SANCTITY „Road to bloodshed”

SANCTITY „Road to bloodshed” - okładka
Kraj: Stany Zjednoczone
Gatunek: Melodyjny thrash metal
Strona zespołu: www.sanctityweb.com
Dobre utwory: Brotherhood of Destruction, Billy Seals, Beloved Killer
Długość albumu: 45:19



Syty ten debiut nie powiem. Matt Heafy z TRIVIUM miał nosa i wspomógł swoich rówieśników z SANCTITY pomagająć im podpisać kontrakt i tu uwaga… oczywiście z Roadrunner. Szybkie złożenie podpisów na cyrografie i panowie są w jednej z największych metalowych stajni. Równie szybko jak podpisali kontrakt tak równie szybko opuścili nie tylko wytwórnie ale przede wszystkim uszczuplili swoje szeregi. O tym jednak potem.

Jeśli ktoś lubuje się w melodyjnym thrash metalu (a mało jest takich grup) z pewnością powinien sięgnąć po debiut Amerykanów. Grupa sformowana z czterech conajmniej dobrych muzyków (a są bardzo młodzi) spłodziła album trwający niespełna 45 minut. W przeciągu tych czterdziestu pięciu minut podanych na srebrnej metalowej płycie możemy sobie wyselekcjonować dosłownie wszystko to czego chcemy. Od na prawdę szybkich i moshowych petard Beneath the machine, Brotherhood of destruction, przez bardziej nastrojowe i niezwykle chwytliwe Zeppo aż mój ulubiony pogodny Billy Seals. Srebrna płyta na której umieszczono te wszystkie składniki wcale nie jest jak się zwykło mówic zimna. Amerykanie grają muze przy której trudno ustać w miejscu, odpowiedni mix agresji, melodii, i soczystych thrashowych riffów sprawdza się po prostu znakomicie.

Grupa ma a raczej miała jeden bardzo ważny aspekt który ją wyróżniał. Nie były to jednak i tak bardzo dobre melodie ale… głos wokalisty Jareda. Mocny, zachrypnięty a kiedy trzeba czysty efekt pracy strun głosowych tego miedziano włosego mężczyzny idealnie sprawdzał się w swojej roli. Odrobinę niższe linie melodyczne czy te niskie momentami przypominające growling wypadły wprost wspaniale i jedyne czego nie mogę przeboleć to fakt, iż Jared nie jest już częścią SANCTITY. Rodzina i nowonarodzone dziecko stały się ważniejsze. Nikt nie ma mu tego za złe, ale coś musiało być na rzeczy skoro nagle Roadrunner dał im wymówienie…

Na początku wspomniałem o TRIVIUM. Nowa Amerykańska nadzieja metalu nie tylko odkryła SANCTITY ale również wymieniła się z nimi zagrywkami. Bardziej uważni słuchacze pewnie łatwo odnajdą podobieństwa (Flatline) a inni cóż… niech sami główkują. Na całe szczęście podobieństw jest więcej niż różnic, i chwała im za to. Zresztą SANCTITY nie gra niby niczego nowego, ale brzmi to nowocześnie i odświeżająco. Jeszcze nie czułem się tym albumem znużony i zawsze mile do niego wracam.

Podsumowyjąć znajdziemy tutaj dwanaśćie nowoczesnych, przebojowych metalowych piosenek od których aż czuć radochę z grania i adorację melodii w muzyce. To tuzin utworów który powinien zadowolić każdego słuchacza od KILLSWITCH ENGAGE a na SUSPERIA kończąc.

ocena: 8,5/10

Lista utworów

1. Beneath the Machine 03:19
2. Brotherhood of Destruction 04:21
3. Road to Bloodshed 03:29
4. Laws of Reason 04:27
5. Billy Seals 03:29
6. Zeppo 04:12
7. Beloved Killer 03:20
8. The Shape of Things 03:34
9. Flatline 03:26
10. The Rift Between 03:38
11. Seconds 03:38
12. Once Again 04:26

Skład

Derek Anderson – Bass
Jared MacEachern – Vocals, Rhythm Guitar (Machine Head (US) (Session/Live)
Zeff Childress – Lead Guitar
Jeremy London – Drums

Powrót do góry