SPIRAL MADNESS – Wywiad z Zephyrem, wokalistą i basistą SPIRAL MADNESS

Przedstawiam wam drugi zespół wydobyty z głębin podziemnego nurtu muzycznej Warszawy. Spiral Madness nie jest może zespołem deklasującym konkurencję błyskotliwą techniką, powalającym innych wyrachowanym brzmieniem, ani nie jest zespołem, który o sławę zabiega specjalnie. Głównym celem, dla którego został powołany do życia, jest wewnętrzna potrzeba grania muzyki, co może nie jest znowu niby taką rzadkością, ale już z kolei upartość, jeśli chodzi o lekceważenie istnienia czegoś takiego jak studia nagraniowe, jest pewnego rodzaju ciekawostką.

Jak rozumieć zwrot “spiral madness”? Kto wymyślił tę nazwę?

Kiedyś Łysy, który grał na perkusji wraz ze mną w Vinegar, mojej poprzedniej kapeli, napisał tekst o tym tytule. Nie wiem, co on chciał przez to powiedzieć. Trochę pewnie wyjaśnia sam tekst… Nam się bardzo spodobała, bo dobrze brzmi i nie ma jednoznacznej interpretacji, więc tłumaczenie pozostawiamy, każdemu zakręconemu obłędem słuchaczowi Spiral Madness.

Jak idzie wam praca nad własną autopromocją? Słyszałem, że ostatnio puszczano wasz materiał “Death&Roll” w rzeszowskim radio Centrum… Jaki na razie zanotowaliście odzew na materiał?

Z tego, co wiem, to również w radiu Park FM w audycji Nemezis. Ogólnie rzecz biorąc obrałem pewien kierunek, jeśli chodzi o autopromocję. Zrobiłem 100 kopii materiału i rozesłałem to do różnych ludzi, których w sumie nie znałem, a adresy zdobyłem przede wszystkim z maila Agaresa ze wspomnianego Nemezis. Napisałem krótkie info o kapeli, i zapytałem, czy nie chcą płytki. Odzew był spory i kto chciał, to dostał. Były to osoby „prywatne”, ziny, radia, itd. Przynajmniej ślad po Polsce poszedł, że istniejemy. Dosyć egzotyczny sposób, nie? Ale zważając na to, że wszyscy mają coraz mniej pieniędzy i coraz mniej płyt kupują, to chyba jedyny sposób, żeby poznało cię chociaż parę osób w całej Polsce. Może kiedyś ktoś taki wpadnie na koncert… Jeżeli chodzi o radia, to jakiegoś tam specjalnego odzewu nie zanotowałem, natomiast po akcji promocyjnej z płytkami, dostałem parę listów i maili w większości pozytywnych, choć i te nie pozytywne też były, ale tak naprawdę stosunek jest 10:1. Jeżeli chodzi o recki, to w większości opinie były pozytywne, choć bardzo mała liczba ich do mnie dotarła, jak na ilość zinów, do których wysyłałem płytkę. Wielkie dzięki dla Metal Centre, Bomber Magazine, Morbidious Pathology 'zine, Forgotten Chapel Magazine i innych zinów, które wystawiły nam lepsze lub gorsze recki.

Czy możesz mi wyjaśnić, kto obecnie gra w SPIRAL MADNESS? Zdaje się jakieś tasowania macie teraz w składzie?

No coż. Zmienił się troszkę skład, obecnie oficjalny skład SPIRAL MADNESS to: Zephyr – voc/bass; Chmura – gt; Seler – gt; Wielebny – dr. Seler zastąpił Vikinga na gitarze, a Wielebny, Denego na perkusji, ale główny rdzeń SPIRAL MADNESS pozostał bez zmian.

No właśnie… Skąd wynaleźliście Selera i Wielebnego? Grali gdzieś może w czymś, co mogłem już wcześniej słyszeć?

