MESS AGE – Wywiad z Otwieraczem

Prezentuję wam wywiad, który przeprowadziłem z Otwieraczem z gdańskiego thrash'n'death'n'cholera-wie-co-ale-zajebiście-czesząco-metalowego Mess Age. Chłopaki przepracowali uczciwie ostatnie kilkanaście miesięcy, najpierw wydając rozpieprzającą mózg płytę, a następnie rozpieprzając czaszki na scenach w Polsce i w Europie. Obecnie szykują się na nowe podboje i łupy podczas mającej odbyć się już niedługo trasy europejskiej, więc będzie okazja zobaczyć ich na żywo ponownie. A na razie starczyć wam musi ta rozmowa…

Ile czasu gracie już pod szyldem MESS AGE?

Witam All. Dokładnie teraz mija nam pięć lat wspólnego miotania się po metalowej scenie. Prawdę mówiąc, szybko to nam zleciało, ale to pewnie dlatego, że raczej przez ten czas sporo się u nas działo. Kilka dni temu zagraliśmy z tej okazji koncert w miejscu, gdzie kiedyś zaczynaliśmy grać próby. Dobra była zabawa, bo dużo browarów pękło. Na 10 urodzinki wypijemy pewnie jeszcze więcej, ale musimy potrenować.

Wasz materiał “self convicted” wyszedł już ponad rok temu. Czy możecie pomału dokonać jego oceny z perspektywy tego roku? Jak się sprawdza na koncertach?

Po roku od nagrania, jak to zwykle bywa znajdujemy jakieś niedociągnięcia, ale właśnie dzięki temu, na kolejnym materiale unikniemy niektórych błędów. Co by jednak na ten temat nie mówić, cały czas płytka bardzo nam się podoba i jesteśmy z niej zadowoleni. Odnośnie koncertów, to trudno mi sobie wyobrazić żebyśmy grali numery, które słabo na nich wypadają. Granie wszystkich kawałków sprawia nam zajebistą frajdę i świetnie się przy nich bawimy, mam nadzieję, że ludzie, którzy przychodzą na nasze koncerty, przynajmniej w połowie czują, to co my podczas grania.

Czy na dzień dzisiejszy mielibyście w nim ochotę coś zmienić, gdyby była taka możliwość?

Gdyby była możliwość, to z pewnością zrobilibyśmy porządny mastering, co poprawiłoby brzmienie. Nic innego w tej chwili mi do głowy nie przychodzi, choć pewnie gdybyśmy mieli szansę pogrzebać w studio, to troszkę byśmy pomieszali. Ale z drugiej strony myślę, że nie ma takiej potrzeby, a do kręcenia w studio jeszcze nie raz będziemy mieli okazję, więc nie ma po co cofać się do czegoś, co już za nami.

Czyż nie czas na zaznaczenie waszej obecności nową płytą? Czy szykujecie jakiś nowy materiał? Jakie na pewno zaszłyby w nim zmiany w porównaniu do obecnego?

Cały czas zaznaczamy swoją obecność grając koncerty, więc myślę, że nie dajemy o sobie zapomnieć. Jednocześnie szykujemy się do nagrania drugiej płytki, obecnie mamy gotowe, no, powiedzmy, sześć numerów, które trafią na ten album. Do studia planujemy wbić się we wrześniu tego roku i spędzimy w nim prawdopodobnie cały miesiąc. Tak jak poprzednio będzie to Red Studio i Piotr Łukaszewski, ale do nagrań skorzystamy z pomieszczeń studia Radia Gdańsk. Jeśli chodzi o muzę, jaką planujemy nagrać, to rewolucyjnej zmiany stylu nie masz co się spodziewać (i się nie mam zamiaru spodziewać J – Emanuel), chociaż z pewnością usłyszysz sporo rzeczy, których do tej pory nie graliśmy. Pojawią się momenty zdecydowanie szybsze niż graliśmy do tej pory, a wolne elementy będą czasem naprawdę wolne. Będzie ciężko i mocno do przodu. Więcej ci nie powiem, bo sami jeszcze nie wiemy, jak to wszystko będzie ostatecznie wyglądać. Ale powiem ci, że jak gramy nowe numery, to czasem aż ciary przebiegną po plecach. Fajne kawałki się robią i przyznam, że już się nie mogę doczekać aż je nagramy.

