SIX STEPS FORWARD – Wywiad z zespołem

„… kładziemy duży nacisk na to, aby kierunkować nasze granie w stronę hardcore’u, natomiast każdy z nas słucha totalnie różnych gatunków, czasem nawet wykraczających poza szeroko rozumiany „metal” (…) każdy z nas ma bardzo „specyficzne” poczucie humoru i podejście do samych siebie i innych (…) wystąpienie w koszulach hawajskich i z pończochami na głowie na jednym z gigów nie byłoby problemem (…) Wiele jest rzeczy, które nas wkurwiają, czy dają nam kopa do roboty (…) rzeczywistość, która nas otacza jest bardzo dobrą inspiracją do pisania wkurwionych tekstów…” SIX STEPS FORWARD


Cześć Wam! Polecę banalnym pytaniem ale kiedyś sam miałem różne zespoły i wymyślenie nazwy było czymś bardzo ważnym. Musiała mieć jakieś znaczenie, coś odzwierciedlać, a więc dlaczego SIX STEPS FORWARD? No i dlaczego akurat chociażby „sześć”?

Wojtek: Ze stepsami skumałem się jakieś 3 lata temu i wtedy nazwa już istniała. Najlepiej zapytać chłopaków z pierwotnego składu, czyli Denego i Bartka 😉

Picora: Z tego, co wiem na początku było ich sześciu, stąd ta “szóstka”. Jestem w sumie najnowszym członkiem, więc o genezie reszty nazwy niewiele powiem. Przypomina mi się tylko jedna z pierwszych prób, na której zapytałem o nazwę i w odpowiedzi usłyszałem, że “jest ona nie do ruszenia” 😀

Deny: Dokładnie taka jest geneza. W zasadzie tylko Bart pozostał na swoim miejscu, a wszystko wokół uległo zmianie. Na gitarach grali Krzysiek oraz Sarna, na basie grałem ja, na perkusji grał Misiek, a na drugim wokalu (tak, mieliśmy dwóch wokalistów… takie uboższe Despised Icon 😉 był wówczas Ferd).

Bart: Tak było! Mieliśmy na studiach zbyt dużo czasu i postanowiliśmy założyć kapelę. Byliśmy zajawieni na deskorolkowy pop punk i stwierdziliśmy, że chcemy rozwijać się muzycznie właśnie w tę stronę. Znaleźliśmy garowego, a ten z kolei ściągnął nam Denego na bas. Dokooptowałem drugiego wokalistę i była nas szóstka! Trzeba było wymyślić kozacką nazwę i tu się pojawił problem. Wiedzieliśmy, że jest nas sześciu. Wiedzieliśmy, że chcemy grać pop-punk (z elementami beatdownu). Chcieliśmy dawać pozytywny przekaz w numerach i co najważniejsze, nazwa musiała być długa. Powstało Six Steps Forward.

Bart – foto: Karolina Glanowska

Ja zawsze byłem metalowcem lubiącym Hardcore’a, więc znam niewiele kapel z tego gatunku. Ale S.O.D. (pierwsza kapela HC jaką usłyszałem), potem np. M.O.D., D.R.I., EVILDEAD, RATOS DE PORAO, BIO-HAZARD czy PRO-PAIN i jeszcze kilka innych naprawdę mnie kręciły. Chociaż większość z nich to był raczej Crossover niż czysty Hardcore. A wy od czego zaczynaliście?

Bart: Było dużo inspiracji. Kapel, które wymieniasz powyżej nie było w naszym jadłospisie (ew. wczesne BIO-HAZARD, DOG EAT DOG, MADBALL, H2O, SICK OF IT ALL). Wchodząc na HC podwórko słuchaliśmy wielu polskich kapel takich jak: MINORITY, 10 FOLD (i to bardzo), SCHIZMA, CASTET, 1125, GOOD LOOKIN OUT – z nich czerpaliśmy inspiracje na samym początku. Zaczęliśmy chodzić na koncerty, poznawać coraz to nowych ludzi zajawionych muzyką tak jak my. Paletę zespołów, którymi się inspirowaliśmy wzbogaciło szperanie w YouTube w poszukiwaniu wydawnictw. Nie wiem, czy Deny się ze mną zgodzi, ale uważam, że momentem przełomowym dla naszej twórczości było wyjście płyty The Ghost Inside – RETURNERS. Ta płyta pomogła nam ukierunkować naszą twórczość w stronę Modern Hardcore, gdzie punkowe granie romansuje z bestialskim beatdown’em i brzmi nowocześnie. Do tego zrezygnowaliśmy częściowo z melodyjnych lead wokali na rzecz dartych, metalicznych linijek.