Seler jak i Wielebny byli muzykami nieistniejącej już kapeli o nazwie MARTIAN. Swój styl określali jako Nu Progressive, cokolwiek to znaczy, a muzyka odnosiła się do muzyki zespołów takich jak TOOL, S.O.A.D., MUDVAYNE, DEFTONES, SLIPKNOT etc. Czy ich słyszałeś, raczej wątpię, następna podziemna kapela. Sam Seler jest fascynatem heavy-thrash metalu, natomiast Wielebny słucha wszystkiego, od kapel wymienionych powyżej po VADERA. Skąd ich mamy, no cóż, kto szuka ten znajdzie. Zaproponowaliśmy im udział w SPIRAL MADNESS, przesłuchali Death&Roll'a, spodobało się, więc postanowili dołączyć do nas.

Czemu zdecydowaliście się na dosyć desperacki krok, żeby zarejestrować w studiu ścieżki perkusji, a w domu resztę? Moim zdaniem, o ile bas i gitary rytmiczne brzmią jeszcze sensownie, to np. gitara prowadząca i wokale są troszkę za cicho… Nie dałoby się tego podbić delikatnie do góry? Jesteście zadowoleni z efektu? Czy nie warto byłoby jeszcze raz siąść do tego i przemiksować go na nowo? Pytam Ciebie, ponieważ to ty jesteś wymieniony jako główny odpowiedzialny za rejestrację i miks tego materiału…

Pierwsza sprawa, to jest sprawa kosztów. Ceny w studiach są dosyć wysokie, nie dysponujemy zapasem wolnych środków, żeby wszystko studyjnie nagrać. Bardzo chętnie przyjmiemy oferty sponsoringu, wtedy, kto wie, co z tego wyjdzie. Jak na razie jesteśmy kapelą undergroundową, więc nagraliśmy to również undergroundowo, a że chcieliśmy mieć trochę lepszy efekt niż po nagraniu na dyktafon, to poszliśmy do studia, po czym zaprzęgnąłem kompa i do roboty. Druga sprawa, to taka, że nikt nie miał wpływu na cały proces tworzenia materiału, więc wszystkie rzeczy wypływały spontanicznie od nas, więc jest to tylko nasze. Efekt końcowy jest taki, jaki jest, trudno nam obiektywnie oceniać, może jest za mało mięsa w brzmieniu gitar, ale np. solówki w założeniu miały takie być – jak z otchłani, brzmieniowo wzorowałem się na Dismember, co do wokali – podobno są fajne, szczególnie te nawracające darcie ryja. Być może następne nagrania będą lepsze, w sumie to pierwsze moje tak duże przedsięwzięcie, a każde następne powinno być coraz lepsze, ale ludziom się podoba ta surowość. Nie neguję tego, że nagrywanie we własnym zakresie powoduje pojawianie się różnego rodzaju zarzutów, że to czy tamto jest za cicho, za głośno, źle brzmi itd., ale właśnie takie miało być, surowe i szczere, przecież pracowałem nad tym praktycznie sam, więc nie ma się co dziwić. Nie stała za tym nagraniem rzesza akustyków i ludzi pracujących w studio i nic tego nie wyrówna. Zresztą, co to za underground, jakby był nagrywany w studio, chociaż słyszałem nagrania studyjne totalnie spierdolone, a nasze uważam nie brzmi jeszcze najgorzej. Fakt, mogłoby być lepiej, ale poczekajmy z tym jeszcze trochę, jak będziemy nagrywać LPlaya, to dopiero będzie zajebiście wszystko brzmiało ha, ha…

Uwagi, jakie spotkałem na temat waszego promo, dotyczą m.in. języka angielskiego… Czemu zdecydowaliście się na ten język, mimo iż zamieściliście na płycie również numer polskojęzyczny? Moim zdaniem powinniście raczej przy tym pozostać. Uważam tak ze względu na fakt, że purystę językowego razić mogą hm… pewne usterki w tekstach angielskich… A poza tym, wolałbym pod sceną wiedzieć, o czym śpiewacie, a nie szukać wkładki z tekstami po kieszeniach…

Większość kapel metalowych śpiewa w tym języku, i ludziom, a również i mi się to podoba. Język angielski jest bardziej medialny od polskiego i lepiej brzmi. A usterki można naprawić… Co do utworu polskojęzycznego, akurat tekst Wyblakła noc podpasował do pierwotnie instrumentalnego utworu Unnamed, więc jakoś tak wyszło, że tak zostało.

