NEPAUZ-HAD – Wywiad z Rhenn'em

O tym zespole/projekcie mało co wiadomo. W sieci znalezienie jakiejkolwiek informacji o NEPAUZ-HAD graniczy z cudem. Nawet na profilu MySpace zbyt wiele nie można się dowiedzieć, choć współtwórcy są dość znanymi personami w naszym podziemiu. Po wydaniu pierwszego materiału „Blakkstarz Hordez” w 2004 roku obwołano ich czarną perłą podziemia, potem jednak o nich przycichło. Sprawy osobiste poszczególnych muzyków oraz ich działalność w innych zespołach spowodowały zepchnięcie tego wielce oryginalnego tworu na dalszy plan. Początkowo ten wywiad miał dwa cele: przypomnienie o tym projekcie oraz przedstawienie jego historii. Jak się okazało Nina Rhenauzov ma już gotowy materiał na kolejną odsłonę NEPAUZ-HAD zatytułowaną „Havokk”, która już niedługo powinna ujrzeć światło dzienne. Niezmiernie ucieszyła mnie ta wiadomość, tym bardziej że nikt tak w Polsce nie gra. Zapraszam na tę, jakże interesującą pogawędkę. W oparach salvii divinorum odpowiadał Nina Rhenauzov lub po prostu Rhenn.

Witaj Rhenn. Co tam u Ciebie? Słyszałem że miałeś ostatnio niezły zapierdol w życiu prywatnym co też wpłynęło na zawieszenie działalności NEPAUZ-HAD… A jak sytuacja wygląda dziś?

Witaj Ensifer. W rzeczy samej, urwanie łba miałem konkretne. Generalnie najwięcej czasu pożarła praca inżynierska, do tego doszły niemałe turbulencje zawodowe. Na dzień dzisiejszy ogarniam powoli ten chaos i wreszcie mogę poświęcić część swojego czasu na rozwój NEPAUZ-HAD.

Zanim przejdziemy do NEPAUZ-HAD chciałbym dowiedzieć się jaka była geneza jego powstania poczynając od Twojego Industrialnego projektu THE WALKING DEAD. Powiedz mi, co to był za twór? Czy muzykę, jaką tworzyłeś pod tą nazwą można uważać za podwaliny Twojej późniejszej działalności?

THE WALKING DEAD – wieki temu. To był mój pierwszy solowy projekt, bazujący głównie na nurcie industrialnego rocka w klimatach oldschoolowych horrorów. Dużo inspiracji muzycznych takimi kapelami jak MR. BUNGLE czy MINISTRY, samplowanie dosłownie wszystkiego, od uderzeń odgłosu tarki, do brzmień dziesiątek silników zjadu motocyklowego, jednak bez dziwacznych łamań, bardziej motorycznie. Do THE WALKING DEAD podchodzę jak do podwalin mojej wszelkiej działalności w sferze muzycznej. Była to pierwsza próba wywalenia na zewnątrz wszystkich fascynacji, zbanalizowania aktu śmierci, zagrania bogu na nosie. Razem z Greedem myśleliśmy nawet o renowacji kawałka „Monkey” w innym projekcie, zaś nieliczne motywy znalazły się nawet w dużo późniejszym NEPAUZ-HAD.

Potem było demo Grind/Death Metalowego CHAOS IN FLESH, które nagrałeś z Don Tripp'em (DELIRIUM) późniejszym muzykiem NEPAUZ-HAD. Co to był za materiał i jak Wasza współpraca pod tym szyldem wpłynęła na podjęcie decyzji o założeniu NEPAUZ-HAD?

CHAOS IN FLESH to były czasy, w których wszyscy mogliśmy sobie pozwolić na niemal codzienne chlanie w plenerze. Przy alku wychodziły nam najczęściej rozmowy o muzie i jej kompozycji, ja wtedy ciągnąłem jeszcze TWD, Tripp pogrywał w DELIRIUM. Pewnego dnia nawiedził mnie i nagraliśmy pierwszy track CHAOS IN FLESH. Byliśmy tak zadowoleni z efektu, że postanowiliśmy nagrać jeszcze parę kawałków, jednak w tamtym czasie postanowiłem stworzyć coś swojego, coś kompozycyjnie wybiegającego ponad wszystko co zrobiłem do tej pory i pierwszy raz bez cienia żartu – powstał track „Insania” nienazwanego wówczas projektu. Tripp usłyszał efekt i razem postanowiliśmy odstawić CHAOS IN FLESH, a zająć się na poważnie nagraniem reszty „Insanii”. To był początek.

