GRZEGORZ KUPCZYK – Wywiad

Osoba Grzegorza Kupczyka jest chyba na tyle dość dobrze znana na polskiej scenie rockowej i metalowej, że chyba specjalnej prezentacji nie wymaga. Grzegorz jako wokalista miał swój duży udział w sporym sukcesie takich znanych grup jak TURBO i NON IRON, których płyty do dziś są chętnie nabywane nie tylko w Polsce. Ostatnimi czasy zaś powrócił wraz ze swą rewelacyjną CETI na sceny promując jedną z moich ulubionych płyt ostatnich kilku miesięcy „Shadow of the Angel”. Nie jest tu może miejsce na recenzję krążka, ale polecam ją wszystkim, którzy lubią szlachetne rockowe i metalowe granie… Przesłuchując jej uważnie zdałem sobie sprawę, że chciałbym zamienić choć z kilka słów z jej twórcą, tak bardzo bliska jest ona w jakiś sposób mojemu sercu. I oto słowo stało się ciałem, a wywiad się dokonał.

Witam Cię Grzesiu. Jesteś Poznaniakiem od urodzenia?

Tak, i jestem z tego bardzo dumny:-)!

Jak to się u Ciebie zaczęła miłość do heavy metalu? Czy pamiętasz swoje pierwsze z nią kontakty? Pierwszą płytę? Pierwszy koncert, na którym byłeś? Pierwszy swój zespół?

Zacznijmy od końca. Pierwszy zespół powstał jeszcze w szkole podstawowej, gdzie założyliśmy bodaj w 7 klasie zespół wokalny, coś jak Partita czy Alibabki :-). Potem z takich już rockowych rzeczy, to pierwszy zespół nazywał się DE Luxe :-). Pierwszy koncert na którym byłem z rodzicami, to kiedy w Miedzyzdrojach podczas wakacji grali Skaldowie, chyba w 67 roku :-). Byłem tak zafascynowany, że całą noc nie mogłem zasnąć. Pierwsza płyta to oczywiście „Dorosłe dzieci”. A pierwsze kontakty z muzyką, to kołysanki śpiewane przez moją Mamę, a później wizyty w Operze. Mama zabierała mnie, aby przybliżyć mi sztukę, przez duże „S”:-).

Chciałbym Cię prosić, abyś opowiedział, jak wówczas ludzie zdobywali nowe płyty i jak nowości trafiały na polski zaścianek.

Ha! To była cała filozofia. Kontakty z kumplami, którzy mieli jakichś wujków zagranicą, jakieś pocztówki z nagraniami Zeppów, czy Purpli. To było coś niesamowitego, gdy któryś z nas kupił lub zdobył w jakiś sposób płytę np. SLADE, czy SWEET, a Zeppów to już był szok totalny i siadaliśmy w domach zamiast iść do szkoły i słuchaliśmy każdego dźwięku, każdego szumu tej muzyki. To było piękne. Mój pierwszy kontakt z tą muzyką zawdzięczam Piotrowi Kaczkowskiemu i jego programowi w Trojce „MINI MAX” [audycja radiowa, do dziś bardzo popularna – przyp. Emanuel], czyli „minimum słów, maximum muzyki” :-).

Każdy chyba zafascynowany swoimi idolami w młodości sięgał najpierw po gitarę. Jak oceniasz swoje umiejętności gry na tym instrumencie?

Nie jestem wirtuozem i pewnie nigdy nim nie będę. Umiem dobrze grać, ale w formie akompaniamentu, natomiast solowo jestem cienias :-))).

OK. Mam takie pytanko teraz. Wojtek Hoffmann w jednym z wywiadów ładnych parę lat temu stwierdził, że nie rozumie, jak to jest w tym kraju, że on jako muzyk, który wydał (chyba wówczas) siedemnaście płyt, nadal nie jest w stanie się utrzymać i kupić sobie dobrej gitary itp. No właśnie. Skomentuj jego słowa i odpowiedz, czy w Twoim przypadku tylko dokładasz do swej muzycznej pasji, czy jednak można się z tego w jakiś sposób utrzymać.