Co Spiral Madness odziedziczyło po wcześniejszych projektach?

Na pewno coś odziedziczyło, chociażby muzyków, choć wcześniejsze projekty, oprócz Morgenstern, nie miały zbyt dużego wpływu na obecną muzykę Spiral Madness. Teraz muzykę robi raczej Chmura, oczywiście przy współudziale wszystkich i niech tak pozostanie. Najdłuższy i zarazem pierwszy mój projekt o nazwie Vinegar, z którym jestem do tej pory emocjonalnie związany (tzn. pamiętam i wspominam dobrze te czasy), to była troszkę inna muzyka, więcej było grindowego grania. Oczywiście, to było budowanie doświadczenia i umiejętności, ale nie było takiego podejścia jak teraz w Spiral Madness. Była to bardziej zabawa niż jakieś tam wielkie granie. Plusem tego było to, że dzięki Vinegar poznałem Chmurę – próbowaliśmy ze wspomnianym Łysym wskrzesić Vinegar, szukaliśmy gitarzysty i Chmura się zgłosił, ale nie daliśmy rady, nie pamiętam już dlaczego, nie ważne. Po jakimś czasie Chmura stworzył projekt o nazwie Morgenstern, razem z gościem o imieniu Kuba i zaprosił mnie do udziału w nim. Pierwsze kawałki Chmury i późniejszego Spiral Madness – Wolfhearts, Spiral Madness i Despair stworzyliśmy właśnie tam, wraz z Łysym. Gdy ten projekt padł tzn. Chmura pokłócił się z Kubusiem nie wiem o co, a Łysy po tym incydencie całkowicie zrezygnował z grania, powstało pytanie – co dalej? Na szczęście Chmura znalazł gościa na gary i pojawił się Jack. Przekształciliśmy się w Spiral Madness i trwamy do dziś. Ale mamy w naszym repertuarze dzięki mojemu sentymentowi do starych czasów, zajebisty kawałek Vinegar'a – World is ash. Reszta nie miała znaczenia.

Ile macie w sumie gotowego materiału? I dlaczego, skoro w bio napisałeś, że materiał nie jest do końca reprezentatywny do tego, co stworzyliście, dobór numerów jest taki, jaki jest?

W tej chwili mamy 15 kawałków co stanowi ponad godzinę materiału. To nie o to chodzi, że materiał nie jest reprezentatywny, temu materiałowi brakuje do końca brzmienia takiego, jakiego byśmy chcieli, ale muzycznie jest OK.

No dobrze. Wróćmy się jeszcze na chwilkę do przeszłości. Zanim powstało demo „Death&Roll”, reklamowaliście się materiałem pt. „Graveland”. Gdzie zostało zarejestrowane, ile trwało czasu, ile zawierało numerów, i czy jest jeszcze gdzieś dostępne?

Demo Graveland ciężko nazwać demem. Nie reklamowaliśmy się nim zbytnio, ponieważ jest to nagrane w sposób słaby technicznie i muzycznie. Przede wszystkim graliśmy we trzech, nie było 2 gitary ani żadnych solówek czy wstawek. Zostało zarejestrowane z powodu tego, iż już wiedzieliśmy, że Jack od nas odejdzie. Miał już swoje lata i nie chciał już grać, a o koncertach to w ogóle nie chciał słyszeć, ale zawdzięczamy mu to, że ruszyliśmy w ogóle, jako Spiral Madness. Grał nam na garach i bardzo dobrze się z nim pracowało. Zaoferował się, że będzie z nami na początku grał, pomimo tego, że nigdy nie grał takiej muzyki, uczestniczył poprzednio w projektach punk-rockowych, choć słuchał metalu a szczególnie death. Taki dziwny split – nie? No więc, nie wiedzieliśmy co nas czeka, czy znajdziemy kogoś na jego miejsce i czy w ogóle będziemy dalej grać. Nagraliśmy to przede wszystkim na własny użytek, że tak powiem, żeby nie zapomnieć, w sali prób, z użyciem czterośladowego magnetofonu TASCAM. Na Graveland złożyło się 10 numerów, ale były bardzo ubogie i dosyć krótkie. Cały Graveland trwa z jakieś pół godziny. Umieściliśmy później 5 utworów z Graveland na Death&Roll, odpowiednio przerobionych na potrzeby 2 gitar. To demko, czy reh czy jak tam to by nazwać można zdobyć tylko bezpośrednio od nas, tak jak i Death&Roll zresztą.

