ASBEEL – Wywiad z Joanną, wokalistką zespolu.

Należę do osób, którym muzyka ASBEEL się podoba, i dlatego zdecydowałem się na kontakt z tym zespołem z Trójmiasta i prośbę o wywiad. Nie ma tu żadnej tajemnicy. Pogadaliśmy sobie z Joanną o wielu sprawach bardziej serio i mniej, zwłaszcza ciekawe były dla mnie sprawy związane z poglądami tej kobiety, oraz związkami z podziemiem. A że jest wyjątkowo szczerą i intrygującą osobowością, myślę, że informacje uzyskane za sprawą tego wywiadu mogą zainteresować nie tylko fanów tej kapeli.

Witam Cię Joanno! Czy mogę Cię prosić abyś przedstawiła skład ASBEEL, kto miał jaką muzyczną drogę do tej formacji oraz tak dla formalności – kiedy zagraliście pierwszą próbę?

Witaj, na wstępie chcę Ci podziękować za zainteresowanie nami i ten wywiad. Co do składu Asbeel, na gitarach grają Krystian (Cichy) i Artur (Goofy), obaj z przeszłością muzyczną, jednak w zespołach bez nazwy i, jak sądzę, już nie istniejących, aczkolwiek niegdyś dających heavy metalowego czadu. Na basie gra Bartek, dawniej udzielający się między innymi w kapeli Dr Drug (głupia sprawa, ale nawet nie wiem dokładnie, jaką muzę grali, zdaje się, że coś z pogranicza rocka progresywnego). Perkusistą jest Karol (Hanka), ex członek gdańskiego Medebor. No i ja, wcześniej śpiewająca w Mess Age, a jeszcze wcześniej w nieistniejącej już od dawna szopowej kapeli rockmetalowej Alienator. Pierwszą próbę w tym składzie zagraliśmy pod koniec września 2000 roku, nie pamiętam dokładnej daty, ale zdaje się, że była to środa i wbrew wszelkim pomówieniom trwamy tak do dzisiaj.

Jakie były okoliczności i przyczyny powstania zespołu? Mieliście już dość grania w Mess Age i Medebor, czy jak? Jak określiłabyś stosunki panujące między ludźmi z Asbeel a członkami owych wymienionych wyżej kapel?

Początek Asbeel nie odróżnia się, jak sądzę, od początków większości innych grup. Znalazło się bowiem kilka osób, które z różnych powodów spragnione były grania. Goofy traktował grę na gitarze jako ciekawostkę i trwające dłuższą chwilę hobby, po czym po kilku spotkaniach z Hanką, a potem i z Bartkiem wciągnęło go to na dobre i zaczął myśleć o tym już inaczej, poważniej, włącznie z zakupem profesjonalnego sprzętu. Tymczasem Hanka, w pewnym sensie niespełniony, ale też zestresowany i zdegustowany ex perkusista Medebor, pogrywając z Goofym odnajduje inne sposoby motywacji do gry, nowe dźwięki, nowe możliwości. We dwóch rozpoczynają kompletowanie zespołu. W lokalnej prasie zamieszczają ogłoszenie, na które odpowiada Bartek. Od jego odejścia z wcześniejszego zespołu minęło już trochę czasu. Bartek widzi ambicje i chęci Hanki i Goofiego, co wzmaga jego głód grania. Dołącza do pierwszej dwójki i zaczynając już grać regularne próby szukają razem kolejnych osób. Pod koniec września 2000 w Gdańsku odbywa się koncert Third Millenium Festival, podczas którego koledzy z Mess Age oficjalnie ogłaszają koniec „współpracy” ich i mojej. Tego samego wieczora Hanka proponuje mi miejsce w tworzącej się właśnie kapeli. Ciekawa świata, a przede wszystkim nie ograniczana nikim i niczym oraz spragniona dalszego tworzenia decyduję się podjąć kolejne wyzwanie. Znów mija kilka prób i do pełni szczęścia zaczyna brakować nam jeszcze tylko drugiego gitarzysty. Nie czekamy długo, przez salę prób przewija się kilku „wirtuozów”, aż w końcu do zespołu przyjęty zostaje Cichy, cichy zapaleniec, jeśli chodzi o grę na gitarze, nie mający dotąd większych możliwości grania z ludźmi naprawdę chcącymi to robić. Zatem w zasadzie przyczyna utworzenia Asbeel jest jedna: chęć zaspokojenia muzycznego niedosytu, stworzenia czegoś odmiennego, czegoś więcej niż to, co robiliśmy do tej pory. Pytasz o stosunki między nami a kolegami z dawnych zespołów… Cóż, ja osobiście nie narzekam, układy są dobre, czysto koleżeńskie. W przypadku Bartka, Cichego i Goofyego kontakty z ex zespołami się raczej pourywały, choć czasami zupełnie przypadkowo ktoś tam się z kimś spotyka, a raczej wpada na kogoś gdzieś na mieście.