Jak wygląda u was praca nad muzyką? Czy jest ktoś kto jest najbardziej kreatywny w zespole, czy też wszystko jest rodzone podczas prób?

Większość kawałków powstaje w sali prób, choć dużą część pomysłów gitarzyści przynoszą z domu. Na inne wpadamy w czasie luźnych improwizacji, które bardzo lubimy grać i czasem pojawia się jakiś „wątek”, który później składamy do kupy z innymi. Co do podziału ról podczas robienia kawałków, to jest to mniej więcej tak, że gitarzyści są „dawcami” riffów, natomiast najczęściej za konstrukcję numeru odpowiada bębniarz, choć nie jest tak zawsze. W zasadzie każdy równo odpowiada za naszą twórczość.

Słuchając uważnie “Self-Convicted” odnieść można wrażenie, w sumie sympatyczne, jak dla mnie, że… nie łatwo jest za wami utrafić. Mianowicie wygląda to na thrash, ale chyba nikt w ten sposób jeszcze tego gatunku nie zagrał… Jak waszym zdaniem można określić to, co tworzycie?

He he, nam też się wydaje, że najbliżej nam do thrash metalu, ale pewnie nie tak do końca. Wiesz, jak robimy numer to kompletnie nie zastanawiamy się nad tym, jaki on będzie, w jakim stylu go zagramy i stąd bierze się takie „niezdecydowanie stylistyczne”. Składamy nasze różne pomysły, łączymy je w jeden utwór, a dzięki temu powstaje taka mieszanka stylistyczna. Sami nie potrafimy jednym słowem określić stylistyki w jakiej się poruszamy, ale z pewnością nasza muza zawiera elementy takie jak heavy, thrash czy death metal i każdy, kto określa ją w podobny sposób, nie mija się z prawdą.

Jaki macie stosunek do własnych kompozycji? Gracie żeby się wyżyć, czy też wierzycie, że jest to coś ważnego dla innych i im potrzebnego?

Gramy, bo to zajebiście lubimy – to chyba cała filozofia na ten temat. Nie zastanawiałem się nigdy, czy to co robimy jest czymś ważnym i potrzebnym dla innych. Dla nas z pewnością jest to najważniejsza i najpotrzebniejsza rzecz na świecie i tak długo, jak to będziemy czuli, będziemy grać.

Ile czasu potrzebowaliście żeby skomponować zestaw numerów z tej płytki? Czy coś nie zmieściło się na płytę?

Dokładnie trudno powiedzieć, bo nie wyglądało to w ten sposób, że powiedzieliśmy sobie – teraz robimy kawałki na płytę. Materiał powstawał przez dłuższy okres czasu, myślę, że całość zrobiliśmy przez jakieś 10 – 12 miesięcy, jednocześnie graliśmy sporo koncertów, więc dlatego rozciągnęło się to w takim czasie. W zasadzie wszystkie numery, które mieliśmy przygotowane na płytę nagraliśmy, nic nie odpadło, poza jednym utworem, takim akustycznym instrumentalem, na który nałożyliśmy dodatkowo fajny efekt i który miał być 11-tym utworem na płycie. Niestety, gdy już mieliśmy go nagranego, okazało się, że nie jest na tyle efektowny na ile się spodziewaliśmy i zdecydowaliśmy się odpuścić ten numer.

Wiem, że to wywiad niby o tematyce muzycznej, ale mam takie pytanie osobiste. Hm. Słuchając Raaf'a ma się wrażenie że w swoje śpiewania wsadza dużo emocji i serducha, ale jednocześnie o coś walczy. Jakim jest człowiekiem na co dzień?

