METALLICA „Death Magnetic”

METALLICA „Death Magnetic” - okładka
Kraj: Stany Zjednoczone
Gatunek: Metal/rock/thrash/heavy
Strona zespołu: www.metallica.com
Dobre utwory: All Nightmare Long, My Apocalyspe
Długość albumu: 1:12:42



Oczekiwania były wielkie, ogromne, wręcz niewyobrażalne. Pewnie nawet większe niż jestem sobie w stanie wyobrazić. Równie dobrze mógłbym nie pisać recki tego albumu bo wystarczy go posłuchać by dowiedzieć się, że…. Nie, nie nie tak prędko. Jednak będę rzetelny i napiszę parę słów o tym jakże intrygującym albumie.

Szumne zapowiedzi o powrocie do grania rodem ze sławnego MoP-a czy też And justice for all oczywiście spełzły na niczym. Nie pomógł nawet Rick Rubin… a to akurat boli najbardziej. Cóż niemoc producencka jak i muzyczna w tych dwóch przypadkach zmusiła mnie do napisania wielu niepochlebnych słów. Niestety, czy też stety jeśli chodzi o Death Magnetic i moją osobę nie miałem absolutnie żadnych oczekiwań. Bałem się tylko, że zapowiedzi jak zawsze pozostaną tylko i wyłącznie pustymi frazesami… i tak właśnie się stało.

Death Magnetic miał być rzekomym powrotem do thrashu? Hm… w pewnym sensie do metalu tak, ale czy do thrashu to już nie wiem. Jest kilka ciekawych nawet bardzo thrashowych momentów jakby żywcem wyjętych z lat 80, jednakże to tylko migawki, czy też dłuższe aczkolwiek niezbyt zachwycające momenty. No dobra, jest jeden utwór który a dokładniej szybki niemal właśnie czysto thrashowy numer My Apocalyspe, który mimo, że ma fenomenalne solo (tak!), to i tak wypada przeciętnie, a już całkowicie kładzie go wokal Jamesa.

Poza tym Death Magnetic przynajmniej jest metalowy, ale z tendencją do rockowego grania spod znaku Load/Reload. Minęło tyle lat, wydali St.Anger a oni dalej swoje, marketing robi swoje, doi z fanów kasę, a fani… na szczęście mają przynajmniej niesamowite koncerty. Szkoda tylko, że złożone ze starego boskiego repertuaru. Nowy stuff mógłby się na owych koncertach sprawdzać wyśmienicie jednak… to co jest w nim najgorsze to niesamowite DŁUŻYZNY. Główną wadą albumu jest czas jego trwania i długość większości utworów. Niestety większość materiału ma powyżej siedmiu minut co zaowocowało zlepkiem riffów, dziwnymi przejściami, oraz zmiennymi nastrojami które na nieszczęście świetnych muzyków wypadają dość blado.

Gdyby tak skrócić te kawałki (praktycznie wszystkie) o jakieś 2-3 minuty może na Death magnetic znalazło by się miejsce dla samych zajebistych riffów jak choćby ten w połowie All Nightmare Long czy otwierającego z My Apocalyspe. Również i tak się nie stało, a sami muzycy pokusili się o tworzenie i umieszczanie w swych piosenkach więcej niż dziesięć riffów co nie raz i nie dwa okazało się być bolesne. Przykro mi na prawdę.

Ale nie jest aż tak źle. Chociaż… do minusów zaliczę puste i dziwne brzmienie garów które wydaje się nie być ani akustyczne ani triggerowane. Nie wiem, pusty plastik? Jest coś takiego? Nie… to ja wymyślę! Hah! Lars nie bębni wirtuozersko (to wiemy już od dawna), ale o dziwo przypomniał sobie jak obsługuje się podwójną stopę i jak gra się przejścia. Najlepiej wychodzi mu to w Cyanide, które jawi się jako jeden z lepszych numerów na krążku, właśnie dzięki grze Duńskiego perkusisty.

Oj, jak bardzo to boli kiedy jeden z zespołów które bardzo lubisz zawodzi, dobrze, że w tym roku wyszły czy też dopiero wyjdą lepsze albumy. Ale żeby nie było samego marudzenia powiem jeszcze o dobrych stronach albumu. Nie jest ich dużo aczkolwiek warto o nich powiedzieć.
Pamiętacie jak na St. Anger nie było solówek? Otóż na Death Magnetic znalazło się ich całkiem sporo, i prawdę mówiąc zawsze byłem fanem partii solowych kirka. Do dziś uważam, że solo z Damage Inc to jedna z najlepszych nagranych i zagranych solówek kiedykolwiek.

Na '”Death Magnetic ten powolutku łysiejący gitarzysta nagrał świetne, świeże, i bardzo charakterystyczne dla niego partie. Miejscami wręcz brzmią czysto fenomenalnie i nie pozwalają nawet wątpić w to, że nagrywał je sławny Kirk Hammet. Zresztą czy ktoś chce czy nie to właśnie jego partie są najjaśniejszym punktem całego albumu. W solówkach słychać, że Kirk siedział nad nimi dłużej niż jeden wieczór oraz, że włożył w nie sporo serca i pasji. Szkoda tylko, że aby usłyszeć solówki Kirka musieliśmy czekać tyle lat… a ile to już minęło od Load/Reload? Oj, nie liczmy proszę.

Wracając na chwilę do samych utworów. Po Chorzowskim koncercie w Polsce myślałem, że nie zawiodę się, że będzie chociaż trochę lepiej niż przeciętnie, i że chociaż jeden utwór pozostanie mi w głowie na dłużej. Momenty tak, kawałki już nie. Nie chce mi się wracać do Death Magnetic na prawdę. Ale w ogólnym rozrachunku jakby tak poprawić wokal, skrócić utwory, zmienić niektóre rytmy… aha czyżby cały album? Wychodzi na to, że tak. Szkoda, bo właśnie wtedy ten album nie byłby zły a może nawet dobry. Na dzień dzisiejszy jest nijaki, z ciekawymi momentami, ot taki którego można posłuchać i tyle.

Piątka? No dobrze szóstka.

P.s

Okładkę przemilczam.

ocena: 6/10

Lista utworów

1. That Was Just Your Life 07:08
2. The End of the Line 07:52
3. Broken, Beat & Scarred 06:25
4. The Day That Never Comes 07:56
5. All Nightmare Long 07:57
6. Cyanide 06:39
7. The Unforgiven III 07:46
8. The Judas Kiss 08:00
9. Suicide & Redemption (instrumental) 09:57
10. My Apocalypse 05:02

Skład

Kirk Hammett : Lead guitars
James Hetfield : Guitar, vocals
Robert Trujillo : Bass
Lars Ulrich : Drums

Powrót do góry