Moja sytuacja jest zgoła inna. Nie jest mi lekko, ale mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że żyję z muzyki i nie dokładam. Byłem bardzo przewidujący i od samego początku starałem się być niezależnym na tyle, na ile to możliwe. Ludzie twierdzą, że dobrze śpiewam, więc mam częste propozycje udziału w bardzo ciekawych projektach, często zagranicznych, bardzo dobrze płatnych i na tym przede wszystkim zarabiam. Natomiast moja ukochana muzyka utrzymuje się sama. Czasem na zero, a czasem (ostatnio coraz częściej) na plus. Koledzy z TURBO i nie tylko, niestety nie potrafią prowadzić swoich interesów artystycznych tak, jak należy i to są właśnie konsekwencje ich postępowania. Są ludzie, którzy znają się na tym, czy na tamtym bardzo dobrze i znakomicie to robią, ale na przykład nie potrafią przykręcić kranu. Tak właśnie wygląda sytuacja większości muzyków w Polsce. Koledzy z TURBO są świetnymi kolegami, bardzo dobrymi instrumentalistami, ale fatalnymi organizatorami życia artystycznego. TURBO nigdy nie miało szczęścia do managerów i producentów, i to jest kolejny gwóźdź. Ja bym się tym zajął, ale przyznam się, że mi się nie chce. Mam już jeden wóz do rozruchu :-).

Jak to jest, że większość znanych mi muzyków w kraju bardzo Cię lubi, i ma o Tobie dobre zdanie? Nie czujesz się trochę jak ojciec chrzestny polskiego metalu?

To miłe, co mówisz, to dla mnie wielka radość, naprawdę :-). Nigdy nie czułem się kimś więcej, niż jestem, nigdy nie chciałem być ponad innymi, bo wiem, że wystarczy chwilka, sekunda i będzie po głosie i co wtedy??? Ja przecież (i o tym powinien pamiętać każdy muzyk) wywodzę się z tych spod sceny. Też chodziłem na koncerty. Nie czuję się ojcem chrzestnym, ale czuję, że mogę dużo zrobić dla polskiego rocka, szczególnie dla młodych zespołów. To ważne, bo te zagraniczne gluty są bardzo często na dużo niższym poziomie artystycznym niż polskie kapele :-). Mam swoją audycję w radio Markury w Poznaniu, przeznaczoną wylacznie dla młodych, potrzebujących promocji i pomocy zespołów. Dla każdej kapeli (nie tylko rockowej) jest w niej miejsce :-).

Kiedy zaczynałeś swoją harówę na scenie, z mocnym kopem wkraczał wówczas Piekarczyk ze swą TSA. Jakie panowały między wami stosunki? Traktowaliście się jak konkurencję, czy przyjaźniliście się?

Nie, nie przyjaźniliśmy się. Nowak to szpaner i zarozumialec, a Mahel i Marek to świetni faceci, bardzo ich lubię i oni mnie chyba też, ale przyjaźni nie było. Na pewno była konkurencja, przecież chodziło o zdobycie fanów :-).

A czy pamiętasz wszystkie swoje zespoły? Jesteś w stanie je teraz wymienić?

Oj tak, ale po co się powtarzac :-)? To wszystko jest na stronce CETI :-).

OK. No to ja przypomnę. Największą renomę chyba wyrobiło sobie TURBO, NON IRON i CETi. Jak oceniasz dziś pracę w tych zespołach? Co Ci dała, a czego nie? Który z tych zespołów miał najsilniejszy wpływ Twój muzyczny progres?

Każdy z tych zespołów był i jest dla mnie ważny. Wiadomo, dzięki TURBO w ogóle zaistniałem i zdobywałem pierwsze ostrogi. NON IRON natomiast to bardzo ciekawy zespół i tam z kolei mogłem sobie pozwolić na inicjowanie eksperymentów z głosem. CETI….. to każdy już wie, to moje dziecko i tu spełniam się najbardziej :-).

Czy to prawda, że jako TURBO zdarzało wam się, że grywaliście po dwa koncerty dziennie w pełnym wymiarze? Jak wytrzymywało to Twoje serducho?

