OAKENSHIELD „Gylfaginning”

OAKENSHIELD „Gylfaginning” - okładka
Muzyka: Folk/Viking Metal
Strona internetowa: http://www.oakenshield.org
Kraj: Wielka Brytania
Czadowe kawałki: Idavoll, Fenris, The Death of Baldr



Cóż to takiego OAKENSHIELD? Nic nadzwyczajnego… prosta dębowa tarcza, okrągła, z żelaznym bolcem w centrum oraz z klamrami spinającymi całość, żeby się nie skruszyła pod naporem mieczy i toporów. Używana przez słowiańskich, celtyckich czy też nordyckich wojów. Ale jeżeli weźmiemy poprawkę i rozpatrzymy tę nazwę przez pryzmat muzyki, okaże się, iż jest to projekt muzyczny, za którym stoi Ben Corkhill, człowiek, o którym świat słyszał za sprawą NIFELHEL, jego poprzedniego projektu. Po wydaniu dema pod poprzednią nazwą Ben postanowił zmienić nie tylko image ale i styl, i teraz serwuje nam melodie rodem ze Skandynawii. ‘Gylfaginning’ to jego debiutancka płyta długogrająca, będąca następczynią dema o tym samym tytule. A teraz skosztujmy samej muzyki…

Już od pierwszego dźwięku wiadomo, kto jest idolem Bena… chodzi oczywiście o legendarną formację FALKENBACH. Wystarczy posłuchać tylko tych oszczędnych riffów oraz dość suchej i pozbawionej emocji ekspresji artysty, a wiedzieć będziecie o co mi chodzi. Jednakże nie należy niedoceniać umiejętności Bena, ponieważ bawi się on w ten sposób ze słuchaczem, puszczając co i rusz oczko w jego kierunku, poprzez podrzucanie znanych ale nie do końca ogranych motywów. Wszystko to jest tak bardzo zaplanowane, że aż nie można przejść obojętnie obok tej muzyki. Dzięki temu muzyk stworzył dość oryginalny i niebanalny środek wyrażania wartości muzycznej, a co za tym idzie wspaniałą atmosferę i ociężały charakter. Aby do końca zrozumieć piękno i koncept, które kryją się za muzyką młodego Brytyjczyka, wystarczy dokładnie wsłuchać się w dźwięki otwierającego utworu, który jest swego rodzaju niewielkim arcydziełem jednego artysty, emanujący splendorem i szlachetnością. Tak, ponieważ ten album ocieka wręcz szlachetnym dźwiękiem i ma bardzo inteligentną treść, nie jest to zwykłe łojenie aż poleje się krew, tylko mroźna północna symfonia. Całość jest bardzo przemyślana, nie ma mowy o chwili nudy, czyli koncept album. Nie uświadczycie tu powtarzania oklepanych rytmów czy też zbędnych dźwięków. Wszystko jest zapięte na ostatni guzik.. i nie próbujcie odsłuchiwać całości na szybciora, to jest skacząc z utworu na utwór, bez uprzedniego wysłuchania go w całości… skakanie po ścieżkach mija się z celem i równie dobrze osoby słuchające płyty w ten sposób mogą sobie skoczyć… przez okno. Trzeba się w ten album zwyczajnie wsłuchać, trzeba złapać ten klimat, dać się porwać czystej esencji muzyki, wyjść poza wymiar poznawczy, zerwać z pragmatyzmem. Spójrzcie na całość w sposób zgoła inny, podejdźcie doń semantycznie… ta muzyka to istny meta-język, w którym Ben stara się z nami porozumieć. Oczarować nas. Omamić. I wychodzi mu to zajebiście, gdyż od płyty nie da się oderwać. Muzyka jest bardzo oszczędna ale dzięki temu zyskała właśnie ten niepowtarzalny czar. Co prawda nie jest potężna (czy to grzech?), ale mocniejsze elementy pomagają oswoić się ze smętnym stylem i pesymistycznym wydźwiękiem całości. Posłuchajcie ‘Fenris’ czy też ‘The Death of Baldr’, które wręcz wbijają się w umysł i okupują istotę szarą przez wiele godzin. Wspomniana leniwość riffów i motywów nadaje całości dość ciekawy styl i pokazuje cały warsztat twórcy. No i ta intrygująca maniera z jaką śpiewa Ben – jego szorstki i chrypiący głos idealnie komponuje się z tą oszczędną stylistyką. Wydawać by się mogło, że muzyk odkrył złoty środek, dzięki któremu udało mu się stworzyć prawdziwą folkową rapsodię. Z jednym maleńkim minusem, mianowicie z (albo i nawet bez) perkusją. Niestety, automat perkusyjny brzmi ohydnie i naprawdę zniekształca całość nadając jej potwornej wręcz plastikowej otoczki. Brutalna prawda, ale nie da się tego nie zauważyć. Cóż, nie można być artystą od wszystkiego… ale ma to i swoje dobre strony, bo dzięki temu perkusyjnemu automatyzmowi, dzięki tej powtarzalności, album znów zyskuje na oszczędności wyrazu. Staje się bardziej surowy, dzięki czemu trzeba się nieźle nasłuchać, żeby dojść do tego, co autor chciał przekazać. I właśnie to sprawia, że wszystkie kompozycje łączą się w jedną uwerturę. Punkt kulminacyjny nadchodzi, gdy w głośnikach rozbrzmiewa ‘Vigrid’, gdzie motyw przewodni jest niemal identyczny jak ten w otwierającym ‘Ginnungagap’, jednakże bardziej spartański.

Podsumowując, OAKENSHIELD to niezwykle interesująca muzyczna propozycja dla każdego szanującego się fana folk metalu. Nie ma się co rozwodzić nad lirycznym przesłaniem, jako że całe zdominowane jest przez nordycką mitologię. Zatem znajdziecie wiele odniesień do starożytnych mitów i wierzeń. Nie wspomnę już o tych obco brzmiących tytułach, które sprawiają, że nie mogę spać po nocach, próbując poprawnie je wymówić… niemniej jednak, pozycja obowiązkowa dla każdego, kto kocha FALKENBACH. Dębowe tarcze na lewicę i w nich bij!

ocena: 9/10

Lista utworów

1. Ginnungagap
2. The Sons of Bor
3. Idavoll
4. Yggdrasil
5. The Aesir
6. Fenris
7. Valhalla
8. Utgarda-Loki
9. Hymir
10. The Death of Baldr
11. Vigrid

Czas 61:09

Skład

Ben Corkhill – wokal, gitara, gitara basowa, klawisze, programowanie automatu perkusyjnego, nagrywanie
Gareth Evans – skrzypce (sesyjnie)

Powrót do góry