Po drodze pojawia się jeszcze jeden muzyczny epizod, Black Metalowy DEMORIOR. To właściwie dzięki rozwiązaniu tej kapeli zacząłeś grać solo. Czy wtedy poraz pierwszy pojawiła się w Twojej głowie myśl o założeniu Post Black Metalowego projektu z dziwną nazwą? Co ona oznacza?

DEMORIOR było delikatną porażką. Zespół strawiły niezgodności co do ukierunkowań i alkohol, hehe. Byłem tak wściekły, że postanowiłem rzucić granie w diabły. Jednak diabły powróciły już po miesiącu i nie byłem w stanie dłużej siedzieć na tyłku nic nie robiąc. Jako że gra zespołowa raczej nie była mi na rękę, postanowiłem powrócić do systemu pracy jaki opracowałem sobie w THE WALKING DEAD. O ile dobrze pamiętam pierwszy track „Insanii” miał być jeszcze kontynuacją DEMORIOR, ale tak odbiegł od niego poziomem i brzmieniem, że nie widziałem innej możliwości jak nadanie temu nowego imienia – NEPAUZ-HAD. Nazwa jest zaczerpnięta z powieści G.Mastertona „Zemsta Manitou”, w której Nepauz-had to indiańska bogini księżyca, a jej pojawienie się na Ziemi uwalnia najgroźniejsze demony siejące spustoszenie w rodzaju ludzkim, innymi słowy armageddon po indiańsku. Wspomnę jeszcze, że sam Masterton zaczerpnął to imię z faktycznej mitologii indian ameryki północnej, zaś pewne aspekty kultury indiańskiej były i są mi bliskie, co z pewnością ma tu swoje istotne znaczenie.

Pierwszym wydawnictwem NEPAUZ-HAD było demo „Insania” i tyle o nim wiem. Mógłbyś powiedzieć coś o nim więcej? Rozsyłałeś gdzieś ten materiał?

„Insania” była najsurowszym materiałem w dobytku NEPAUZ-HAD, szczególnie jeżeli chodzi o samą złożoność kompozycji i brzmienie. Znalazło się tam 6 utworów w tym instrumentalne intro „Katua” i outro „Legiony Czerni”, całość zajmująca 24 minuty. Mimo wyjątkowo mało solidnego nagrania, płytka zawarła w sobie mnóstwo chłodu i grozy. Nie wystarczyło to jednak, abyśmy puścili to z Trippem w jako taki obieg, gdyż właściwie zaraz po jej nagraniu powstały dwa pierwsze kawałki pierwszej długiej płyty, przy których demo brzmieniowo leżało na łopatkach. Kiedyś mój sąsiad, amator oldschool blakku, usłyszał parę kawałków z „Insanii” i poprosił o kopię. Z tego co mi wiadomo jest jedyną osobą na Ziemi będącą w posiadaniu tego materiału, hehe.

Rok 2004 możnaby uznać za przełomowy w działalności NEPAUZ-HAD a to za sprawą debiutanckiej płyty „Hordy Czarnych Gwiazd”, czy jak kto woli „Blakkstarz Hordes”, która zebrała masę pochlebnych recenzji. Wiązano spore nadzieje z muzyką jaką tworzyliście, określenia oryginalny, unikatowy padały na każdym kroku. Jak wspominasz tamten okres?