Tak, czasem nawet po trzy :-). Koncerty trwały 1,5 godziny (min). Serducho pół biedy, ale gardło :-(((!!!! Człowieku !! to było nie do wytrzymania. Do dziś nie wiem, jak to wytrzymywaliśmy, panienki, wóda, papierosy, rock&roll na całego, a tu jeszcze towary w hotelu i do rana balanga. Dobrze, że w porę się pozbierałem, bo pewnie skończył bym jak Jaryczewski [z Oddziału Zamkniętego – przyp. Emanuel] :-/.

A co sądzisz o opinii, że NON IRON to był taki band w celu wyrwania maksymalnej ilości dziewcząt, i była to próba stworzenia polskiego BON JOVI? :-)))))

Totalna bzdura :-). NON IRON to poważni panowie. Żonaci, grzeczni. Nie, nic z tych rzeczy. Jeżeli już pod coś próbowano nas podciągnąć, to raczej pod WHITESNAKE :-).

OK. Przejdźmy do CETi. Jak to się stało, że w ogóle ten skład się zebrał. Jak określiłbyś, jako ludzi wszystkich muzyków tej formacji?

Po „pęknięciu” poprzedniego składu (nie ważne w tej chwili z jakiego powodu) nie mogłem dobrać ludzi. Szukaliśmy z Marihuaną odpowiednich kandydatów, takich z humorem, na luzie, ale z umiarem :-). Pierwszym, jakiego skaptowałem był Bartas, po jakimś czasie udało nam się odkryć Burzę, no i tak siedzimy ze sobą już ponad 7 lat :-). A jak miałbym określić tych ludzi?:-) Hmmm…na pewno są najlepsi z najlepszych, świetnie się z nimi czuję i znakomicie się rozumiemy :-).

Wasza najnowsza płyta „Shadow of the Angel” zbiera rewelacyjne recenzje. Czy oznacza to, że chcą nie chcąc (a może jednak bardziej chcąc) wstrzeliliście się w długo nie zaspakajane potrzeby publiczności?

Dokładnie. I chcąc i nie chcąc :-)))))). Postanowiliśmy, że zrobimy to, co kochamy najbardziej, bez filozofii i durnych poszukiwań. No i mamy rezultat. Nagle okazało się, że właśnie tego w Polsce potrzeba, właśnie takiej muzyki, ciekawe prawda :-)?

A jak to było z waszą okładką na „Shadow Of The Angel” słyszałem, że byliście o włos od katastrofy odnośnie prawa do grafiki na okładce?

Tak :-(. To nieprzyjemna sprawa. Tuż przed drukiem okładki okazało się przez zupełny przypadek, że grafik, który robił projekt, dokonał plagiatu, byliśmy, jak to określiłeś o krok od klęski, bo chcieliśmy zachować tę okładkę, ale musieliśmy uzyskać pozwolenie autora (portugalski malarz), a on zażądał strasznych pieniędzy, no i padło. Wyobrażasz sobie teraz sytuacje gdy „Aniołek” ukazuje się na całym świecie i autor widzi swój obraz umieszczony bez zezwolenia? Draka jak diabli, płyty do przemiału, straty nie do odrobienia. Pomógł nam bardzo Mariusz Kmiołek polecając nam swojego nadwornego grafika. Ten zrobił to ekspresowo i rewelacyjnie :-). Może tak miało to się odbyć, może to jakieś przeznaczenie :-)? Siedzieliśmy w necie przez dwa tygodnie i wymienialiśmy poglądy i pomysły z grafikiem, i oto mamy efekt końcowy :-).

A czy Grzegorz Kupczyk jest postacią rozpoznawalną w swojej okolicy? Ludzie ustępują kolejki w sklepie, policjanci przymykają oko na przekroczenia prędkości, fryzjerzy proszą o autografy… ? 🙂

Tak :-DDDDDDDDD. To miłe, bo udało mi się już parę ostrych mandatów uniknąć :-).