Deny: Założenia na samym początku były całkiem inne. Chłopaki mieli zamiar grać happy hardcore zalatujący kalifornijskim słońcem, ale trafiłem do składu i szybko wszystko popsułem poprzez wrzucenie do blendera garści breakdown’ów. I tak już zostało, aż po dziś dzień.

Wojtek: Wewnątrz zespołu kładziemy duży nacisk na to, aby kierunkować nasze granie w stronę hardcore’u, natomiast każdy z nas słucha totalnie różnych gatunków, czasem nawet wykraczających poza szeroko rozumiany „metal”.

„It must be pretty Insane runnin away from the S.W.A.G” to chyba wasz najbardziej punkowy kawałek. Z tym „czystym” wokalem skojarzył mi się z THE EXPLOITED…

Bart: tia… to nasz pierwszy (i jedyny) numer, który napisaliśmy w oryginalnym składzie sześcioosobowym. To był draft, za którym chcieliśmy podążać na początku… wiesz, kalifornijskie brzmienie, punkowa oprawa, ładne wokale, zajebiście długie nazwy tracków… darzę ten numer sentymentem, bo bardzo lubię go słuchać, ale grać już niekoniecznie. Tu naszą inspiracją była kapela FOUR YEAR STRONG (konkretnie numer Down The History). Uzyskaliśmy wiele pozytywnych opinii na temat tego numeru, ale powiem Ci szczerze, nie wrócimy na podobne tory.

Ja zawsze różnicowałem HC na dwa odłamy. Ci co grają „z jajem”, takie nieco żartobliwe, satyryczne kawałki, jak chwilami M.O.D. albo LAWNMOWER DETH czy RUMBLE MILITIA oraz ci śmiertelnie poważni, ukazujący w swoich tekstach np. różne problemy socjalno-polityczne bez uśmiechu na twarzy. Wygląda na to, że Was raczej można zaliczyć do tych drugich?

Bullet: Myślę, że tak. Mimo, że na próbach, koncertach czy prywatnie jesteśmy raczej facetami, którzy podchodzą do wszystkiego „z jajem” i dystansem, to w naszych tekstach można doszukać się czegoś głębszego. Bart pisze teksty i bardzo często lubi w nich zahaczać o poważniejsze tematy.

Picora: Zgadzam się z Bulletem. Osobiście zawsze lubiłem poważniejsze i głębsze podejście do muzyki i tekstów. Myślę, że to pozwala wyrazić bardziej siebie jako człowieka i nas jako zespół, bo płyną z tego mocne emocje. Natomiast na co dzień każdy z nas ma bardzo „specyficzne” poczucie humoru i podejście do samych siebie i innych 🙂

Wojtek: Personalnie jesteśmy bardzo przyjaźni, ale czy „z jajem” to kwestia poczucia humoru xD. Myślę że najbliższa rzeczywistość, która nas otacza jest bardzo dobrą inspiracją do pisania wkurwionych tekstów.

Deny: O tekstach wiem tyle, że są głębokie jak sam Bajkał, poruszające jak narodziny Bąbelka i poważne jak efekt cieplarniany. A tak na serio, to myślę, że Bart jest najlepszą osobą do udzielenia odpowiedzi.

Bart: Paweł, doskonale wiem, do czego pijesz! Sporo “gagów” można znaleźć właśnie na Gross Misconduct od M.O.D! Tak jak piszą chłopaki, na próbach nasz humor często jest nieadekwatny do tematyki numerów, jakie piszemy. Czasami odnoszę wrażenie, że wystąpienie w koszulach hawajskich i z pończochami na głowie na jednym z gigów nie byłoby problemem. Zdajemy sobie sprawę, że czasem jesteśmy dziecinni. Pisanie tekstów to osobna kwestia. Staram się pisać o problemach naszych codzienności, gdzie spotykamy się z rasizmem, depresją, odosobnieniem czy wynaturzeniem ludzi dookoła. Zgodzisz się ze mną, że jest o czym pisać w obecnych czasach…

Oczywiście! W każdych czasach dla ówcześnie żyjących jest o czym pisać…

Bart: Bardzo chciałem pisać teksty, które mogłyby motywować słuchaczy, bo zawsze wierzyłem, że gdy “Punk prawi o problemach, Hardcore winien prawić o rozwiązaniach”. Niestety, nie udaje mi się i zamiast tego wylewam pleśń na papier, wiedząc, że sami nie jesteśmy święci.