Myślisz, że o coś walczy ? Mnie się wydaje, że tak jak mówisz, wkłada w śpiewanie dużo emocji i entuzjazmu po to, żeby bardziej wyraziście pokazać tematy, o których mówią teksty. Nie śpiewa o miłości i o różowych kwiatkach, więc taki rodzaj ekspresji jest jak najbardziej pożądany. Prywatnie, na co dzień jest bardzo wesołym i rozrywkowym kolesiem z głową na karku, a na scenie zamienia się w bestię. Bij mnie bestyjko !!!

Jak myślicie ile zagraliście koncertów promujących ten stuff w ciągu tego roku? Gdzie graliście, gdzie chcieliście, ale nie wyszło?

W 2002 roku zagraliśmy dwie trasy w Europie i jedną w Polsce, poza tym sporo pojedynczych koncertów, ale trudno mi powiedzieć, ile ich było. Myślę, że około 25 – 30, ale nie chciałbym wprowadzać nikogo w błąd, bo sam dokładnie nie wiem. Z takich koncertów, o których będziemy długo pamiętać, wymienię gigi z Vader, Turbo i Kat, które udało nam się w tym roku zagrać. Zajebista sprawa móc wystąpić u boku tak wspaniałych i uznanych grup, i mam nadzieję, że będziemy mieli jeszcze okazję to powtórzyć. Natomiast z koncertów, które mieliśmy zagrać, a nie wypaliło, to przede wszystkim trasa z Christ Agony, na którą mieliśmy pojechać chyba w październiku, ale ze względów czysto finansowych nie udało się na nią wyruszyć.

Przeczytałem opinię niejakiego Pawła w zinie #11 Atmospheric, że często byliście przez organizatorów lansowani na niemal gwiazdy wieczorów, i ma do was o to straszne pretensje… Że powinna być niby jakaś hierarchia kapel… Co możecie odpowiedzieć ze swej strony tej osobie?

Nie bardzo wiem o czym Paweł pisze, bo nie przypominam sobie, żebyśmy grali jakiś koncert jako gwiazda wieczoru, poza jednym, lokalnym koncertem, gdzie zagraliśmy z gdańskimi: Medebor i Asbeel. Ale jestem ciekawy, o jakich to koncertach Paweł pisze, bo może o czymś nie wiem, albo mi umknęło z pamięci. Doskonale zdajemy sobie sprawę ze swojego miejsca w szeregu na metalowej scenie i z zasad na niej panujących i nie śmielibyśmy nawet nikomu sugerować, żeby zagrać jako zespół wieczoru. To by mijało się z celem, bo pewnie sala opustoszałaby szybciutko w takiej sytuacji. Na granie jako ostatni zespół trzeba zapracować i choć nie twierdzę, że nie myślimy o takiej sytuacji gdzieś, kiedyś w przyszłości, to obecnie daleko nam jeszcze do takiego poziomu. Najczęściej jest tak, że gdy jedziemy na trasę, lub inny koncert, to albo rozpoczynamy gig, albo gramy jako 2 – 3 zespół i pewnie póki co, taki stan rzeczy będzie się utrzymywał. Z drugiej strony jednak patrząc myślę, że gramy dobre koncerty i wierzę, że kiedyś nastąpi taki moment, iż wystąpimy na końcu stawki, jednak czeka nas jeszcze dużo pracy, żeby to osiągnąć. A tak już na koniec, to taki małe przemyślonko – jeśli Paweł twierdzi, że organizatorzy lansują nas na gwiazdę wieczoru to pretensje sugeruję kierować do organizatorów nie do nas. My gramy tam, gdzie ustalił to organizator.