Myślę sobie, że i dla Ciebie i dla Mess Age rozłam wyszedł na dobre. Tamci grają muzykę totalną, u was liczy się klimat. Jestem ciekaw dlatego, co określiłabyś „patentem w stylu Asbeel”? Do jakiego stylu wam najbliżej?

Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie. Na pewno sprawą najbardziej rzucającą się w uszy w naszej muzyce jest wokal i bynajmniej nie dlatego, że jest najgłośniej. Nadal tego typu śpiew jest rzadko spotykany w thrashu, mimo, iż kobiet w metalu jest całkiem sporo. W dodatku jest to sprawa kontrowersyjna, jedni to lubią, inni nie. Ale nie chciałabym, żeby Asbeel był kojarzony tylko z tym faktem. To, że nie potrafię określić „patentu w stylu Asbeel” powodowane jest sposobem powstawania utworów. Motywy, które zamieszczamy w kawałkach, nie są dziełem jednej osoby, ani nawet którejś z sekcji. Są one pomysłem w zasadzie wszystkich z nas i każdego z osobna, bo zdarza się, że nawet ja czy perkusista proponujemy jakieś rozwiązania muzyczne, riffy. Potem, po złożeniu ich w całość numeru, każdy dokłada swoje przysłowiowe pięć groszy i tak powstaje materiał. Dlatego chcąc określić styl, musiałabym najpierw określić patenty każdego z osobna, co pewnie łatwiej by mi przyszło, ale znowu zapowiadałoby się na dłuższy wywód. Oszczędzę Ci więc tego, jeśli pozwolisz. Inna sprawa, że nie do mnie, ani do żadnego z nas należy wychwytywanie takich, nazwijmy to, indywidualności. Dla nas są to po prostu zagrywki, dla innych być może zagrywki „w jakimś stylu”…

Mogę prosić (tak w dwóch słowach) o podanie waszej dyskografii i informację, czy i w jakiej formie można do niej dotrzeć.

Do tej pory nagraliśmy dwa materiały demo, w 2001 roku sześcioutworowy „Stronger Than Destiny” i w 2002 roku czteroutworowy „Homo Homini Lupus”. Oba można zdobyć kontaktując się bezpośrednio z nami bądź z Hush Distribution. Jeśli bezpośrednio z nami, to pod adresem Karol Jankowski; P.O. BOX 68; 80-958 Gdańsk, e-mail: asbeel@metal.pl lub telefonicznie – 0503 895 304.

Trochę żałuję, że cały materiał z „Homo Homini Lupus” nie jest polskojęzyczny. Myślę, że stałby się wtedy bardziej trafiający do słuchaczy. Ale do rzeczy. Wygląda na to, że jesteś kobietą, która lubi woalki… Jak bardzo tyczy się Twej osoby tekst z kawałka „Walczyć nie chcę”? Czy to rodzaj pamiętnika, czy artystyczna kreacja? I pytanie moje następne. Jako, że interesuję się tematyką samobójczą, czy zgodzisz się, że ów tekst może nosić taki kod?

Hmmm… niezupełnie rozumiem, co masz na myśli mówiąc o tych woalkach. Na pewno nie lubię firanek na oczach, nawet przeszkadzają mi włosy na twarzy, kiedy na przykład zawieje wiatr, he, he… Co do „Walczyć nie chcę”, to faktycznie jest to tekst, który mówi o moich prywatnych odczuciach. Po prostu któregoś dnia przeraziły mnie moje własne myśli i na pewno nie ma w tych słowach żadnego podtekstu. Wręcz przeciwnie, są one chyba nawet zbyt dosłowne. Może dlatego doszukujesz się czegoś pomiędzy wierszami. Co prawda jest tam mowa o skazaniu na śmierć, ale nie chodzi tu o mnie, a o chore pragnienia… Natomiast co do języka, Tobie nie pasuje angielski, innym polski. Sam widzisz, że nie da się dogodzić wszystkim.

