ok. 5-10 lat temu, ale dziś już mniej. Zawsze mam też problem, jeśli chodzi o młode wiekowo ekipy, grające black metal (no tu to jest taki death z blackową teksturą), na ile nagrywają szczerą płytę wobec siebie i na ile dziś nadal wierzą w to, że taki materiał oddaje ich filozofię na całe życie. Bleyz chyba nadal jest w to zaangażowany. Ale ów Christian na przykład?

Poza tym jeżeli, nadal ciągnę temat tekstów, zespół mnie namawia do zmiany zastanej rzeczywistości, to chciałbym wiedzieć, co dalej. Ostatnio jechałem pociągiem, do którego załadowała się cała masa bezrobotnych ze Śląska. Wszedłem w gadkę z paroma kobietami. One mówią: „to co nam zostało? możemy tylko robić demonstracje…”, odpowiedziałem, „droga Pani, z całym szacunkiem, ale dla polityków, jesteście niczym, oni nigdy was serio nie będą traktowali, bo za wami nikt nie stoi, żadna kasa, żadna groźba, żadna siła”. Znowu zapytały…: „wie Pan, my musimy z czegoś żyć, co Pan proponuje?”. Rzekłem z rozpędu: „rewolucja, inaczej się nie doczekacie na swoje…” ale potem dodałem. „Jest to dla was jedyna desperacka szansa na próbę osiągnięcia jakiejkolwiek zmiany losu, ale wiem z doświadczenia, że to tylko zmiana rządzących, którzy tak się ustawią, że znowu ktoś będzie na nich musiał pracować, a zanim do tego dojdzie, po prostu zginie mnóstwo niewinnych osób, macie w sobie na tyle desperacji? a jak Pani zginie, czy inny bezrobotny weźmie na utrzymanie Pani dzieci?”. Ot i w tak zawoalowany sposób, sądzę o satanizmie. Zresztą, sam fakt, że moja kobieta wywodzi się ze środowiska jehowych uświadomił mi bardzo silnie, że czy wierzę, czy nie wierzę, czy chcę, czy odrzucam, to i tak na świat już zawsze będę patrzył przez pryzmat mitologii katolickiej. Nie pogańskiej, którą studiowałem, tylko właśnie katolickiej. I dla niej, dla mojej żony (według pogańskiego, archaicznego obrządku, nielegalizowanego przez polskie prawo) zawsze będę katolikiem…

Nie przyszłoby mi poważnie traktować związku i więzi z człowiekiem, który pisze we wkładce swej płyty: „Z głębi serca opluwam tych wszystkich, którym wydaje się, że są moimi przyjaciółmi”. A więc egocentryzm do kwadratu niby… Ja rozumiem, że to jest odwrócenie tzw. „drugiego policzka”. Ale w ten sposób, ekstremalne wypaczenie jednej z dróg na życie, jaką jest ten chrześcijański casus, nie prowadzi do niczego konstruktywnego. Ja rozumiem odrzucić balast zbędnych obaw, które buduje majestat kościoła, rozumiem odrzucenie barier w głowie, które wypaczają wynik naukowy, ale działanie tylko na przekór prowadzi do bezhołowia, a organizm ludzki i tak ma te swoje bariery immunologiczne i psychiczne chroniące go w dużym stopniu przed samozniszczeniem fizycznym.

Toteż muzyka, muzyką, ale skoro ktoś włożył dużo serca w napisanie takich tekstów, nad którymi myślę, a z którymi się nie mogę pogodzić bez zastrzeżeń, to mój konflikt, czy inaczej sytuacja problematyczna rozgrywa się na podłożu esencjonalnym i abstrakcyjnym, bo światopogląd do takich chyba należy. Jest to tylko esencja, dzięki której można znaleźć motywację do działań. I jeśli te działania nie budują, nie stwarzają tego świata lepszym, przyjaźniejszym, nie wzmacniają pozycji ludzi, nie wyrównują szans na zdrowie, nie usuwają klęsk takich jak głód (można je nazwać boskimi plagami – czyli powstałymi z nienawiści do ludzi), to takie działania są dla mnie tylko wichrzycielskie. Na zasadzie. Rozłóżmy tego laptopa, zobaczmy co jest w środku, a czy nam się uda z tych części zrobić cokolwiek potem (np. rower), to teraz się nie przejmujmy. Otóż należy się przejmować. Bo los w moim życiu, zawsze kurewsko oddał mi tym samym, co wyrządzałem innym. A to uczy pokory wobec siły przypadkowości i prawdopodobieństa. Jeszcze się taki mocarz nie urodził, co zawładnął naturą i przeznaczeniem oraz przypadkiem.

Tak więc mogę jedynie zachęcić do przesłuchania tej płyty pewną grupę ludzi, którzy do tego jeszcze myślą i będą umieli znaleźć jakieś stanowisko do słów Bleyzabela. Albo się zgodzić z nimi, albo nie. Ale najpierw zrozumieć.

Nomad, Po. Box 69, 26-300 Opoczno

Lista utworów

-In Arrival-
The slept scream;
Dirty white wings;
Merciful agony;
Mercy is fear;
Psychical degradation

-Hellish Emergence-
Silent that picture;
The quartered dependence;
The blade of inquisition;
Nameless throne

-Mój Wyraz-
Burn into your hell

Skład

David – guitars; Christian – vocal; Pienał – drums; Bleyzabel – vocals; Herman – bass; Patrick – guitars, keyboards, accoustic guitars.

Powrót do góry