Bullet & Wojtek – foto: Karolina Glanowska

A zatem konkretnie! Co was wkur….a? Zapewne to daje wam napęd do twórczości.

Picora: Żeby zbytnio się nie rozdrabniać, powiem, że wpienia mnie to, jak to wszystko zapierdala: egoizm, konsumpcja, dezinformacja itp. Może nie jestem jakoś doświadczony, bo nie żyje za długo na tym świecie, ale chyba nasze pokolenie jest mocno afektowane zmianami. Pierwsze komputery, telefony, internet – dla nas to były śmieci, bez których dziś nie można żyć. Owszem postęp jest dobry, ale wydaje mi się, że przez ostatnie parę lat ludzkość się trochę zagalopowała. Więcej bierzemy, niż dajemy od siebie i to może nas kiedyś zgubić. Żyjemy w świecie podziałów na “czarne i białe”.

Deny: Wiele jest rzeczy, które nas wkurwiają, czy dają nam kopa do roboty. Pokuszę się o stwierdzenie, że rzeczy, które nas wkurwiają, napędzają nas do tworzenia. Wiem, jak to brzmi. Niektórzy mogliby pomyśleć, że nasza twórczość żywi się negatywnymi emocjami… no i mieliby rację. Ludzie to pasożyt tej planety.

O taaak!

Deny: Fundujemy matce naturze codzienną destrukcję zagarniając wszystko, co tylko możliwe. Jesteśmy skrajnie biernymi organizmami, równocześnie zapominamy o tym, że to tak nie działa. Powinniśmy dawać tej planecie przynajmniej tyle, ile ona nam daje. Abstrahując od matki natury, człowiek w stosunku do drugiego człowieka też w wielu przypadkach choruje na przewlekłą znieczulicę, co jest bardzo bolesne.

Bart: Nie mam wiele do dodania… Przepych, lans, rozpierdalanie się nad wymyślonymi problemami, wybujałe i infantylne gwiazdki szołbizu, denne pokazówki. Według mnie, generacje są określane przez muzykę, jakiej słuchają. Wystarczy włączyć radio i stwierdzić, że żyjemy w popkulturowym rynsztoku.

Wojtek: Mnie osobiście wkurwia to, że nie ma koncertów xD

I wracając do muzyki… Chociaż outro do „Did you find your god” z „It makes sense to me” oraz końcówka utworu „Man of substance” z „Bomb The World” to jakby Disco z lat 70/80. Czyli taki żarcik?… Ale zobaczcie jaki poziom muzyczny w tym pierwszym utworze Disco! Partie basu z pozoru proste ale klangiem pomykają i ta sówka na klawiszach…

Wojtek: Sampel w „Man of substance” na końcu utworu to przemiły zabieg, który świetnie rozładowuje napięcie tego kawałka. Zestawia nasze granie z lekko kiczowatymi latami 70/80 i tworzy fajny kontrast, dzięki czemu słuchacz może się nawet uśmiechnąć 😊

Bullet: Dokładnie, taki żarcik. Wyobrażam sobie, jak ktoś jedzie samochodem. Słucha „Man of substance” i pod koniec na jego twarzy pojawia się delikatny uśmiech. Po to to jest. Dla tego „heh”.

Bart: “Man of substance” wieńczy fragment utworu nieśmiertelnego Lionela Richiego “All night long”. Jest to fraza, która również powtarza się w MOS. Uwaga anegdota! Outro do “Did you find your god” to utworek z napisów końcowych włoskiego horroru “Porno Holocaust”, którym nas katował Krzysiek. Fabuła w skrócie? Naukowcy lądują na “bezludnej” wyspie, gdzie grasuje zmutowany humanoid z ogromnym kutasem. Polecam!

