UNDER THE BLACK SUN 12 – ELITE, DARKSPACE, LIFELOVER

Nareszcie nadszedł długo prze zemnie z niecierpliwościa oczekiwany piątek, pierwszy Week End lipca i UTBS. Mojej radości tej nie nie potrafiły zmienić ani wiadomość o odwołaniu występu amerykanskiego NIGTHBRINGER, ani lejący się z nieba żar, a już wcale stojące przeszkody na niemieckich autostradach, czyli roboty drogowe i korki. Ze znacznym opóźnieniem dotarłem na festiwal i tylko dzięki klimatyzacji w aucie i butelce wody w normalny stanie, bez udaru mózgu, czy problemami z układem krążenia. Jednak i tu ani sladu po czarnym słońcu.

DRENGSKAPUR miał godność otworzyć tegoroczny festiwal. Niestety ani o zespole nie jest wiele wiadomo, i jak na złość przepasowaliśmy koncert niemieckiego duetu, pierwszego i nie ostatniego tego dnia.
THRONGOTH ze stajni Folter Records wyglądali tego wieczoru jak worek nieszczęść. Nie tylko, że mieli spore problemy z nagłośnieniem i sprzętem i musieli przerwać na krótko występ, nie, do tego doszły jeszcze i problemy mentalne?. Podczas całego koncertu sprawiali wrażenie jakby pierwszy raz znaleźli się na scenie i byli bezradni. A szkoda, bo muzyka bawarczyków jest godna uwagi.
PARAGON BELIAL, podziemni weterani zrobili krok, a nawet porządny skok wstecz w porównaniu z poprzednią grupą prezentując nam widowisko z pod znaku old school Black Metal stylistycznie zbliżone do początków Celtic Frost/Hellhammer i Venom. Co niektórym starszym fanom zakręciła się łezka w oku, gdy usłyszeli jak najbardziej udaną wersję Aggressor Helhammera. Ach, wspomnienia… Suwerenny i na luzie zagrany, godny uwagi koncert. Kciuk w górę.
Drugim duetem dnia byli grecy z THE ONE. Obskurna muzyka, obskurny występ. Bez litości dla natury, przez cały, z technicznych przyczyn skrócony koncert, z każdej strony sceny zionęły dym i opary utrudniające oddychanie, nadając temu występowi niecodzienną, mroczna atmosferę.
Drwal we flanelowej koszuli i z toporem w rękach na Black Metalowym festiwalu? Jak najbardziej możliwe. Kolejny koń (może nawet czarny) ze stajni Folter Records ELITE należy do zespołów, które więcej czasu poświecą na szlifowaniu utworów i technicznej perfekcji niż ćwiczeniu niepotrzebnych póz i ukrywaniu swoich buź za tonami pudru i szminki, z wyjątkiem naszego drwala. Muzyka na żywo w wykonaniu norwegów podobała mi się nawet lepiej niż z ich płyt. Nawet, jeśli w pewnym momencie, w połowie koncertu miałem wrażenie, że jeden z utworów nie pasował do reszty. Nic bardziej mylnego, zespół rozkręcił się na dobre i w tym kawałku . Pozostaje nadzieja, że Norwegowie w przyszłości utrzymają poziom i częściej zagoszczą na scenach europy.
Na zakończenie zaprezentował się nam trzeci duet dnia, który jak się miało w najbliższych minutach okazać, był jedną z wielkich niespodzianek tegorocznego festiwalu. URFAUST
z Holandii, bo o nim mowa nie jest spektakularnym zespołem, ale na scenie potrafi przyciągnąć swoją magiczną atmosferą. Już jest bardzo nurtujące, że duet o wyglądzie i aurze ulicznych muzykantów podbił serca około tysięcznej, wiwatującej publiczności.