Czy kobieta w metalu nie zabarwia swoją kobiecością muzyki odcieniem mistycyzmu? Czym jeszcze, jak sądzisz? Jako facet, trudno mi jest opisać podstawowe różnice we wrażliwości muzycznej u innej płci, ale muszę przyznać, że coś tam czuję intuicyjnie… Może to specyficzna dawka cierpienia, subtelności?

Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale wydaje mi się, że wrażliwość muzyczna i wrażliwość w ogóle nie ma większego związku z płcią. Co prawda dowiedziono naukowo, że tak jest, że kobiety z natury są bardziej wrażliwe, bo ich zadaniem jest być matkami, ale też są odpowiedzialne, twardo stąpają po ziemi i są bardziej przewidujące niż mężczyźni, i to też ze względu na macierzyństwo. Jest przecież cała masa mężczyzn poetów, rysowników, muzyków, których dzieła nasączone są emocjami i uwidaczniają wrażliwość twórców. Na przykład tacy muzycy, jak Al Di Meola, Pat Metheny, a z wokalistów chociażby Kevin Mahogany. Tak się złożyło, że wymieniłam samych jazzmanów. To dlatego, że chyba właśnie w tym gatunku poprzez dużą ilość melodii najmocniej ujawnia się ta wrażliwość, klimat, jakaś melancholia… Dlatego słuchając Asbeel, gdzie z metalem łączy się melodyjny żeński wokal a nie porykiwania i krzyki, może wydawać się, że jest w nim jakaś subtelność. Tak więc nie mogę powiedzieć na pewno, że ze względu na płeć jestem znaczniej wrażliwa muzycznie niż na przykład któryś z naszych gitarzystów…

Czy jesteś osobą wierzącą? Słuchając waszej płyty naszła mnie jakoś tak znikąd myśl, choć wiem, że to mało ma wspólnego z Asbeel. Ale jestem ciekaw twego zdania. Mówi się, że kobiety jako pierwsze rozpoznały istotę Jezusa Chrystusa, odczuły to męczeństwo… Zgodzisz się z tym? Mówi się też czasem, iż chrześcijaństwo jest z natury kultem adresowanym do kobiet. Ustosunkujesz się do tych pytań i myśli?

Owszem, jest w Biblii napisane, że najbardziej z powodu męczeństwa Chrystusa cierpiały kobiety. Nie słyszałam jednak o chrześcijaństwie jako kulcie dla kobiet. Czy jestem wierząca? Tak, wierzę, że to, co napisano w Biblii, mogło się zdarzyć. I muszę przyznać, że doszłam do tego zupełnie niedawno, a nie, jak zakłada kościół, już jako dziecko, kiedy kazano mi chodzić na religię i do kościoła. W zasadzie zaczęłam poważnie podchodzić do tej sprawy dopiero wtedy, gdy przez nikogo nie zmuszana i trochę przez przypadek przeczytałam kilka rozdziałów Świętej Księgi, pooglądałam naukowe programy na ten temat w telewizji i w końcu w ręce wpadła mi książka Dänikena „Dzień Sądu Ostatecznego trwa od dawna”. Wtedy mogłam spokojnie przemyśleć cały temat, poznać różne strony medalu. Teraz wiem, że nie mogę powiedzieć „nie wierzę”, bo wyszłabym na głupią, czy na „oporną”. Tak jak powiedziałam wcześniej, wierzę, że historia Jezusa mogła zdarzyć się naprawdę, choć nie mogę być tego pewna. A jeśli to byli obcy, jak pisze Däniken? Te cuda, plagi, głosy z nieba… Nie udowodniono istnienia ani Boga, ani UFO, a wszyscy wiedzą, że coś takiego istnieje lub może istnieć. Jeśli przyjmiemy, że Boga, czy Chrystusa nie było i nie ma, to musimy też przyjąć, że nie ma UFO. A to trochę smutne. Okazałoby się, że „UFOmania”, te wszystkie kubki, obrazki, koszulki, to tylko zabieg marketingowy, a my dajemy zarabiać tym spryciarzom, którzy to wymyślili. Kto wie, gdzie leży prawda… Lepiej wierzyć, że jest ona po obu stronach.

Wytłumacz mi w ogóle, skąd wam przyszedł do głowy pomysł na nazwę kapeli – Asbeel. W tym członie „-el” dopatruję się imienia hebrajskiego boga El, Elohim…

Prawie trafiłeś. Asbeel jest imieniem, ale imieniem jednego z przywódców „złych aniołów”. W Księdze Henocha napisane jest, że kiedy anioły podzieliły się na te złe i na te dobre, Asbeel zachęcał swoich pobratymców i zarazem poddanych do kalania swych ciał z ziemskimi dziewczętami. Zrobił się wtedy niezły bałagan, zaczęły rodzić się różnego rodzaju mutanty, aż w końcu Bóg się tak zirytował, że zesłał na Ziemię potop. Dalej historia jest już bardziej znana – arka, Noe, itd. Pomysł na taką nazwę wpadł mi do głowy podczas czytania wspomnianej wcześniej książki. Tam też jest mowa o tej historii.