Z pewnością bardzo pozytywnie. Wiesz, wtedy pierwszy raz postanowiliśmy wyjść z muzyką do ludzi. Wysłaliśmy parę płytek do różnych portali internetowych z czystej ciekawości, jak ocenią naszą muzykę. Nie mogliśmy uwierzyć własnym oczom czytając recenzje. Nagle ludzie zaczęli się odzywać, dostawaliśmy listy, maile, smsy. Mega-sin nazwał nas czarną perłą podziemia, to najbardziej pamiętam. Całe przedsięwzięcie nabrało klarowniejszego obrazu i dało dopingującego kopa do dalszej pracy.

Dodatkowym atutem tej płyty są teksty w języku polskim. Dlaczego akurat język polski postanowiłeś wykorzystać a nie jak to robi większość polskich zespołów angielski?

Jak zwykle bywa, powodów było kilka. Przede wszystkim język polski nadał znacznej twardości partiom wokali. Po drugie stanowiło to swego rodzaju wyzwanie, gdyż utarło się, że „po angielsku wszystko brzmi lepiej”. Nad polskim trzeba było zdrowo popracować, aby nie przekroczyć cienkiej linii banału, szczególnie panoszącego się w gatunku blakk. Teksty zawsze były dla mnie ważne na równi z muzyką, ponieważ dopełniały całości przekazu, tworzyły go idealnym w przedziale interpretacji.

Po tym wydawnictwie nastały ciężkie czasy. Jakieś rozbieżności z Don'em Tripp'em zepchnęły NEPAUZ-HAD w otchłań zapomnienia. Powiedz mi, co to były za rozbieżności, że postawiły w znak zapytania dalszą egzystencję tego bardzo obiecującego projektu?

Szerze mówiąc, to nie za bardzo pamiętam. Poszło o jakąś pierdołę, nie mogliśmy się dogadać w kwestii kierunku muzyki, ale nie jestem pewien. Tripp później poszedł w zupełnie inny klimat. Po jakimś czasie spotkaliśmy się, Tripp twierdził, że ja go wylałem, a ja że to on odszedł i zgłupieliśmy. W każdym razie nie było żadnego konfliktu i do dzisiaj żyjemy w zgodzie. Zresztą będę teraz zabiegał o udział Trippa na następnej płycie, bo to bardzo zdolny muzyk, więc nigdy nie wiadomo.

Choć o NEPAUZ-HAD przycichło, Ty w dalszym ciągu byłeś aktywny. Epizody w DISLOYAL, BLACK ALTAR i KRIEGSGOTT mówią same za siebie. Na czym polegała współpraca pomiędzy Tobą a wymienionymi zespołami i dlaczego nie trwa do dziś?

W DISLOYAL dostałem partie basu za sprawą Tomash'a, którego przypadkiem poznałem w lokalnym barze przy piwku. Pograliśmy trochę prób, skomponowałem jeden kawałek na ich najnowszą płytę, zagraliśmy ze 2 koncerty i odszedłem, głównie dlatego, że grałem na pożyczonym basie Macabre, a nie widziałem w całym przedsięwzięciu większego sensu w takiej inwestycji, jak kupno własnego. BLACK ALTAR i KRIEGSGOTT to inna historia. Shadow po usłyszeniu „Blakkstarz Hordes” zaproponował mi współpracę. Na początek zrobiłem dwa orkiestralne utwory w wojennym klimacie na pierwszą płytę Kriegsgott, następnie partie elektroniki na całość najnowszej płyty BLACK ALTAR – „Death Fanaticism”. Jeżeli wszystko pójdzie jak należy, to już za dwa miesiące ukaże się split BLACK ALTAR z pewnym bardzo znanym szwedzkim zespołem, na którym tworzę otwierający i zamykający utwór – na razie mogę powiedzieć jedynie tyle.

Z tego co pisałeś masz już materiał na następne wydawnictwo. Jego próbkę można usłyszeć na profilu myspace NEPAUZ-HAD w postaci utworu „Selfdestruction Blow”. Kiedy można się będzie go spodziewać i co będzie zawierać?

Próbkę to dość dobre określenie, ponieważ całość przechodzi jeszcze przez konkretny miks i dochodzi sporo partii elektroniki.