Jakie do tej pory udało się zrealizować strategie promocyjne tej płyty? Zapraszał was Hołdys do swego kącika na MTV… Jak przebiegało to spotkanie (niestety nie widziałem tej audycji)?

A żałuj, wyszło naprawdę świetnie. Zbychu to świetny kumpel i profesjonalista. Co do strategii, to trudno tu coś zakładać tak od początku do końca. To kraj kierowany przez debili i wszystko jest możliwe :-(, więc lepiej improwizować na podstawie przygotowanego scenariusza łatwiej się „znaleźć”. Jak to mówią „najlepsza jest przygotowana improwizacja” :-))).

Czy robienie w obecnych czasach teledysków ma sens, skoro niemalże nie ma możliwości jego emisji w telewizji publicznej?

Nie ma sensu!!! Totalna głupota i wyrzucanie pieniędzy w błoto wyłącznie dla zaspokajania własnej próżności. Lepiej tę kasę wydąć na kolejną płytę lub zainwestować w promocję aktualnego wydawnictwa. CETI zrobiło teledysk do utworu „I Know” (będzie miał premierę po wakacjach), ale tylko dlatego, że był za darmo, za przysłowiową flaszkę, bo w życiu nie wydałbym 5-6 tys. złotych na filmik czterominutowy, który sobie pooglądam w domku i będę się cieszyć, a przy odrobinie szczęścia poleci w komercyjnej TV raz, może dwa i tak 80% społeczeństwa nie będzie go widziało. Bez sensu! 🙁

A gdybyś miał wybrać jeden utwór z tego albumu, miał budżet nieograniczony, to który wybrałbyś na teledysk, dlaczego właśnie ten i jak wyobrażałbyś sobie taki klip, żeby w 100 % spełnił Twoje oczekiwania?

Nie zastanawiałem się, ale klip powstał do tego, a nie innego kawałka, bo tak chciał zespół. Poza tym każdy kawałek z tej płyty nadaje się do tego, aby zrobić na jego podstawie film :-). Wlaśnie – FILM, to by mnie najbardziej zadowalało. Dobry, świetnie skręcony film krótkometrażowy :-).

A czy pamiętasz do jakiego numeru i w jakim zespole nagrywaliście teledysk na złomowisku? :-))) Ukazał się nawet w jednej z ówczesnych jazzowych gazet artykuł, jak to się robi kampanię reklamową po polsku… I przyznam się szczerze, że jakoś nie pamiętam, żeby on był emitowany w telewizji…

Chodzi Ci chyba o film z NON IRON. Był kręcony na terenie nieistniejącej starej gazowni w Poznaniu do programu z płyty NON IRON'91. Raz chyba leciał ten film w TV na pierwszym programie o 23:45 w jakiś poniedziałek w 1991 r.:-)

Czy w trakcie sesji nagraniowej zdarzyła wam się jakaś śmieszna sytuacja, która mogłaby stać się np. kolejnym gagiem w Monty Pythonie?

Oczywiście :-)! Podczas nagrywania „Lamii” pewnego wieczoru podczas oglądania filmu „Żywot Briana” w hotelu troszkę popiliśmy, Mucek troszkę bardziej :-). Rano wstając z łóżka pierdolnął głową w półkę nad nim i wybił sobie przedni ząb, po czym ze stoickim spokojem zaczął go szukać na podłodze, chodząc po czterech, znalazł i włożył z powrotem :-)))))))).

A jak oceniasz pracę Barta Gabriela jako translatora i współtwórcy tekstów CETi, oraz jako managera? Jak się poznaliście? Bart powiedział mi kiedyś, że cały czas odnosi się do Ciebie jak zagorzały fan… Więc w związku z tym, czy pozwala Ci na wszystko, czy chodzi z notatnikiem i przypomina o spotkaniach, napomina byś nie pił, nie przeklinał itp. ? :-))))))))

Nie, aż tak źle nie jest :-). Owszem o spotkaniach i wywiadach przypomina :-). Ale faktem też jest, że bardzo często zwraca mi uwagę co i jak. Bardzo pomaga mi w sprawach prawno-organizacyjnych. Odnosi się do mnie może jak Fan, ale Fan surowy, szczery i uczciwy. Bardzo go w zespole szanujemy, lubimy i cenimy. To właśnie jego i tylko jego zasługa, że CETI zaistniało w Japonii i tam się bardzo dobrze sprzedaje :-). Bardzo dobrze pracowało nam się przy tekstach. Nigdy do tej pory z nikim nie pracowało mi się w tej kwestii aż tak dobrze :-).