Przyznam się, że kiedy przeczytałem, że określacie się jako zespół death'n'rollowy, to zgłupiałem. Po przesłuchaniu płytki zawierającej 36 minut, jestem skłonny uznać, że bliższym prawdy określeniem waszej muzyki jest thrash, choć przez chwilę deathem wieje…

Tak? Ciężko mi coś powiedzieć na temat stylu naszej muzyki, tu zawsze mamy problem, ponieważ nie można nas zaszufladkować do konkretnego gatunku. Określiliśmy nasz styl jako Death&Roll, choć to stwierdzenie wypłynęło od Chmury – kiedyś padło takie pytanie wśród nas: co my właściwie gramy i Chmura wykrzyknął: „death&roll!!!” i tak się u nas przyjęło. A czy to thrash, czy death… może i to, i to. Wiesz, nasza muzyka wypływa z naszej natury, słuchamy z Chmurą death metalu, trochę black, trochę gothic, więc w sumie mroczni z nas goście, ale lubimy zabawić się, więc wyszła taka dziwna muzyka. Ale lubimy to, choć założenia są takie, że będziemy kroczyć w stronę coraz cięższego grania, co nie znaczy, że szybszego. W naszej muzyce jest masa średniego tempa, z dużą domieszką zwolnień i tego byśmy chcieli się trzymać, nie chcemy grać tak jak w nowych kapelach death metalowych z masą popierdolonych szybkości, gdzie trudno wyczaić jakąś muzykę w ogóle.

Jak komentują to ludzie po koncertach? Domyślam się, że taka muzyka na żywo może się podobać…

I podoba się, to wiem na pewno, bo widzę po reakcjach… a ponieważ nie jesteśmy za dobrze znani, nasza muzyka jest dość przewidywalna, nie jest za skomplikowana i jest tak ułożona, że się raczej czuje, co będzie dalej, i dobrze się przy niej macha łbem.

Jak wygląda ostatnimi czasy wasza działalność koncertowa?

Z koncertami nie jest za dobrze, wyczuwa się uderzający brak informacji od organizatorów koncertów, do których można by się zgłosić, a szukanie samemu to bardzo ciężka harówa, nawet nie tyle fizyczna, co psychiczna. Mamy za sobą dwa odwołane koncerty w Warszawie, jeden w Kopalni, drugi w Paragrafie 51. Oba miały się odbyć w okolicach września 2002. Widzisz, jak cię nikt za dobrze nie zna i nikt się za tobą nie wstawi, to laskę kładą, drukujemy plakaty itp. a oni dzień wcześniej dzwonią i mówią, że coś tam nie wypaliło i nie da rady. Zaczynam mieć dosyć tego miasta, nie lubię tu grać, szczególnie, że gra tu w kółko 5 tych samych kapel na krzyż, a gdzie inne wartościowe zespoły z Warszawy, o których wiem, że są, a prawdopodobnie nigdy tu nie wystąpią, bo nie mają układów, tak jak zresztą my?… Całe to towarzystwo, które organizuje imprezy, nawet nie tyle w Warszawie, co w ogóle w Polsce jest zajebiście hermetyczne, chuj wie jak do nich trafić. Ostatni koncert odbyliśmy 12.VII.2002 w Przestrzeni Graffenberga w Warszawie, zabawa była bardzo dobra, chyba najlepszy nasz występ. Na żaden następny nie dano nam szansy…

Czy współpracujecie z jakimiś kapelami, czy wkręcacie się nawzajem na imprezy?

Tak, największa i najdalsza wymiana była z thrash – death metalowym Temple of pain z Zakopanego, zagraliśmy tam kiedyś przypadkiem i zaprzyjaźniliśmy się z nimi. Zaprosili nas z pół roku później ponownie na koncert do Zakopca, a my ich potem do Warszawy, do Przestrzeni Graffenberga. Graliśmy wtedy z black metalowym warszawskim zespołem Desiderata, z którym utrzymujemy także bliski kontakt i staramy się wspólnie szukać miejsc na koncerty.

