MACBETH „Romantic Tragedy's Crescendo”

MACBETH „Romantic Tragedy's Crescendo” - okładka


Był to pierwszy album jaki usłyszałem. I jak na razie jedyny. Ale to wystarczyło by świat Macbetha wytrawił w mym umyśle dźwięki mrocznego szaleństwa… Forever…
Krążek rozpoczyna się nastrojowym ” A Gothic Overture ” otwierającym wrota w czeluścia szekspirowskich labiryntów. Dalej jest już mroczniej, ciężej, choć atmosfera nie ulatuje w żadnym z momentów, ani słodkiego głosu Cristiny, jak i basowego growlingu Vittoria. Duet obu wokalistów wspomagany gdzieniegdzie subtelnymi szeptami i powalającym wysokim growlingiem ( zdaje się backvoice Fabrizia… ) czyni spustoszenie w jaźni słuchacza, wysyłając go w inny wymiar. A wszystko w takt klasycznego gothic metalu, przeplatanego momentami pięknych i spokojnych dzwięków pianina i keyboardu. Innymi słowy… klimat spływa z tej muzyki z każdej osobnej nuty…

Oprócz Uwertury krążek wyróżnia się też utworem ” Moonlight Caress” ( Księżycowa Pieszczota), który w niczym nie przypomina pozostałej części albumu… poza atmosferą. Słuchacz znajdzie tu tylko wokal Cristiny, pianino i nastrojowy podkład. I to wystarczy… Powiem jedynie ” niech się Enya schowa… ” (przepraszam, jestem pod wpływem chwili, a Enyę lubię, czasem słucham i niezwyklę cenię ).

Krążek zamyka utwór ” Słodki niekończący się sen ” i właściwie ten tytuł mógłby być jedyną recenzją pierwszego albumu Macbetha…

ocena: 10/10

Powrót do góry