BANYAN „Anytime At All”

Od razu uprzedzam: to nie jest metal. W najmniejszym stopniu. Muzyki metalowej tu tyle, co hip-hopu na płytach Dimmu Borgir. Mimo to warto jednak sięgnąć po album Anytime At All, nawet jeśli jesteś zdeklarowanym metalowcem i generalnie lubisz, jak ktoś zajebie ci uszy metalem. Warto, bo muzyka Banyan sytuuje się daleko od głośnych dźwięków, daleko od motorycznych rytmów, daleko wreszcie od jakiegokolwiek komercyjnego grania. Nie uświadczysz jej w telewizji i prawdopodobnie nie trafisz na nią w radio.
Najprościej byłoby określić to, co gra Banyan jako jazz. Ale w końcu szufladki są po to, żeby je przestawiać. Stąd w brzmieniu Banyan wiele elementów, które poszerzają klasyczne pojęcie jazzu, nadając mu to funkowy odcień, to znów nieco soulowy za sprawą charakterystycznego głosu zaproszonej wokalistki. Gdzie indziej znów muzyka przybiera bardziej przystępną dla przeciętnego Amerykanina formę i pojawia się nieśmiałe rapowanie. Na szczęście trwa to krótko, a muzycy powracają do tego, co wychodzi im najlepiej, czyli prawdziwie surowego jazzowego grania. Fajne gitarki, płynący, narkotyczny nastrój, dominujące nad całością nuty trąbki oraz przede wszystkim kapitalne partie perkusji – to one stanowią o zaletach brzmienia Banyan. Rytmy występują tu przeważnie w postaci połamanej – nic kwadratowego nie uświadczy. Jeśli można mówić o jakichkolwiek podobieństwach do bardziej znanych kapel, to wymienię Red Hot Chili Peppers, King Crimson, Spin Doctors, Pearl Jam – momentami padają dźwięki, które z powodzeniem można odnaleźć na płytach tychże zespołów. Niemniej jednak Banyan tworzy kompozycje na tyle „swoje”, że nawet jeśli przez moment mamy wrażenie, że gdzieś już to słyszeliśmy, ulatuje ono w następnej chwili, zastąpione przez oryginalne dźwięki. Opus magnum płyty stanowi prawie piętnastominutowy The Apple+The Seed. To jeden wielki freejazzowy jam, w którym każdy instrument ma należne mu miejsce, a jednak improwizacje sprawiają, że chwilami utwór jakby się rozlatywał, by za moment krystalizująca się melodia przywróciła mu stabilność. Kawał dobrej roboty.

Banyan to zespół, którego twórcą jest Stephen Perkins – były pałker Porno For Pyros oraz Jane's Addiction. Na Anytime At All chwilami słychać przemycone brzmienia jego macierzystych kapel, lecz nie jest to na tyle nachalne, aby oskarżyć perkusistę o pójście na łatwiznę. Perkins dobrał sobie na płytę doborowe towarzystwo, ponieważ obok podstawowego składu, którego ważnym elementem jest trębacz Willie Waldman, na albumie pojawiają się gwiazdy amerykańskiej muzyki alternatywnej: Mike Watt na basie, Flea oraz John Frusciante z Red Hot Chili Peppers czy też gitarzysta Buckethead.

Polecam potraktować tę płytę jako odskocznie od mocnych dźwięków. Jako muzykę dobrą na każdą pogodę. Warto.

ocena: 4/5

Powrót do góry