Dlaczego pożegnaliście się z Vikingiem? Zdaje się miał spory udział w wasz dorobek…

W zasadzie to on się pożegnał z nami. Próbowaliśmy się z nim porozumieć, ale się nie dało… Uczyliśmy go gry praktycznie od zera, poświęciliśmy mu masę czasu, a on się na nas wypiął. Wiesz, był to człowiek, który chciał rządzić w tej kapeli i być głaskany po główce, a my z Chmurą nie dopuszczaliśmy takiej wizji, bo już byśmy grali jakąś rockową kupę albo szanty. On ciągle gadał, że chce mieć z grania profity, a po zagraniu paru koncertów zobaczył, że nic z tego i bardzo się rozczarował. Ważniejsze były dla niego pieniądze, niż muzyka. Nigdy nie był widocznie szczery. Zaczął domagać się takich praw, jakby to on stworzył Spiral Madness, a tak nie było. Nikt mu nie zamierzał mówić, jaki to z niego zajebisty muzyk, bo tak naprawdę to muzyk z niego był słabiutki, chodził w koszulce Death'a, a grał mi na próbach „Przeżyj to sam”… Gitary na materiał „Death&Roll” nagrywał tylko Chmura, bo on nie był w stanie, a że grał z nami w tym okresie, gdy nagrywaliśmy, to umieściliśmy go na wkładce. On tylko grał z nami koncerty. Poza tym nie jest to dla nas jakiś wartościowy człowiek, o którym warto by było wspominać. O wiele bardziej wartościowym był Jack, poza tym od pewnego czasu mamy bardzo dobrego gitarzystę, wie, co gra i na nim się skoncentrujmy.

Gdzie gracie próby? Jak często udaje się wam razem pograć w tygodniu?

Mamy takie jedno miejsce, w którym gramy od początku istnienia, niestety musimy płacić, ale zastanawiamy nad jakimś tańszym i lepszym miejscem. Ta sala już się trochę zestarzała, sprzęt się sypie i w ogóle… ale klimat za to jest bardzo dobry, dobrze się dogadujemy z właścicielem, nikt nam nad łbem nie stoi i nie wskazuje palcem na zegarek. Staramy się co tydzień spotkać i pograć przynajmniej 3-4 godziny, ale wiadomo nie zawsze się to udaje.

A co sądzicie o cenach sprzętu w Warszawie? Dlaczego dobre, używane wiosło kosztuje w Polsce przeciętnie kilka średnich pensji, skoro w Stanach np. niemal każdego bezrobotnego stać na używaną gitarę dobrej marki… Macie może jakieś ulubione sklepy muzyczne, które szczególnie polecilibyście metalowej braci?

Wiesz co sądzę o cenach w Warszawie, i w ogóle w Polsce – mówię na przykładzie pewnej firmy produkującej wiosła w Nowym Targu, że kurwa, nie rozumiem, i nie wiem co sądzić. Kiedyś dzwoniliśmy do Nowego Targu w sprawie gitary, pomyśleliśmy, że od producenta będzie taniej, a tu dupa! – było drożej niż w sklepie na pl. Unii Lubelskiej???!!! – ot zagadka. Druga sprawa, to gdyby sprzęt był w normalnych cenach, to pewnie byúmy zrobili sobie wůasnŕ salkć na próby. Trzecia, mówisz o Stanach, a ja byůem w komisie w Glasgow i w Liverpoolu i tam widziaůem gitary za np. 80 Ł. Nie wiem co ksztaůtuje ceny u nas w kraju, ale droýej to chyba byă nie moýe. Juý jest chyba ze 300% przebicia. Nie wiem co polecić ludziom, (chyba że Allegro.pl – tu kupiłem swój piec), tu chyba każdy musi się zdać na własną intuicję, najlepiej chyba sprowadzić sobie coś fajnego, albo długo zbierać…

A gdzie najłatwiej jest was spotkać?

Mnie to najczęściej w pracy, domu z żonką, córką, i browarem, a reszta to nie wiem.

