EVITA „Minutes and miles”

EVITA „Minutes and miles” - okładka
Kraj: Wielka Brytania
Gatunek: Progressive metalcore
Dobre utwory: Cracks in the wall, Vona
Strona internetowa: www.myspace.com/evitaband
Długość albumu: 41:49



Progressive metalcore? A czemu by nie. Ależ mnie cieszy ten krążek, to jest wprost niewypowiadalne. Na moje nieszczęście grup parających się jakże dziwną odmianą muzyki jaką jest progresywny metalcore jest jak na lekarstwo, a ja wciąż odczuwam głód takiego łojenia. Ku chwale internetu, oraz mniej lub bardziej zależnych wytwórni objawiła mi się EVITA. Spotkanie z EVITA okazało się być tak silne, iż czuję, iż pewnie jeszcze długo się z tymi gośćmi nie rozstanę. Nie ma opcji. Wielka Brytania co jakiś czas zaskakuje mnie kolejnymi fenomenalnymi zespołami, niezależnie czy to baardzo niedoceniane BIOMECHANICAL, zapomniany już całkiem, a istniejący do niedawna SIKTH, czy FELLSILENT bądź TESSERACT. Nowoczesne, energiczne, nie pozbawione przestrzeni oraz nutki progresji metalowe naparzanie w Wielkiej Brytanii ma się dobrze, chyba aż za dobrze, tylko czemu nikt TEGO nie zauważa?!

Minutes and miles to pierwszy pełnowymiarowy album Brytoli i od razu na takim poziomie, że głowa mała. Jeśli ktoś sądzi, że łatka metalcore w tagu grupy ma coś wspólnego z dokonaniami takiego KILLSWITCH ENGAGE czy innego SILVERSTEIN, to grubo, ale to niezwykle grubo się myli. Pole w obrębie którego poruszają się Ci panowie jest tak małe, że zdążyło uchować zaledwie kilka formacji, w tym moich bogów z PROTEST THE HERO czy koleżków z THE BENEATH. EVITA ma wszelkie możliwe predyspozycje do tego by stać się co najmniej sławną, ale wśród ludzi, którzy nie patrzą na metal przez pryzmaty. To band dla wszystkich zwolenników nowoczesnego czasem połamanego metalu, nie pozbawionego charakterystycznego jebnięcia czy czystych, jakże odrzucających wielu prawdziwków – wokali. Onieśmiela mnie łatwość z jaką Ci panowie posługują się nastrojami, w zdumienie wprawia biegłość w grze na poszczególnych instrumentach, a już całkowicie przejmują mnie wszystkie trzy wokale.

Pierwszy song Cracks in the wall to istna poezja. Wspaniałe pasaże dźwięków, umiejętnie dozowany nastrój, w tym genialne wplecione melancholijne partie kreują z tego utworu doskonałego otwieracza, a jednocześnie jedną z najlepszych kompozycji na płycie. Dalej jest TYLKO i wyłącznie lepiej. Bogate aranżacje, często uzupełniane elektronicznymi wstawkami czy w pełni akustycznymi fragmentami to miód dla moich uszu. Więcej tutaj progresu niźli core'a, który objawia się tylko w krzyczanych wokalach, nieco szybszych tempach, oraz nietypowych breakdownach. Właściwie to olać szufladki, a czas cieszyć się muzyką. Nieszablonową, odważną, ale wciąż zapamiętywalną i co ciekawe, niezwykle przyswajalną, bez zbędnego silenia się na mega ambitne i przekombinowane granie. Takie coś to dla studentów w sweterkach, którzy chodzą upaleni od rana do nocy i słuchają potem jakiś cudów typu PIG DESTROYER czy innych przedstawicieli Relapse Records.

EVITA mnie osobiście kupiła, nie wiem jak będzie w waszym przypadku, bo dla przykładu redakcyjny kolega Winter jakoś się w to nie wgryzł i woli się pałować nowym BORN OF OSIRIS, którego znowu ja jakoś póki co nie trawię. A żeby było śmieszniej, to gust mamy bardzo podobny he,he. Jedyne czego mu tu pewnie brakuje to świnek.

A kłiiiiiii, kłiiiii.

ocena: 9/10

Lista utworów

1. Cracks In The Walls
2. Thrown To The Wolves
3. Myself To You
4. Absent
5. Willing To Wake
6. Vona
7. When Losing Everything Means Nothing
8. Elusive Victories, Passive Trickeries
9. Beneath My Feet
10. Even The Odds

Skład

aaron beider – vocals
daniel cranney – guitars
mike thomson – guitars/vocals
paul perkins – bass/vocals
johno fisher – drums

Powrót do góry