Hihihihi…

Deny: Nie moje lata, ale podejrzewam, że były to piękne czasy. Bas hula, jak marzenie. Zawsze tak chciałem, nigdy nie umiałem, haha.

Na scenie nie jesteście już nowicjuszami. Niedługo stuknie wam 8 lat. Jednak „Bomb The World” to dopiero drugi dłuższy (w ujęciu Hardcore’a) materiał, który ukazał się aż po sześciu latach przerwy. Trochę to trwało… Jednak nie wszystkie numery z „Bomb the world” są nowe…

Bullet: Jasne, część numerów było granych już na scenie. W międzyczasie nastąpiły spore roszady w składzie, dlatego trwało to tak długo. Kiedy już nowy skład był w komplecie, przyszła kolej na „dopracowanie” numerów: rozbicie ich na dwie gitary i w końcu nagranie EP-ki. W mojej ocenie, pomimo dość długiego szukania perkusisty, poszło to bardzo sprawnie, ale nie chcemy dopuścić już do tak długiego „przestoju”, dlatego cały czas pracujemy nad materiałem na kolejny album.

Picora: no można tak powiedzieć, że to trochę przeze mnie, bo za późno się do chłopaków zgłosiłem :D. Dużo numerów było już gotowych. Tylko przez zmiany personalne odwlekało się ich zarejestrowanie na płycie. Numer, do którego każdy z obecnych członków miał wkład to “Man of Substance”. Teraz na szczęście (i nieszczęście) jako, że jesteśmy już w komplecie i mamy czas (przez pandemię), tworzymy o wiele szybciej nowy materiał i jak tylko ruszą koncerty, na pewno będziemy chcieli zaprezentować coś nowego.

Wojtek: Od czasu dołączenia Picory sytuacja nabrała tempa. Dobrze zagrane kawałki zamieściliśmy na naszej EP, a z taką bandą muzycznych świrów nowy materiał robi się naprawdę sprawnie i przyjemnie.

Muzyka SIX STEPS FORWARD jest raczej klasyczna (oczywiście w ujęciu HC). Ale odniosłem wrażenie, że z czasem trwania „Bomb The World” kompozycje zaczęły nabierać cech współczesności, doszły bardziej skomplikowane tempa i rytmy, zaczęło pojawiać się więcej klimatycznych melodii, zaskakujących zwrotów muzycznych, a nawet typowe dla Metalcore’a czy też Post-core’a patenty… Jak w numerze „Unleash the dog” czy w coverze SCHIZMY. Czyżby jakaś ewolucja?

Deny: Naturalną rzeczą w muzyce jest ewolucja. Przecież każdy z nas chce się w jakiś sposób rozwijać. Czasami zrobić dwa kroki na ukos i sześć do przodu, zajrzeć za róg, czy nie ma tam czegoś ciekawego, odpłynąć w całkiem inny klimat, tylko po to, by dowiedzieć się, że nic dobrego to nie przyniesie. Każdy z nas słucha całkowicie innej muzyki, ale mimo to staramy się być zgodni w procesie tworzenia numerów. Doskonale wiemy, w jakim kierunku chcemy iść, ale droga nie może być nudna i trzeba urozmaicać ją różnymi smaczkami.

Bullet: Jak sam zauważyłeś, minęło sporo czasu od ostatniego wydania. W tym czasie każdy z nas rozwijał się muzycznie, nasze gusta też uległy zmianie. Nie można też pominąć wpływu zmian personalnych. Deny przeskoczył z basu na gitarę, co na bank miało wpływ na jego riffy. Picora ma swój styl walenia w bębny, który różni się od stylu Paka (poprzedniego perkmana) i to jest właśnie super. No i oczywiście Wojtula i jego spojrzenie na tworzenie numerów. Zawsze doda coś od siebie i pokaże nam inny „punkt widzenia”. To wszystko razem wzięte ma ogromny wpływ na nasz materiał.

Picora: Zespół to w dużej mierze umiejętność kompromisów. Każdy wnosi coś od siebie i myślę, że ta wypadkowa różnych gatunków daje właśnie to, co miejscami można usłyszeć w utworach z “Bomb The World”. Każdy z nas też rozwija swoje umiejętności i może zagrać coraz to bardziej skomplikowane rzeczy, które później wykorzystujemy w nowych numerach. Oczywiście nie ujmuje niczego klasycznym zespołom tego gatunku, bo każdy gra i słucha to, co mu najbardziej w sercu leży.