Płyta nosi już imię: „Havokk”. Cały materiał to 10 utworów w różnych, starannie przemyślanych klimatach. Ciężko mi oceniać własną muzykę, ale z pewnością jest to dużo szybszy materiał od poprzednika, bardziej odważny w rozwiązaniach i dużo bardziej techniczny. Pozostała kontrastowość, doszedł bardziej klaustrofobiczny klimat i przede wszystkim motoryka. Można się spodziewać zarówno szybkich partii stricte blakk jak i drumowych podkładów uzupełniających perkusję. Będą trzy przeplatające się wokale: Peter Greede z PROGHMA-C, Cryonic Bane z noisowego DICTUM ACERBUM i mój, zaś sola gitarowe zaimplikuje Tom Ash z DISLOYAL. Materiał ewoluował przez ok 2 lata, więc myślę, że będzie całkiem przyzwoity. Szacuję, że płyty spodziewać się będzie można za jakieś 3 miesiące, jednak słowa dać nie mogę, hehe, w życiu bywają poślizgi. Dodam, że w trakcie kończenia prac nad „Havokk'iem” rozpoczęliśy prace nad kierunkiem następnego wydawnictwa NEPAUZ-HAD. Na dzień dzisiejszy mogę powiedzieć, że kompozycją zajmę się razem z Tom Ash'em i MJR, zaś muzyka znów odbije w nieco inny klimat niż „Havokk” i „Blakkstarz Hordez”.

„Co do samego zespołu to na początku mocno siedział w legendach indiańskich i mastertonowskiej fikcji, teraz nieco inaczej, mniej ideologii, więcej obrazu” cytując Twoje słowa chciałbym Cię zapytać jak daleko różnić się będzie nowa odsłona od „Blakkstarz Hordes”?

Myślę, że dość znacząco. Wychodzę z założenia, że nie ma większego sensu nagrywać kolejnych kopii płyt, nie jest to ciekawe zarówno dla słuchaczy jak i samych twórców. W zamyśle mam zbyt wiele konceptów na kolejne materiały, aby trzymać się jednej linii frontu. Pierwsza płyta była przepełniona indiańskimi legendami, a precyzując, ich ponurą stroną. Nowa płyta NEPAUZ-HAD skupia się na człowieku jako jednostce, jest pozbawiona jakichkolwiek imperatywów, czy to natury ideowej, czy też moralnej. Merytoryka w tym wypadku stanowi swojego rodzaju obrazy, które mają wywoływać odpowiednie wyobrażenie sytuacji w oczach odbiorcy. Skupia się na psychice człowieka, jego czynach w określonych sytuacjach, czy też na samych sytuacjach, często wyrwanych z rzeczywistości, a mających swoje podłoże głównie w umyśle podmiotu utworu. Nie będzie realistycznych opisów bitew, zbrodni czy innych tego typu pierdół. Będzie to oderwanie od ziemi rozgrywane tylko w Twoich oczach. Dla przykładu:

Wyobraź sobie, że wychodzisz z pracy do domu. Jest słoneczny dzień, czwarta po południu. Zakładasz słuchawki włączasz muzykę i ruszasz przez miasto. Mijasz kilku pierwszych przechodniów, jesteś w zupełnie innym świecie niż oni. Widzisz klarowną, nieuchronną zgubę na twarzach każdego z nich, niezależnie od wieku czy płci. Obraz zaczyna drgać jak na starych klatkach filmowych, budynki płowieją, a przez zamglone spojrzenia ludzi wokół dostrzegasz ich małe problemy, skrywany wstyd, drobne słabości, pustkę i przyziemność sprowadzającą ich do sytuacji robaka, którego właśnie ominąłeś, aby nie rozdeptać. Nie czujesz żadnej władzy, jesteś jednostką niosącą w sobie świadomość tej sytuacji, być może coś więcej. W każdej najbardziej seksownej kobiecie widzisz jedynie worek kości i mięsa, jeden worek ocierający się o drugi worek, pot, dyszenie i absolutny brak dostojności tego przezabawnego aktu. Samce nieudolnie starający się sprawiać wrażenie alpha. Samice nieustannie wmawiające sobie, że jest coś więcej, podczas gdy tylko kipią niecierpliwością, aż ktoś odpowiednio je skołuje. Widzisz motelowy pokój przy drodze, siedzącego w fotelu spoconego wieprza, i leżącą zakrwawioną Candy bez oddechu, jej krew na ścianach. W jednej chwili wszystko oddala się, powoli obraca w popiół, skupiasz swoją uwagę na oprawkach okularów, które właśnie zdejmujesz. Wyłączasz muzykę, wchodzisz do domu, zaparzasz kawę, przeglądasz rachunki za prąd..