Wasza muzyka jest bardzo załadowana dźwiękami. Muszę przyznać, że długo musiałem walczyć ze sobą, żeby nauczyć się tego słuchać i czerpać z tego radochę… Czemu zdecydowaliście się tak zagęszczać patenty? Nie obawiacie się, że jak będziecie chcieli wsadzać w każdy numer nowe tricki, to szybko wypstrykacie się z pomysłów? I czy jesteście zwolennikami nagrywania rzadziej, ale żeby materiał był za każdym razem niespodziewany i inny od poprzedniego, czy też wolicie rejestrować większość pomysłów, żeby nie zaginęły, a co za tym idzie tworzyć płyty częściej i bardziej ze sobą związane muzycznie?

Nie mamy zaplanowane tego, żeby gęsto ładować patenty i nowe triki, podczas konstruowania numeru zupełnie o tym nie myślimy, a kawałek powstaje spontanicznie, gramy riff, za chwilę on się nam nudzi, wrzucamy następny, jak pogramy go chwilę i uznamy, że już wystarczy, ładujemy kolejny. Tak mniej więcej powstają nasze numery i naprawdę nie analizujemy, czy w danym kawałku jest dość patentów, czy nie. Tak nam wychodzi i tak zostaje, czasem coś później zmienimy, żeby wszystko ładnie łączyło się w całość, ale o kalkulowaniu w muzyce nie ma mowy. Jeśli taki sposób tworzenia doprowadzi do wypstrykania się z pomysłów (w co osobiście nie wierzę), to zrobimy sobie odpoczynek i będziemy działać dalej, ale póki co, przez pięć lat nasz sposób sprawdza się i nie widzę powodów, dla których mielibyśmy coś w tej kwestii zmieniać. Odnośnie częstotliwości nagrywania płyt, to wydaje mi się, że dla nas najkorzystniejszym sposobem byłoby nagrywać płyty z półtorarocznym odstępem, może troszkę mniejszym, ale nie chcę tego obliczać i spekulować na ten temat, bo to kwestia bardzo indywidualna. Ale z pewnością jestem przeciwnikiem nagrywania płyt co 8 – 10 miesięcy, co ma oczywiście uzasadnienie, jeśli chodzi o promocję i ciągły „szum” wokół zespołu, jednak czy to jest ważniejsze od samej muzyki? Nie sądzę, żeby pośpiech podczas komponowania muzyki był wskazany.

Podobno podstawową cechą pierwszych płyt każdej kapeli jest nadmierna surowość brzmienia… Jak skomentujecie na przykład ustawienie gitar na waszej płycie?

Z pewnością nie są nadmiernie surowe, pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że mogłyby być surowsze, ordynarniejsze, co zaostrzyłoby całość brzmienia. Myślę, że jest to uzależnione głównie od studia i realizatora, z którym pracujesz, a nie od tego, czy jest to pierwsza czy piąta płyta. Oczywiście pierwsze nagrania zespołów cechują się pewnymi mankamentami, ale nie powiedziałbym, że akurat surowość gitar jest podstawową cechą debiutanckich albumów.

A na jakim sprzęcie nagrywał wasz basista? Przyznaję, że brzmienie sekcji mnie strasznie zglebowało i nadal jestem pod wrażeniem roboty studyjnej…

Cholera, o szczegółach trudno mi mówić, bo przyznam, że nie jestem dokładnie zorientowany w sprzęcie, jaki ma Andrzej. Ma gitarkę robioną na zamówienie z jakąś zajebistą przystawką, chyba Bartollini, poza tym ma wzmacniacz i kolumnę Marshall Dual Bass System, zestaw ma chyba 600 Watt i jest naprawdę dobrej klasy. Ciszę się, że zwróciłeś na to uwagę, Andrzej również byłby zadowolony, bo bardzo jest „przywiązany” do swojego brzmienia.