Zdaje się w Krakowie, podczas waszego koncertu zaszło jakieś nieporozumienie, czy też konflikt z inną kapelą. O co poszło?

Kraków???!!! Nigdy nie graliśmy w Krakowie, a także nie pamiętam konfliktów z innymi kapelami, gdziekolwiek… Ale to ciekawe, wynika z tego, że mamy na swoim koncie jakiś koncert, którego nie było. To dobrze, im więcej tym lepiej, ha,ha…

Każdy niezależny zespół napotyka szereg problemów. Jakie dominują w waszym przypadku?

Jak już wspominałem, przede wszystkim jest problem z koncertami, sprzętem a poza tym nie ma zbyt dużych możliwości wydania się, no i brak sponsoringu, który mógłby zaowocować konkretnym wydawnictwem.

Jakoś nie potrafię wyobrazić sobie sponsoringu dla kapeli death metalowej… Może to jest tak, że jednak trochę za mało robicie sami? Pamiętam z czasów, że jak sam grałem, to może co piąty koncert był takim, na który dostaliśmy zaproszenie z zewnątrz. Pozostałe 80% musieliśmy niestety wydreptywać sobie sami. Ale tak przez ciekawość. Jak sądzisz, w ilu klubach w Warszawie można zrobić heavy metalową imprezę?

Nie wiem w tej chwili, może w czterech, a z tym dreptaniem, hm… no cóż drepczemy, a czy dodrepczemy to się okaże, wiesz jest duża konkurencja, a środowisko metalowe jest dosyć zawistne, np. taki dresiarz, jak nie ma kasy, to pójdzie i ukradnie, a nam pozostaje muzyka i walka o przetrwanie. Czy ja mało robię, trudno mi oceniać, ale już mi się pomysły kończą.

Kiedy będzie można wybrać się na wasz najbliższy koncert?

Na dzień dzisiejszy nic nie wiem. Wiesz tutaj trudno coś ustalić, najczęściej jakaś impreza pojawia się znienacka. Być może wystąpimy na przeglądzie w Malborku 4.07.2003. Pertraktuję także obecnie z organizatorami Mistycznej Nocy w Katowicach oraz Darkfest w Trójmieście.

Czy przykładacie większą uwagę do warstwy tekstowej?

Oczywiście.

Czy można określić, o czym mniej więcej traktują, czy też mają większy rozrzut? Jakie liryki Spiral Madness są twoimi ulubionymi? Czy identyfikujecie się z nimi, czy też ich rolą jest po prostu uzupełnić muzykę?

Może trochę jest prawdy w stwierdzeniu, że są po to, aby uzupełnić muzykę, bez tekstu trudniej śpiewać, ale mówię to ze względu na to, że nie chcemy wnosić do naszej muzyki jakiejś tam specjalnej doktryny. Nie jesteśmy jakimiś zagorzałymi fanatykami satanizmu czy czegoś innego, już bardziej nihilizmu – Helpless, chociaż w niektórych sferach sympatyzujemy – chodzi tu przede wszystkim o satanizm egoistyczny tzn. rób sobie, co tobie miłe, he, he. Ale nie chcemy poprzez nasze teksty wciskać komuś jakiejś ideologii i próbować zmienić świat i tak całego systemu nikt nie złamie. Raczej teksty powstają w ten sposób, że jak ktoś ma potrzebę napisania czegoś to pisze, i wtedy jest to najbardziej szczere. Ja raczej piszę teksty o grobowym nastroju, a Chmura jakieś pokręcone psychozy, reszta to różnie. Wykorzystaliśmy również teksty Łysego.

Czy startowaliście na jakichś przeglądach? Z jakim skutkiem?

O tak. Wystąpiliśmy raz w Rawie Maz. na VI MPMM (jakbyś nie wiedział, to znaczy Międzywojewódzki Przegląd Muzyki Młodzieżowej) Rawa 2001. Ubaw mieliśmy zajebisty. Byliśmy najlepsi oczywiście, bo nie było innych kapel metalowych, same bluesowo-rockowe. Jury (typu dwóch gogusi w garniturkach i paniusia w żakieciku) wywalili gały, jak nas usłyszeli, no i oczywiście nie dostaliśmy żadnej nagrody, ale czad był niezły ha, ha.