Byłeś gdzieś indziej, wszystko działo się w Twojej głowie, ale czy było mniej realne?

Jak myślisz Rhenn, gdzie byłby dziś NEPAUZ-HAD gdyby nie te wszystkie przeciwności losu? Zastanawiałeś się kiedyś nad tym?

Szczerze mówiąc nie patrzę na to w takich kategoriach. Wszystko co nas spotyka jest nieuniknione i nieunikniona była droga NEPAUZ-HAD. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem tylko korzystać z okazji i przeć naprzód, odkrywać w sobie nowe inspiracje. Wszystko co się zdarzyło, doprowadziło nas do miejsca w którym jesteśmy. Np. Wczoraj z MJR mieliśmy niezły trip po ekstrakcie z salvii divinorum. Żałować czegokolwiek, to jak żałować wczorajszego dnia, hehe. Nawiasem to polecam salvię, halucynogenna i legalna. Palą to szamanie Mazateków, palili Aztekowie.

Myślałeś kiedyś o przedstawieniu na żywo twórczości NEPAUZ-HAD?

Owszem, raz nawet dość intensywnie, jednak odwiodły mnie od tego pomysłu trzy rzeczy. Pierwsza, to fakt, że sam nie przepadam za koncertami, ludzie w większości przypadków przychodzą się napić, posłuchać raczej nieskomplikowanej formy metalu, NEPAUZ-HAD zaś nie należy do tych najprostszych w odbiorze, sam nie wiedziałbym jak się bawić w towarzystwie przy muzyce, która opiera się na kontrastach. Głównym jednak powodem był brak odpowiednich muzyków w zasięgu, ponieważ na przedstawienie całości na żywo, skład musiałby zostać znacznie poszerzony. Może kiedyś jeszcze to rozważymy, czas pokaże.

Na zakończenie chciałbym się jeszcze dowiedzieć czegoś o innym projekcie z Twoim udziałem, mowa o Black Metalowym JASMINE, który tworzysz z MJR. Ponoć macie już jakiś materiał? Wyda to ktoś?

Mamy cały materiał, będzie to EPka na 6 utworów. Muzyka w tym wypadku to dość agresywny Black Metal, bez specjalnych udziwnień, jednak całkiem rozbudowany. Decyzja komu przypadną wokale jeszcze nie została podjęta i jesteśmy w chwili obecnej bardzo otwarci na propozycje z „zewnątrz”. Materiał jest szybki, motoryczny i jak najbardziej ponury. Co do wydania to mamy pewne plany, jednakże na dzień dzisiejszy nie jest to priorytet. Planujemy ukończyć prace nad JASMINE w tym samym czasie co prace nad NEPAUZ-HAD. Mogę jeszcze powiedzieć, że JASMINE nie będzie jednopłytowym projektem, MJR skomponował już sporo materiału na następne wydawnictwo.

Dzięki Rhenn za ten wywiad. Mam nadzieję, że następca „Blakkstarz Hordes” niebawem zagości w moim odtwarzaczu. Twoje ostatnie słowa dla czytelników MetalCentre.

Również dzięki serdeczne. Zapraszam na oficjalną stronę http://www.myspace.com/nepauzhad Otwartym na muzykę siły, próżności i otwartej refleksji – oczekujcie spustoszenia, jakie zasieje „HAVOKK”. Żyjcie szybko, umierajcie młodo i zostawcie po sobie atrakcyjne zwłoki. Stay stoned!

http://www.myspace.com/nepauzhad


Materiały wykorzystane w wywiadzie nadesłał Nina Rhenauzov


Powrót do góry