IMAGINOID, METAQUESTA

Kopalnia to klub położony w samym niemal centrum stolicy, ukryta pośród gmachów mieszczących m.in. Instytut Francuski, tak to się chyba nazywa. Przed klubem jest parking monitorowany przez obsługę klubu. Piwko 5-6 złotych. Sala dość mała, na oko pomieścić może ok. 200 ludzi. Tylu jednak nie było, choć zebrał się całkiem ładny tłumek jak na koncert dwóch takich stosunkowo nieznanych kapel. Bilet na tę imprezę kosztował 7 złotych. To tyle wstępnych informacji.

Wybrałem się na ten koncert z powodów prostych. Chciałem zobaczyć wracający na scenę po kilku latach IMAGINOID, no i aby sprawdzić, jak wypadnie czadowy studyjnie materiał kapeli w zderzeniu z rzeczywistością. Wrażenia mam mieszane. Przed godziną 20 (8 P.M.) zameldowałem się w klubie, i po sprawdzeniu mojej akredytacji zszedłem na salę, gdzie przy barze zamówiłem piwko polane przez śliczną barmankę.

Z około 45 minutowym opóźnieniem na scenie zainstalował się pierwszy zespół METAQUESTA. Z tego, co zdążyłem się zorientować, ściągnęli całkiem pokaźną publikę. Ich muzyka oscylowała wokół klimatów TOOLA, aczkolwiek było w niej trochę także rzeczy z pogranicza tego gatunku, a chwilami wręcz miałem wrażenie (zapewne za sprawą możliwości brzmieniowych klubu), że uczestniczę w koncercie kapeli blues rockowej typu CREAM. Jeśli chodzi o moje spostrzeżenia, a tyczy się to obu kapel prezentujących swój dorobek tego wieczora, to warto stwierdzić, że przydałoby się im jakieś przeanalizowanie kolejności odgrywania kawałków. Ze względu na dużą statykę muzyków kombinowana muzyka (a przede wszystkim na długość kilku kawałków) chwilami zaczynała nużyć, choć w sumie na brak wyobraźni METAQUESTY narzekać nie można. Set ich trwał ok. godziny, może trochę krócej. W sumie pozostały dość pozytywne i ciepłe myśli.

IMAGINOID podzielił publiczność. Choć muzykę, którą obecnie tworzy zespół, można lokować również w klimatach toolowskich, to jednak zapożyczenia były mniej oczywiste, a wręcz osobiście miałem problem z wygenerowaniem kliszy dla was informującej o stylu zespołu. W zasadzie muzycy tworzą „swoje”, coś w czym można dopatrywać się korzeni i doomowych, i gotyckich, i core'owych, i punkowych, również grunge'owych. Trochę także thrashu, trochę rocka. Tak gra IMAGINOID, co można odbierać jako świadectwo dojrzałości muzycznej, a można także określić jako niezdecydowanie w którą stronę podążać. Myślę, że jest to całkiem konsekwentna muzyka i nawet te najstarsze blackowe kawałki nie gryzą się z najnowszymi. Scena wyrównuje takie różnice. A przy najmniej w tym przypadku tak się stało. Do końca usatysfakcjonowany występem kapeli nie byłem, ale nie wynikało to z np. niedostatków warsztatowych muzyków. Po prostu w muzyce zespołu zabrakło mi szaleńczej motoryki. Śmiejąc się i gadając już po występie z członkami zespołu stwierdziłem, że „brakowało mi trochę Motorheadu”, :). No ale oczywiście nie mam wpływu na to, co zespół postanowił grać. Na żywo wolałbym słuchać troszeczkę innych rzeczy.

Pozostaje mi tylko życzyć członkom obu zespołów, by grali jak najczęściej, gdyż w sumie widać było, że wkładają sporo emocji do tego, co tworzą. Tyczy się to zwłaszcza legionowskiego IMAGINOIDA, który musi wejść w normalny cykl grania koncertowego, choć to dziwne przecież rady dla kapeli, która istnieje prawie 10 lat.

Powrót do góry