SJEL „Songs Of The Silence”

SJEL „Songs Of The Silence” - okładka


Sjel oznacza ponoć „duszę” w języku Wikingów. Można tej muzyce odmawiać wszystkiego – od oryginalności zaczynając, a na mocy kończąc – lecz duszy na pewno nie. Jest tu pewien niedostrzegalny pierwiastek, który sprawia, że z zapartym tchem słuchałem całego materiału. A potem jeszcze raz. I jeszcze.

Sjel gra muzykę gotycką – przynajmniej sami tak deklarują. Cóż, faktycznie, jeśli wziąć pod uwagę jedynie nastrój, jaki towarzyszy muzycznemu doznaniu zwanemu Songs Of The Silence, to mamy do czynienia z gotykiem – mającym sporo wspólnych cech z Sisters Of Mercy (choćby brak żywej perkusji, lecz też pewną motorykę). Na pewno bardzo mocnym atutem Sjela jest głos wokalisty, Daniela Adamczyka. Jego maniera to wypadkowa głosu Stepana z XIII Stoleti, szantowego śpiewaka i Moonspella. Nie powiem, choć karkołomne, połączenie nad wyraz udane i momentami aż ciarki po plecach przechodzą. W chórkach towarzyszy mu Justyna Żyniewicz, która wysokim cantem uzupełnia główne linie melodyczne. Nie wolno zapomnieć o gitarach. Bardzo metalowych, nawet może odrobinkę zbyt metalowych, jak na gotyk, bo kojarzą się raczej z tzw. klimatycznym metalem (np. Weakside). Istotną rolę pełnią instrumenty klawiszowe, obsługiwane przez Sebastiana Gawałkiewicza. Fajne partie pianina, a także rozległe tła doskonale pasują do roboty wykonywanej przez gitarzystów i sekcję (In Scarlet Waves choćby).

Trochę pozaczasowa to muzyka. Słuchając jej miałem wrażenie, że cofnąłem się w czasie, skoczyłem do przodu, stoję w miejscu – nie wiem, wszystko na raz, odrobinę mistyczne przeżycie. Bardzo lubię, kiedy muzyka działa na mnie w ten sposób. Jednocześnie kojarzy mi się to z XIII Stoleti – podobne fale. Muzycy Sjela sami z własnej woli twierdzą, że ich muzyka kojarzyć się może z dokonaniami Him (wymieniają tę kapelę jako jedną z wielu). Ja powiem tak: są lepsi. Poważnie. O ile Him to różowy cukierek dla grzecznych perwersyjnych dziewczynek, to Sjel jest batem w rękach tych niewiast.

Mam nadzieję, że dobrze się Sjelowi na naszym dziwnym rynku ułoży, bo bardzo fajnie, że ktoś robi taką muzykę – mroczną, piękną i jednocześnie absolutnie nie pretensjonalną. Mój faworyt: Walking bezapelacyjnie.

ocena: 8.5/10

Powrót do góry