EQUILIBRIUM „Sagas”

EQUILIBRIUM „Sagas” - okładka
Muzyka: Epicki/Symfoniczny Folk/Viking Metal
Strona internetowa: http://www.equilibrium-metal.de
Kraj: Niemcy
Czadowe kawałki: Wurzelbert, Verrat, Des Sängers Fluch, Mana

POTOMKOWIE APOLLA



Notable z Nuclear Blast zawsze wiedzą gdzie szukać świetnych muzyków, którzy potrafią grać nietuzinkową muzykę. Wydawać by się mogło, że folk/viking metal nie ma już nic więcej do zaoferowania, że wszystko co w tych gatunkach wspaniałe, zostało już zagrane i nagrane. Takie gwiazdy jak BATHORY czy też FALKENBACH odcisnęły swoje piętno i głęboko wniknęły w pamięć i dusze fanów na całym świecie, głównie dzięki swemu nie dającemu się ocenić wkładowi w muzyczny tandem folk/viking. Jednakże w obliczu nowego wydania EQUILIBRIUM wszystko to zaczyna nabierać zupełnie innego wymiaru. Przygotujcie się na najbardziej niepokorny i zaskakujący album roku, a nawet dekady!

Muzyka zamknięta w tym małym plastikowym krążku to istny cud. Nie da się określić słowami tego, co muzycy wyczyniają, jak to robią i dlaczego to robią! Odpowiedzi na to pytanie nie można udzielić nawet po wielokrotnym przesłuchaniu ‘Sagas’, jako że nie dostarcza ona ani jednej wskazówki mogącej pomóc w rozwikłaniu tej tajemnicy. Po pierwsze płyta jest przesiąknięta niemożliwą do wyobrażenia ilością wyszukanych melodii. Aby zobrazować ten fenomen, spróbujcie wyobrazić sobie kunszt, dynamikę i pomysłowość RHAPSODY połączone z miażdżącą mocą OVERKILL bądź TESTAMENT, okraszone czarnym elementem znanym choćby z SATYRICON oraz potężną dawką melodyjności IRON MAIDEN. Co więcej dosypcie do całości niemożliwą motorykę i nieokiełznaną dziką radość HELLOWEEN i otrzymacie coś na wzór EQUILIBRIUM. Niech to szlag! Takie zespoły powinno się czcić po wszechczasy. Niby niemożliwym zdaje się połączyć wszystkie wymienione elementy, jednak muzykom EQUILIBRIUM się to udało. Ta garstka fanatyków z Niemiec, do tego bardzo młoda garstka, gra świetną muzykę prosto z serca.

Album zaczyna się dość poetycko i ten nastrój towarzyszy muzyce już do końca. Każdy utwór poprzedzony jest krótkim intrem, skomponowanym w hołdzie kompozycjom klasycznym (kłania się Barok), oddającym pieczołowicie atmosferę wyniosłości i szlachetności. Celem każdego z tych krótkich wstępów jest zbudowanie odpowiedniej atmosfery aby przyswojenie treści właściwej mogło się odbyć bez przeszkód. Część z nich zagrana całkowicie na klawiszach i na fletni Pana (na fletni zagrał Ulrich Herkenhoff, arcymistrz tego instrumentu, brał udział między innymi w nagrywaniu ścieżki dźwiękowej do trzeciej części ‘Władcy Pierścieni’). Całość brzmi niezwykle podniośle i słodko. Na myśl przywodzi ta muzyka natchniony styl VANGELIS skrzyżowany z etnicznym bitem DEEP FOREST: spokojnie i niezwykle nastrojowo, z silnym emocjonalnym zacięciem i mocnym wczuciem. Utwory to czysty młynek, przykładowo ‘Wurzelbert’ zaczyna się jednym z najlepszych (a przy tym i najprostszych) riffów wszechczasów, budując wokół utworu fantastycznie mocną atmosferę śmiercionośnej przygrywki. To taka death metalowa karuzela, z której co chwilę wypada jakaś postać o zielonej twarzy i biegnie co sił, by zwymiotować w kącie. Kolejne utwory są podobne… podobne w dynamice i nieprzewidywalności. Nie uświadczy się piosenek, które byłyby do siebie podobne. Ta płyta to uczta, istna orgia dźwięków i muzycznych pomysłów. Olbrzymia dawka mocy jest natychmiast kontrowana przez fascynującą i porywającą wręcz radość i szczęście. Muzycy bawią się muzyką, wodzą słuchacza za nos, pokazując mu coraz to nowsze sposoby okiełznania dźwięków. Dzięki temu całość wznosi się na wyższy poziom gatunkowy, wyzwala to, co w metalu najpiękniejsze. Artyści wciskają swoją muzykę w różne gatunki, nie koncentrują się na jednym, nadają całości wysublimowany kształt i wydźwięk. Z jednej strony da się słyszeć death metalowe riffy, które w oka mgnieniu potrafią przeistoczyć się w niemalże różowiutką, posypaną blichtrem klawiszową przygrywkę w stylu folk, która wprowadza do utworu spokój i wyciszenie. Ostry, thrashowy ‘Verrat’ zaczyna się ciężko, dynamicznie, wręcz wybucha w twarz; jego mocny thrashowy riff zostaje zastąpiony folkową melodią, która zmienia kompozycję. Z drugiej strony, etniczne rytmy ‘Unbesiegt’ zostają splugawione ostrym i chaotycznym thrashem, który targa i rozrzuca wokół strzępy słodkiej melodii, która wcześniej krążyła wokół. Dzięki temu całość staje się bardzo ponętna i zyskuje na niepowtarzalności.