Wiesz co? Nie słuchałem nigdy wcześniej Medebor. Czy możesz mi przybliżyć, na ile chłopaki grając w Asbeel nawiązują do tamtej kapeli? Muszę przyznać, że wasz materiał zachęcił mnie do poszukania nagrań ich wcześniejszych projektów i zespołów…

W Medebor grał tylko Hanka i raczej nie stara się on nawiązywać w żaden sposób do tamtych poczynań. Wręcz przeciwnie, teraz gra zupełnie inaczej – szybciej, mocniej, bardziej skomplikowanie. Do reszty kapel, jeśli chodzi o chłopaków, to raczej nie uda Ci się dotrzeć, bo nigdy nic nie nagrali. A szkoda…

No właśnie. Tak sobie pomyślałem, że chętnie bym was zobaczył na jakimś koncercie w Legionowie, gdzie mieszkam, albo w Warszawie. Czego oczekiwalibyście od organizatora tego typu imprezy na dzień dzisiejszy?

Taaa… mieliśmy zagrać w marcu jakiś koncert w Warszawie. Zadzwonił do nas niejaki Darek Muszyński i poprosił o demo. Potem była długa cisza, a kiedy skontaktowała się z nami pewna osoba z zespołu, który też miał w tym koncercie wziąć udział, dowiedzieliśmy się, że Darek decyzję już podjął, oczywiście negatywną, ponieważ jego zdaniem mamy za mało materiału. No cóż… gdybyśmy wiedzieli, że chce on usłyszeć nasze wszystkie kawałki, wysłalibyśmy mu obie „demówki”, a nawet nagrali na próbie te numery, których na nich nie ma. W rezultacie koncert ten się chyba nie odbył, nie wiem, bo od momentu pierwszej rozmowy Darek się już z nami nie kontaktował, ani nie odbierał telefonu. Mówię o tym, ponieważ chcę pokazać, jak niepoważni potrafią być ludzie. Czego oczekujemy od organizatora? Przede wszystkim znajomości tematu, w jakimś stopniu profesjonalizmu, czy tak zwanego obycia. Ostatnio też odebrałam wiadomość od jakiegoś kolesia, który twierdził, że organizuje koncert w swoim mieście i chce żebyśmy zagrali, po czym po kilku dniach, przy następnej rozmowie okazało się, że mielibyśmy jechać ze sprzętem jakieś 350-400 kilometrów na własny koszt tam i z powrotem i strasznie się zdziwił, kiedy mu powiedziałam, że nie możemy się na to zgodzić, bo nie mamy każdy po minimum 160 zł na wynajęcie samochodu. No przepraszam… ale coś jest chyba nie tak z niektórymi panami. Nie zależy nam na zarabianiu na koncertach, zresztą w dzisiejszych czasach jest to chyba niemożliwe i nie jesteśmy jakimś „flagowym” zespołem, ale chcielibyśmy, żeby nam zwrócono koszty podróży albo chociaż większą ich część. Chyba nie jesteśmy zbyt wymagający… bynajmniej nie bardziej niż inne zespoły naszego pokroju.

Nie wiem, czy zastanawiałaś się kiedyś, ale może tak. W jakich miejscach – jak sądzisz – wasza muzyka zabrzmiałaby szczególnie pełnym dźwiękiem? Swego czasu hard core'owa kapela naszego poprzedniego wokalisty grała próby i koncerty w kościołach, chwaląc sobie panujący w nich klimat, a może i szwędającego się ducha uniesienia. Ale tak na serio. Może jakaś sala operowa?