Powiedz, na ilu instrumentach zagrała Marihuana na „Shadow of the Angel”?

OOOOO!!!! Na wielu :-)). Ale takie integralne to wszelkie klawisze, flet barokowy i wokalizy :-).

Czy dużo zachodu zajęło zaproszenie do gościnnego udziału w nagraniach Petera z VADER? Kurcze to brzmi prawie jak Don Kichot z La Manchy, Zbyszko z Bogdańca, Jurand ze Spychowa i Peter z Vader… :-)))))))!

:-)))) Nie, Peter był zagoniony, cały czas w rozjazdach i to był jedyny problem. Przesunęliśmy jednak specjalnie datę premiery i „zmieściliśmy” się czasowo. Jestem bardzo wdzięczny, że znalazł dla nas czas :-). Na płycie jest też gościem Steve Adams (MIRAGE) – z nim też nie było problemów, mimo że mieszka w Kaliforni :-).

Czy jesteś szczęśliwym człowiekiem obecnie? Jak muzyk potrafi znaleźć się w zwykłym, szarym życiu?

Tak, mogę powiedzieć ze jestem szczęśliwy. Czuję się dobrze, cieszę się dobrym zdrowiem, mam wokół siebie wielu wspaniałych ludzi, mam muzykę, jest przy mnie wiele miłości – tak, jestem szczęśliwym człowiekiem :-). Odpowiadając na drugą cześć pytania: muzyk, malarz i każdy inny artysta to bardzo wrażliwa dusza. Trudno nam się odnaleźć w naszej polskiej, beznadziejności i głupocie. W kraju absurdu i głupoty, w kraju rządzonym przez głupców i złodziei. Ale jakoś się trzymamy i chce się tu powiedzieć „jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy” :-).

Nie chcę, żebyś miał być jakąś tubą, czy trybuną ludu, ale czy wpadły Ci ostatnio w ręce płyty jakichś obiecujących metalowych kapel, które mógłbyś z czystym sercem polecić? I do jakiej muzyki najchętniej wracasz?

Mnóstwo :-)! Podziemie to prawdziwy skarbiec talentów :-). Wolałbym nie wymieniać nazw, bo o kimś mógłbym zapomnieć lub po prostu zabrakłoby miejsca i mógłbym sprawić przykrość tym, których bym pominął. A muzyka, do której zawsze wracam, to klasyka rocka, ta najczystsza, najprawdziwsza. Ostatnio zacząłem słuchać też STRATOVARIUSA. Ich ostatnia płyta bardzo mi się podoba :-).

Czy CETi myśli już o nowym albumie, czy jeszcze za wcześnie na takie kroki? Czy każecie nam czekać na nową płytę znowu ładnych klika lat…?

CETI wydaje płyty dość regularnie. Mniej więcej co dwa lata. Mamy już pomysły, ale nie chcemy teraz brać się za nowe rzeczy, ponieważ musimy jeszcze ciągle promować „Aniołka”. Robiąc nowe, moglibyśmy zaniedbać stare, nie ma się więc co śpieszyć :-).

No to życzę powodzenia w dalszej pracy na scenie. Jeśli chcesz, możesz coś dodać od siebie teraz…

Nie, nie ma co :-). Dzięki :-).

Dziękuję za wywiad.

Również bardzo dziękuję :-).

Polecamy fanom odwiedziny następujących witryn:
http://www.kupczyk.rockmetal.pl
http://www.ceti-online.cjb.net
http://www.mariawietrzykowska.cjb.net
Dystrybucja:
http://www.oskar-cd.com.pl
Dystrybucja poza granicami kraju:
PandorasBox-secondBattle@t-online.de
http://www.collectorrecords.de


Powrót do góry