Na co liczycie grając… I skomentujcie polskie realia, jeśli chodzi o działalność koncertową i medialną zespołów metalowych… Jakie mieliście już przeboje podczas własnej kariery? 🙂

Jeśli masz na myśli jakieś korzyści finansowe, to liczymy tylko na jedno, chcielibyśmy w końcu przestać dokładać kasę do grania. I choć nie jest to wygórowane marzenie, to biorąc pod uwagę polskie warunki, długo może się nie spełnić. Działalność koncertowa i medialna zespołów jest w ogromny sposób uzależniona od kasy, a tej jak wiadomo nie ma prawie nikt. Żeby dojechać gdzieś na koncert trzeba zapłacić za samochód, który teleportuje zespół ze sprzętem, a nie jest to mały wydatek. Koszt ten zazwyczaj ponosi organizator, ale najczęściej jest tak, że zespół i tak musi dołożyć, bo organizatora najczęściej nie stać na pokrycie całości kosztów, co znowu jest zrozumiałe, patrząc na coraz mniej ludzi przychodzących na koncerty. I tak koło się zamyka. Podobnie mają się sprawy z promocją. Kapele, które nie mają wydawcy, muszą ograniczać te wydatki, przez co promują się w mniejszym stopniu, niż by chciały. Znowu jak masz już wytwórnię, to i tak problem nie znika, bo wytwórnia też płacze, że nie ma kasy i kolejne błędne koło. Szczęście, że coraz więcej ludzi ma dostęp do sieci, gdzie można promować się i zaistnieć dzięki niskim nakładom finansowym, choć to nie jest wyjście z sytuacji, bo internet ani nie zastąpi tradycyjnej formy promocji, ani nie pomoże dojechać ze sprzętem np. z Gdańska do Krakowa.

Co sądzicie o umiejętnościach Piotra Łukaszewskiego jako realizatora, i skąd wzięliście koncepcję by nagrywać właśnie w RED Studio? Jak przebiegała tam sesja?

Piotr jest świetnym fachowcem i doświadczonym muzykiem, poza tym bardzo fajnym kolesiem i praca z nim przebiega zajebiście sprawnie. Pomysł nagrywania w Red Studio wziął się z kilku powodów. Piotra znałem już znacznie wcześniej, niż powstał plan nagrywania w Red i wiedziałem, że można spodziewać się dobrej współpracy. Poza tym Red Studio jest w Gdańsku, co eliminuje koszty związane z wyjazdem, noclegiem i utrzymaniem się przez jakiś czas w innym mieście. Oczywiście jednym z ważniejszych argumentów jest fakt, iż w Red mamy do czynienia z naprawdę wysokiej klasy sprzętem, a swoje płyty nagrywa w nim wiele zawodowych zespołów, że wspomnę tylko o Vader, Yattering, Acid Drinkers czy O.N.A. Sesja nagraniowa przebiegała bardzo sprawnie, Piotr zaangażował się w robienie tego materiału, często dawał rady wynikające z jego ogromnego doświadczenia, a my chętnie ich słuchaliśmy i stosowaliśmy się do nich. Finalnie jesteśmy bardzo zadowoleni z naszej decyzji i sesji w Red, a kolejna płytę również tam planujemy nagrać.

Czy otrzymujecie sporą korespondencję od fanów? Patrzę i patrzę w waszą wkładkę do płyty, ale nie mogę znaleźć żadnego adresu waszych fan-clubów? Czuję się niedopieszczony :-)… Jak sądzisz, czemu coraz więcej kapel rezygnuje z prowadzenia oficjalnych fan-clubów i przechodzi na oficjalne strony internetowe, gdzie niby można zamówić płyty, czy koszulki, ale to już nie to samo, co papierowe listy od swojego ulubionego muzyka itp… ?