Na powitanie drugiego dnia, krótko przed godzina 18 nadeszła burza, która przynajmniej na krótki czas przyniosła trochę ochłody. Festiwal rozpoczął się z półgodzinnym opóźnieniem, a jako pierwszy na deski sceny wysłano holenderski, mnie nieznany GHEESTENLAND. Jak dla mnie kolejny plus tegorocznego festiwalu. Charyzmatyczny wokalista, któremu towarzyszyli sprawni muzykanci rozkręcili publiczność, zaostrzając apetyt na więcej.
SOMRAK, którego z odległej Słowenii przyciągną zew krwi nie sprostał w moich oczach zadaniu. Oprócz prawdziwej krwawej orgii na scenie nie pokazali nic szczególnego. Dla usprawiedliwienia trzeba dodać, że nasi słowiańscy bracia mieli problemy techniczne co ich całkowicie wybiło z rytmu, a po tym jak gitarzysta musiał zmienić gitarę, była płynna gra wręcz niemożliwa i tak widocznie zdenerwowani tym faktem postanowili przedwcześnie zakończyć swoją przygodę na UTBS.
Teraz przyszedł czas na podwójną premierę. Pierwszy koncert i pierwsza płyta zespołu, która właśnie ujrzała światło księżyca, a aktorami tej premiery byli DARKMOON WARRIOR. I znowu lała się krew litrami, a ze sceny wiało nudą. Muzycznie nie przekonała mnie ta niemiecka kapela ani trochę. Wizualnie było już ciekawiej. Jak już wspomniałem było dużo krwi, czaszek zwierząt, satanistycznych symboli i nawet drut kolczasty, ale to też było wszystko na co DARKMOON WARRIOR tego wieczoru było stać.
Po takiej rzeźni i wysokiej temperaturze powietrza postanowiliśmy udać się na spoczynek w cieniu co okazało się błędem, gdyż na scenie pojawił się kolejny słowiański zespół MAY RESULT, którego nie widzieliśmy. Jak się okazało zrobili oni małą furorę i okazali się zwycięzcami w stosunku do słoweńców ze SOMRAK.
Równo z nastaniem zmroku piekło otworzyło swoje wrota i wypuściło na ziemię DARKENED NOCTURN SLAUGHTERCULT. To co się na tym koncercie od pierwszego dźwięku działo można tylko określić jako masowe opętanie. Faktycznie odniosłem wrażenie, jakby zebrana przed sceną publiczność postradała zmysły.
NEHEMAH, zespół prze zemnie całkowicie zapomniany okazał się zdecydowanie zwycięzcą tegorocznego festiwalu, powalając na kolana swoją mieszanką technicznie hipnotycznego Black Metalu. Nie do wiary jak szybko może minąć 70 min. genialnie zagranej muzyki. Nie kończące się owacje i prośby o bisy potwierdziły nie tylko moją opinie. To był ten prze zemnie zwany muzyczny orgazm.
Przebudowa sceny przeciągała się w nieskończoność i wreszcie wydawało się, że nareszcie uporano się z wszystkimi problemami gdy nastąpił wielki huk i teren festiwalu ogarnęła kosmiczna ciemność. I nie, nie był to jeden z efektów specjalnych szwajcarskiego DARKSPACE, tylko nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Gdy wreszcie się uporano i z tym problemem rozpoczęła się orgia dźwięków, której towarzyszyły zimne światło i wielkie napięcie. Całość przypominała do złudzenia seans w planetarium. Powoli rozkręcało się to niecodzienne widowisko. Rzeżące gitary, krzyki wplątane w niekończące się riffy. Powoli statek kosmiczny DARKSPACE nabierał szybkości i wziął właściwy kurs podbijając serca publiczności. I tutaj, po zakończonej wyprawie w najciemniejsze zakątki wszechświata, wdzięczna publiczność hojnie obdarowała szwajcarską załogę oklaskami.
DARKSPACE zakończyli swój występ dokładnie w momencie, gdy na horyzoncie pojawił się świt…

Już chociażby na ostatnie dwa zespoły było warto przyjechać do Bernau i dzięki właśnie tym zespołom zasługuje UTBS na miano wydarzenia roku, a co najmniej na jeden z najlepszych festiwali roku.

Powrót do góry