Wojtek: Zdarza się tak, że ktoś na próbę przynosi szkielet utworu, z którego nie zostaje nic z pierwotnego pomysłu poza nazwą. Staramy się również być na bieżąco z tym, jak „dziś” gra się ciężką muzę i nie robić z SSF skansenu brzmień metalcore’u.

Deny – foto: Karolina Glanowska

W kawałku „Unleash the dog” gościnnie zaśpiewał Dominik Hadek z zespołu COMPANION. Jak doszło do tej współpracy?

Deny: Nie było to przypadkiem na koncercie chłopaków w Krakowie?

Bart: tak było. Cóż, mieliśmy przyjemność współorganizować (nasza krótko żyjąca DIY agencja bookingowa “Raw Code Booking”) gig dla Vienna Style Crew (ekipa kapel z Wiednia jak COMPANION, SPIDER CREW, ONLY ATTITUDE COUNTS, TIGERBLOOD itd). Pamiętam, że trochę imprezowaliśmy po tym gigu i narodziła się nić online’owej przyjaźni z Dominikiem i chłopakami z COMPANION. Wiedzieliśmy, że nagrywali wtedy płytę “For the underdogs”, więc zrobiliśmy DIY pilot do Unleash The Dogs i zaproponowaliśmy Dominikowi dogranie się do numeru. Ochoczo przystał na tę propozycję… Ciułaliśmy ścieżki Dominika na dysku ze cztery lata i w końcu Paweł Kurowski zmixował to w całość. Jaramy się bardzo tym numerem! Jesteśmy zawsze otwarci na współpracę tego typu!!

A cover SCHIZMY „Survival of the worst”, powiem szczerze, bardziej mi się podoba niż oryginał… Dlaczego SCHIZMA?

Bart: SCHIZMA to bezkompromisowy trzon polskiej sceny HC. Gdy dostaliśmy propozycję od Kasi (Hardcore Tattoo Records), nie wahaliśmy się. To jest tribute dla gości, którzy kształtowali scenę HC od 30 lat. “Survival of the worst” pasował najbardziej do klimatu naszej płyty, stąd nasz wybór.

Bullet: Tutaj ukłony w stronę Denego. Włożył w to sporo pracy. A dlaczego? Pojawiła się możliwość wzięcia udziału w tym wydawnictwie i stwierdziliśmy że fajnie będzie spróbować swoich sił w interpretacji utworu, który nie jest nasz. Just like that.

Picora: Prawie cały numer zaaranżował Deny, za co brawa dla niego, bo zrobić coś, co wpasuje się w nasze klimaty muzyczne, jest wielkim wyzwaniem 😀 a tak poważnie, to w sumie jakoś tak wyszło, że: “aaa zrobimy sobie “Survival of the worst”, bo chyba nawet był tylko w wersji koncertowej, więc czemu nie”. Poza tym, nigdy nie znaleźliśmy się wcześniej na winylu. Super pamiątka.

Czym jest HxCxWxW (HARDCORE WORLDWIDE)?

Bullet: Jest to kanał, na którym możecie znaleźć sporo HC nowości z kraju i ze świata. Warto zerknąć, bo jest się w czym „zasłuchać”.

Deny: Nic innego jak kanał, na którym promują się kapele z całego świata, połączone muzyką około-hardcore’ową.

Bart: dodam tylko, że jest to kanał, który bardzo wspiera młode kapele w promocji ich muzyki. HCWW robi tu genialną robotę!

A czy nadal wśród hardcore’wców jest modna postawa „Straight edge”. Pamiętam pierwszy raz zetknąłem się z tym pojęciem słuchając na początku lat 90tych starej polskiej kapeli HC/Punk ID (grali już w latach 80-tych).

Deny: Wydaje mi się, że kiedyś zdecydowanie bardziej “modne” było nazywanie się straight edge. Co prawda, nadal jest dość spora grupa osób, które określają się tym mianem, ale często oznacza to tylko abstynencję alkoholową, bądź narkotykową. Z tego, co mi wiadomo, to jeszcze do niedawna był to dość spory nurt w muzyce, kierujący się swoimi zasadami w życiu. Z czasem jednak ślady po jasno określonym “kodeksie” zaczęły się zacierać. Niestety.