Mam jakieś takie przeczucie, że macie alergię na słowa: teledysk, studio nagraniowe, płyta, kontrakt itp. Węszę w tym ślady jakiegoś buntu przeciwko „przefałszowanemu technikami realizacyjnymi w studiu alternatywnemu istnieniu zespołu”, bo wiadomo, że inny jest odbiór zespołu z płyty, a czymś innym jest współudział w jego koncercie… Dobrze mi przypadkiem coś krąży po głowie? Czyżbyście mieli coś przeciwko muzyce z płyt? Przecież dzięki nagranej płycie można przenieść wasze pomysły np. za ocean…

Owszem można, chętnie przeniosę swoją własną płytę za ocean, kiedyś. Nasuwa mi się jeszcze taka myśl: po co mamy się zarżnąć finansowo, wydać masę kasy na studio, jak i tak byśmy tego nie wydali lub wydali, ale na nie zadowalających nas warunkach. Dlaczego mamy nagrać zajebisty materiał i sprzedać go za bezcen? Jeśli jakaś wytwórnia chciałaby się zainteresować wydaniem nas w sposób profesjonalny, to my poprosimy o profesjonalne studio, niech w nas zainwestują i sobie sprzedają nasze płyty, nie mam w sumie nic przeciwko, ale niech my przynajmniej na tym nie stracimy. Nie mamy zamiaru nikomu robić prezentów, nikogo dorabiać, ani podlizywać się, żeby ktoś nas wydał. Poza tym będę miał większą satysfakcję, jeśli naszą muzykę pozna dużo ludzi i nikt nie będzie za tym stał, przynajmniej będziemy tworzyć niesklasyfikowaną gałąź muzyki metalowej. Myślę, że takie demo jak Death&Roll dla człowieka, który naprawdę interesuje się muzyką metalową, wystarczy by nas ocenić, ale to moje osobiste zdanie na ten temat, szczególnie, że ludzie przyzwyczaili się właśnie do wyśrubowanych studyjnie brzmień kapel, które dzięki temu brzmią dużo lepiej niż na żywo i całe ich szczęście, choć nie jest to do końca prawdziwe. Ogólnie nie mam nic przeciwko płytom (sam mam masę różnych płyt – jeśli o to chodzi), czy studiom, jest to potrzebne, ale niech się odbywa na zdrowych zasadach.

Czy zamierzacie skupiać się tylko na Spiral Madness, czy też grywacie czasem w jakichś luźnych projektach dodatkowych?

Nie grywamy w żadnych projektach dodatkowych, uważam, że to bez sensu, szkoda energii, którą można poświęcić Spiral Madness, jeśli nie, to wypad, tu raczej jestem radykalny.

Chciałbym uzyskać od Ciebie deklarację, że warto zainteresować się Spiral Madness, i uzasadnienie dlaczego… Czym jest dla Ciebie granie muzyki?

Dlaczego warto? Spiral Madness jest kapelą jedyną w swoim rodzaju. Nikt nie gra tak, jak my. Nasza muzyka wypływa z serca, bo żyjemy tym, co robimy i jest to dla nas drugi świat, wiesz, jakieś antidotum na problemy, sposób na życie… A ponieważ robimy to, co kochamy, to chcemy to robić jak najlepiej. A nie oczekujemy wiele w zamian… może trochę szacunku.

OK. Dziękuję za wywiad w imieniu całego Metal Centre. Możecie za naszym pośrednictwem kogoś pozdrowić, lub coś przekazać…

Również dziękuję i pozdrawiam wszystkich, którzy przyczyniają się do szerzenia działalności Spiral Madness. Hail. Prosimy o kontakt, jeśli ktoś by wiedział o jakimś koncercie, na który można by się wkręcić, nie chcemy oczywiście nic w zamian, możemy grać za przysłowiową misę strawy.

www.spiralmadness.metal.pl
Spiral Madness:
ul. Smocza 21/49
01-051 Warszawa
tel. 0502835773
e-mail: spiralmadness@tlen.pl


Powrót do góry