Zespół tworzy pięcioro muzyków jednakże już od samego początku ma się wrażenie, że w jego skład wchodzi cała orkiestra (choćby wspomniany wcześniej Ulrich Herkenhoff). Potężne soniczne uderzenie czasem wprawia w zakłopotanie. Głównie dzięki klawiszowcowi, który wyciąga z instrumentu wszystko co najlepsze – całość zostaje w ten sposób opatrzona metką ‘unikat’, dzięki czemu mieszanka motywów muzycznych tworzy swego rodzaju kalejdoskop. Utwory podzielono na kilka, ściśle do siebie przylegających, części, które w ostateczności tworzą podróż przez dolinę dźwięku. Zwieńczeniem muzycznej ekwilibrystyki jest utwór ‘Mana’, epicki, ponad szesnastominutowy instrumentalny kolos zamykający płytę. To ekstrawagancka, urzekająca i niezwykle nastrojowa kompozycja, która miażdży wszystko na swej drodze. Dzieło powstałe dzięki niezwykłemu sojuszowi kreatywności, radości, agresji, urojonych spazmatycznych ruchów i pasji – pasji do gry. Fantastyczne zakończenie pięknego albumu – nic więcej nie trzeba dodawać, nic więcej nie powinno być dodane. Nic, gdyż na całość składa się aż siedem odmiennych motywów, każdy opowiadający inną historię (choć, tutaj pole do popisu dla wyobraźni). W tym tkwi siła tego utworu, siła całej płyty, siła EQUILIBRIUM.

Niesamowita piątka ze Starnberg dokonała czegoś niezwykłego – stworzyła arcydzieło i to już za drugim podejściem. Ich pierwszy album, zatytułowany ‘Turis Fratyr’ nieźle zamieszał na folkowym poletku i wdmuchnął trochę świeżego powietrza do skostniałej już muzyki. Teraz, dzięki wspaniałej płycie ‘Sagas’ EQUILIBRIUM zwyczajnie niszczy konkurencję i zmierza do mety aby otrzymać nagrodę za dokonanie dziesięciolecia, za najlepszą płytę wszechczasów. Takie płyty nagrywa się tylko raz w życiu, ale coś mi podpowiada, że to jeszcze nie jest ostatnie słowo Sandry, Helge, René, Andreasa i Manu. Mają ogromny potencjał i któregoś dnia po raz kolejny wprawią świat w osłupienie swoimi osiągnięciami, swoją muzyką wprost z ich snów i koszmarów.

ocena: 10!/10

Lista utworów

1. Prolog auf Erden
2. Wurzelbert
3. Blut im Auge
4. Unbesiegt
5. Verrat
6. Snüffel
7. Heimwärts
8. Heiderauche
9. Die Weide und der Fluß
10. Des Sängers Fluch
11. Ruf in den Wind
12. Dämmerung
13. Mana

Czas 79:14

Skład

Helge Stang – wokal
René Berthiaume – gitara, klawisze
Andreas Völkl – gitara
Sandra Völkl – gitara basowa
Manu Di Camillo – perkusja

Gościnnie wystąpili:
Gaby Koss – wokal
Ulrich Herkenhoff – fletnia Pana
Agnes Malich – skrzypce

Powrót do góry