Bart: Wielki szacun dla SxE ekip. Kiedyś sam próbowałem, ale po niecałym roku bez używek i mięsa poległem. Nam raczej daleko do postaw SxE huhehuheuhueh. Mimo wszystko wysyłamy wielką pionę do wszystkich SxE załogantów!

A co myślicie o transformacji Keith’a Caputo na Minę Caputo – transseksualną wokalistkę LIFE OF AGONY? Ciekawe czy zagrałby koncert w Polsce na tęczowej paradzie, hihihi…

Deny: Nie mam najmniejszego rozeznania w jej sprawie, więc ciężko mi cokolwiek powiedzieć na ten temat, ale każdy powinien mieć wolną wolę.

Bullet: Nie zagłębiałem się w ten temat, bo nigdy nie słuchałem LIFE OF AGONY. Uważam jednak, że to jej sprawa. Niech będzie sobie kim tylko chce, jeśli czuje się z tym dobrze.

Picora – foto: Karolina Glanowska

Niezaprzeczalnie Hardcore ukazuje swoją siłę podczas koncertów. Ostatni mój koncert, na którym grano HC był w Szwajcarii z udziałem m.in. AGNOSTIC FRONT. Nigdy nie byłem fanatycznym zwolennikiem AGNOSTIC FRONT, ale to co zaprezentowali na scenie zwaliło mnie z nóg. Energiczna żywiołowość! Wokalista – Roger Miret często wchodził z interakcje z publiką zachęcając ich do wspólnego szaleństwa… Utwory „Form My Familly”, „Us Against The World”, „Crucified”, „Gotta Go” czy „Riot, Riot Upstart” zwaliły mnie z nóg… Vinnie Stigma (gitarzysta i najstarszy stażem członek AGNOSTIC FRONT) zobaczył moją obecność w fosie. Wymieniliśmy się porozumiewawczym spojrzeniem i miałem chwilę bezruchu by spokojnie zrobić fotki moim małym aparacikiem. Według mnie AGNOSTIC FRONT był numerem jeden tego dnia (Archiwum Metal Centre)… A jak jest z wami na scenie?

Bart: Koncerty hc różnią się od innych sztuk tym, że nie ma niewidzialnego muru między wykonawcą a publiką. Wszystko jest spójne. Synergia między kapelą a tłumem jest odczuwalna od początku do końca. Nie mamy problemu,żeby wyjść do ludzi, oddać im mikrofon, oberwać od zbyt bliskiego mosh pitu. Jest dokładnie tak, jak mówisz, gdy miałeś okazję nawiązać kontakt ze Stigmą. Sam się złapałem na tym, że wyrywałem mikrofon swoim ulubionym artystom, żeby w przypływie adrenaliny wykrzyczeć fragmenty wersów swojego ulubionego numeru!

Wojtek: Staramy się szlifować materiał na próbach na tyle, aby na koncertach działała bardziej pamięć mięśniowa niż głowa. A nie jest to też wielką tajemnicą, że nasze piosenki nie są na tyle zaawansowane technicznie, żebyśmy musieli na scenie skupiać się na solówkach itd. Z chwilą rozpoczęcia gigu, kończy się myślenie, a zaczyna dobra zabawa podsycana dużą porcją… adrenaliny.

Bullet: Staramy się by u nas właśnie tak to wyglądało. To nie jest muza, z którą wychodzisz na scenę i po prostu stoisz z gitarką. Osobiście od zawsze podchodzę do tematu w bardzo prosty sposób: skoro oczekujesz od ludzi szaleństwa pod sceną, to dlaczego miałbyś stać jak kołek?

Picora: Myślę, że każda muzyka wywołuje emocje. Im bardziej żywiołowa, tym bardziej chce się szaleć. My na scenie staramy się dawać z siebie wszystko: muzycznie i energicznie. Jeśli schodzisz ze sceny zadowolony i zmęczony, to był to dobry kawał gigu. U nas bywa czasem chaotycznie, ale nawet jak założymy sobie jakiś scenariusz sceniczny, to i tak w pewnym momencie nas ponosi i każdy jest w swoim świecie.