Nie widzisz adresu fun-clubu, bo go po prostu nie ma. Nikt jak do tej pory nie wyraził chęci zrobienia czegoś takiego i nie przypuszczam, żebyśmy w najbliższym czasie się tego doczekali. Wydaje mi się, że na fun-klub to też trzeba sobie zapracować, podobnie jak mówiłem wcześniej, na granie jako gwiazda wieczoru. Korespondencję owszem, otrzymujemy, nawet dość pokaźną, z tym, że w miarę upływu czasu coraz mniej listów, a coraz więcej maili. To naturalna kolej rzeczy, każdy, kto ma dostęp do internetu, potrafi liczyć i wie, że utrzymywanie kontaktu za pomocą kompa jest o wiele łatwiejsze, szybsze, a co najważniejsze – prawie darmowe w porównaniu z pocztą tradycyjną.

Jakiej muzyki zespół MESS AGE nigdy nie zagra? I jakich imprez stara się unikać?

Nie zobaczysz nas grających chałtury na weselu i akompaniujących pop gwiazdom. Reszta pozostaje kwestią otwartą, bo nie mogę powiedzieć, że NIGDY czegoś nie zagram. Lubimy różną muzę, istotne, żeby prezentowała przyzwoity poziom i powiedzmy tak potocznie, żeby była ambitna. Ale i tak nie ma co się spodziewać, żebyśmy przestali grać metal, bo to jest właśnie ten rodzaj twórczości, w którym czujemy się najlepiej i to jest ten gatunek, który ukształtował nasze gusta muzyczne i przy tym najpewniej pozostaniemy. Prawdę mówiąc nie unikamy żadnych imprez na których możemy zagrać, bo naszym zdaniem każda okazja żeby się zaprezentować jest dobra i warta zachodu.

Czy działalność w ramach niezależnej wytwórni spełnia wasze oczekiwania i potrzeby? Czy gdyby zainteresowała się wami megaolbrzymie wydawnictwo, oferujące niesamowicie gigantyczne środki na produkcję płyt, dystrybucję itp., ale w zamian oczekiwałaby od was smyczy w postaci, ściśle przestrzeganego kontraktu, brak waszego głosu we wszelkich sprawach i chciałoby ingerować w wasz materiał, czy zgodzilibyście się na taki krok?

Współpracę z Conquer Records możemy oceniać tylko pozytywnie. Dbają o koncerty, organizują trasy, aranżują wywiady i puszczają sporo reklam do różnych pism. Pewnie, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, ale na razie nie mamy żadnych powodów, żeby chcieć uciec z Conquer. Mam nadzieję, że to się nie zmieni. Jeśli chodzi o drugą część pytania, to nie miałbym nic przeciwko podpisaniu papierków z dużą wytwórnią, nie unikalibyśmy wywiązywania się z kontraktu, moglibyśmy powierzyć sprawy związane z promocją, bo przecież od tego jest wytwórnia, natomiast absolutnie nie istnieje taka możliwość, żeby ktoś z poza zespołu ingerował w muzykę, którą tworzymy.

A co zmieniło się dla MESS AGE z chwilą nawiązania współpracy z CONQUER RECORDS?

Podstawową zmianą jest to, że zaistnieliśmy na rynku europejskim, wcześniej nie było o tym mowy. Poza tym płyta jest w sklepach i to chyba główne zmiany, nic innego się nie zmieniło. Dalej robimy to, co do tej pory, czyli Muzę. No może jeszcze pojawiło się kilka zawistnych spojrzeń w naszym otoczeniu, ale to drobiazg, który nie jest w stanie zmącić w nas pozytywnego nastawienia do naszej twórczości.

Czy moglibyście żyć bez sceny? Kiedyś na pewno stanie się wymogiem czasu zejście z niej… Kim wtedy chcielibyście być…?

Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. Koncerty to tak zajebista sprawa, że chyba żyć się bez nich nie da. Uzależniają jak najtwardszy narkotyk. Nie myślę o wymogach czasu i schodzeniu ze sceny, bo jeszcze dobrze na nią nie weszliśmy, jesteśmy na niej jedną nogą, ale mamy apetyt wleźć na nią całym majdanem i twardo na niej stać, więc nie czas, żeby mówić o ewakuacji.