Deny: Tego typu muzyka zawsze była i będzie nasycona emocjami. Myślę, że koncerty to najlepsze miejsce na to, by dać im upust i przysłowiowo “dać się ponieść”. Zdecydowanie lepsze wyjście niż chodzenie po ulicy i szukanie dziury w całym. Pozostaje jedynie wybiec w przód marzeniami i czekać na lepsze czasy, kiedy znów będzie można poskakać na scenie, lub pod nią.

Na waszym profilu Bandcampa zwróciła moją uwagę inskrypcja: „In memory of Krzysztof Polak”.

Bart: Krzyś to nasz wieloletni przyjaciel, z którego inicjatywy powstało SSF. Artysta przez duże A i człowiek przez duże CZ. Był zaangażowany w scenę Hardcore w Krakowie od początku istnienia SSF. Udzielał się w kapelach takich jak EARTHBOUND, STRIKE YOU DOWN, SERMON oraz prowadził swój solowy projekt BOOTES (wideo poniżej):

Zakochał się we wspinaczce górskiej, dla której poświęcił aktywność w w/w kapelach. Niestety, góry zażyczyły sobie większego poświęcenia. Krzysiek zginął tragicznie w lutym 2020 roku atakując drogę na Filar Grosza na Małym Kieżmarskim wraz ze swoim wspinaczkowym partnerem Dominikiem.

Bullet: Mimo tego, że Krzyś odszedł z SSF, to wciąż jeździł z nami na koncerty i pomagał jak tylko mógł – chociażby sprzedając naszego mercha, gdy my byliśmy na scenie, czy też wskakując na gitę na numer lub dwa, bo i tak się zdarzyło. Wielki szacun dla chłopa.

Wojtek: Śmierć Krzysia bardzo nas wszystkich dotknęła. W momencie, kiedy uświadamiasz sobie, że nie żyje ziomek z Twojej paczki, przychodzi refleksja, że równie dobrze mogłeś to być Ty. To daje mocnego kopa do czerpania z życia jak najwięcej się da.

Doskonale to rozumiem. Z paczki, do której należałem jako młodzieniec odeszło w różnym czasie aż 3 bliskich kolegów. Wszyscy byli między 20 a 40. W ich przypadkach życiowa droga, którą obrali zaprowadziła ich na sam koniec tego którego życia…

A Wam ile jeszcze pozostało kroków do przodu?

Bullet: Miejmy nadzieję, że jak najwięcej!

Bart: sporo i do tego nie będzie potrzebne Endomondo. Z momentem wyjścia Bomb The World nawiązaliśmy współpracę z Hardcore Tattoo Records i wspólnie wydaliśmy tę Epkę. W dodatku jesteśmy bardzo zadowoleni ze współpracy z Pawłem Kurowskim i Sound Stone Studio, dlatego to nie koniec naszych wspólnych wariacji.

Wojtek: Dokładnie! Stay forward.

I dzięki wywiad! Tradycją jest, że ostatnie zdanie zostawiam dla kapeli…

Picora: Wszystkie zegarki w filmie „Pulp Fiction” są ustawione na godzinę 4:20.

Deny: Krzyk Nazgula z „Władcy Pierścieni” był w istocie nagranym krzykiem cierpiącej na chrypę żony Petera Jacksona.

Wojtek: mało kto wie, ale logo McDonald’s wzięło się od pierwszej litery „McDonald”.

Bart: aktorzy porno moczą palca w zimnej wodzie podczas kręcenia, żeby móc powtórzyć jak największą ilość dubli. Dziękujemy za wywiad! Pozdrawiamy wszystkich fanów Metal Centre!

https://www.facebook.com/SixStepsForward

Miejsce zamieszkania: Parczew, Polska. Zainteresowania / Hobby: muzyka, dziennikarstwo muzyczne, religioznawstwo, orientalistyka, antropologia, psychologia, medycyna, socjologia. Ulubione gatunki muzyczne: przede wszystkim wszystkie gatunki Metalu, Hardcore'a, Progresywny Rock oraz Gothic, Ambient, Muzyka Klasyczna, Etniczna, Sakralna, Chóralna, Filmowa, New Age, Folk i czasem Jazz, Elektro, Muzyka Eksperymentalna, Alternatywna... Współtworzył magazyn & webzine Born To Die'zine jako Gnom.
Powrót do góry