Jak wspominasz koncerty z trasy Winter Crusheders 2002… Jakie masz wrażenia i wspomnienia?

To pewnością bardzo miło spędzony czas. Koncerty jak najbardziej udane, choć pewien niedosyt zostaje, bo nie na każdym frekwencja była oszałamiająca. Niemniej jednak bardzo udana impreza i mam nadzieję, że będziemy mieli okazję jeszcze pograć na takich objazdówkach, w tak rock and rollowym towarzystwie. Niełatwo było wrócić z własną wątrobą, ale jakoś się udało, a że wątroba to organ, o który należy odpowiednio dbać, to już jesteśmy gotowi na powtórkę.

Gdzie obecnie będzie można was posłuchać na żywo…?

W lutym zagraliśmy koncert w Gdańsku z okazji naszych piątych urodzin i teraz planujemy krótką przerwę koncertową, do końca maja, gdyż w tym czasie chcemy skupić się kończeniu materiału na drugi album. Poza tym przygotowujemy się do trasy, na którą wyruszymy na sam koniec maja, a obejmować ona będzie kilka dużych miast w kraju, po których jedziemy grać na zachodnich deskach i odwiedzimy Niemcy, Belgię, Holandię, Anglię i być może Szkocję.

Czy przejmujecie się ewentualnymi głosami krytyki w prasie podziemnej? Czytujecie ją? I jakich uwag i od kogo w życiu nie zbagatelizujecie?

Czytujemy, oczywiście, ale nie powiem, żebyśmy specjalnie brali to do serca. Owszem, padają uwagi, na które nie jesteśmy obojętni i gdy takowe się pojawiają, zastanawiamy się, co z danym fantem zrobić. Wiesz, że nie da się dogodzić wszystkim, zwłaszcza w takim delikatnym temacie jak gust muzyczny, stąd ta nasza „wybiórczość” w tym, co bierzemy do siebie, a co zlewamy ciepłym, śmierdzącym moczem. Nie zbagatelizujemy z pewnością uwag doświadczonych muzyków, oczywiście jeśli tyczą się tematów muzycznych. W takim wypadku zawsze warto posłuchać zdania kogoś doświadczonego, kto mądrze prawi, tym bardziej, gdy rozmawiasz z bratnią duszą, jak nazwałbym innego muzyka.

Kończąc wywiad, chcę zadać pytanie na wrażliwość. Czy jesteście szczęśliwi z tego, że gracie właśnie w MESS AGE?

Jesteśmy bardzo szczęśliwi i dumni z tego, że możemy grać muzykę. Co prawda nie mam tu na myśli przywiązania do szyldu pod jakim gramy, bo liczy się samo tworzenie. Granie w Mess Age powoduje w nas bardziej odczucie satysfakcji z tego, że razem robimy coś ważnego, coś nietuzinkowego, coś co dobrze nam wychodzi i że dzięki temu mamy możliwość dotarcia do coraz większej ilości odbiorców z naszymi kompozycjami. Mess Age to nasze wspólne wyzwanie, nasz sposób na życie, na spełnianie marzeń, to efekt naszej wieloletniej pracy, włożonej masy energii i emocji, które nieustannie nam towarzyszą. Nie zamieniłbym tego zespołu na żaden inny.

OK. To na razie wszystko, o co chciałem zapytać. Czy macie chęć coś przekazać, albo kogoś pozdrowić za pośrednictwem naszego portalu i webzina Metal Centre?

Słuchajcie ludziska Dobrej Muzy, to jest najważniejsze. Pozdrawiam wszystkich ludzi grających w zespołach, szacunek dla was wszystkich, bo należy się on Wam za pasję, poświęcenie i masę pracy jaką trzeba w to włożyć, a nie wszyscy zdają się to rozumieć. Stay Mess and Heavy. Wielkie dzięx za wywiad.


Powrót do góry