Opera, teatr, filharmonia są miejscami, gdzie muzyka brzmi najlepiej, oczywiście, o ile nie nawali akustyk. To pewne, że tego typu pomieszczenia są najlepsze, jeśli chodzi o akustykę, po to powstały. Mają specjalną budowę, są odpowiednio wytłumione. Powiem szczerze, że marzy mi się zagranie koncertu w takiej sali, ale jak dotąd nie miałam okazji. Co prawda taka sala nie do końca jest przystosowana do muzyki, którą się nagłaśnia „przodami”, raczej do muzyki symfonicznej, kameralnej, ale każdy dobry akustyk sobie z tym poradzi. Jednak na pewno nie mogłabym grać tam prób, nie mówiąc już o kościołach. Duch duchem, ale gdzie czytelność, selektywność instrumentów? Po to są próby, żeby wiedzieć co i jak się gra. Nie… na pewno nie próby. Chyba, że jedną, z ciekawości…

Jak często grywacie na żywo? I ile zwykle trwa wasz set, a ile mógłby, czyli innymi słowy – ile macie przygotowanego materiału?

Nie wiem dokładnie jak to jest z tymi naszymi koncertami, bo nie liczyłam. Zdarza się, że wypada ich po dwa czy trzy w miesiącu, a zdarza się, że żaden. Nie byliśmy do tej pory na żadnej trasie koncertowej, więc średnio wychodzi mniej więcej jeden koncert na miesiąc. Przeważnie gramy około 25-40 minut materiału. Jeśli organizator nie ogranicza nam czasu możemy zagrać jakieś 50 minut, ale dotąd zdarzyło się to tylko raz. Gdybyśmy mieli zagrać wszystkie nasze numery, byłoby ponad godzinę łupania. Ciekawe czy byśmy dali radę, he, he…

„Homo Homini Lupus” wydaliście zdaje się własnym sumptem. To oznaka frustracji na działania firm wydawniczych, czy też od początku tak planowaliście? Jaki jest nakład tego wydawnictwa?

Traktujemy „Homo…” jak materiał demo, nie jak płytę, więc ciężko mówić o wydawaniu. Z drugiej strony, gdybyśmy mieli więcej kasy pewnie nie oglądalibyśmy się na wydawców i sami nagralibyśmy i wydali płytę. Na razie jednak nie jest nam to dane, stać nas było na zarejestrowanie tylko czterech numerów, dalsze wydatki pochłonęło kopiowanie kaset w ilości 500 sztuk i drukowanie okładek. Mam nadzieję, że kiedyś będziemy mogli nagrać swobodnie, bez pośpiechu 18 utworów w dobrym studio i mieć płytę z profesjonalną, kolorową wkładką na sklepowych półkach…

A ile teraz w Polsce kosztuje wydanie 4-utworowego demo równolegle na płycie i kasecie? Pytam, bo już trochę wypadłem z obiegu.

Nie wydaliśmy demo na płycie, tylko na kasecie. Za wszystkie taśmy zapłaciliśmy jakieś 650 złotych. Do tego doszły koszty przesyłki kurierskiej (bo kopiowano je gdzieś w Polsce), wydrukowania okładek – chyba z 400 złotych, i oczywiście, a raczej przede wszystkim, koszt nagrania w studiu. I tu każde ma inną stawkę. O ile dobrze się orientuję, ceny kształtują się od około 30 do 60 złotych za godzinę plus realizator. Płyty, które gdzieniegdzie wysyłamy, kopiujemy sami, więc doliczamy w tym miejscu ich koszt, na szczęście ostatnio coraz niższy. Gdybyśmy mieli wydać materiał na CD musielibyśmy zapłacić dodatkowo jakieś 1000 złotych za samą matrycę, a za płyty płacić stawkę cennikową, niestety nie pamiętam jaką. Wiem tylko, że tłocznie stosują jakieś minimalne ilości zamówienia i że w gruncie rzeczy jest to drogi interes, dla nas za drogi. Za same kasety wychodzi w sumie… 1100 złotych, nie licząc studia.

Czy masz wiedzę, gdzie i ile poszło Waszych demówek? Było może jakieś zainteresowanie z zagranicy? I jak przy tej zagranicy już jestem, to chciałbym się spytać, czy graliście kiedyś może poza Polską?

Dotąd wysłaliśmy ponad 100 pakietów promocyjnych „Homo…” do 'zinów, gazet, wydawnictw, rozgłośni radiowych, itp. To jest o jakieś 50% mniej niż w przypadku pierwszego demo. Nie wysyłaliśmy tym razem pakietów do osób, od których nie otrzymaliśmy żadnego potwierdzenia otrzymania poprzedniej przesyłki, natomiast w to miejsce pojawiły się nowe adresy. I owszem, z zagranicy również dochodzą do nas prośby o przysłanie materiału, tj. z Brazylii, Litwy, USA, Anglii, Portugalii, Niemiec, Czech… Są to głównie 'ziny i radia, np. internetowe radio The Darkest Hours, belgijskie Radio Centraal z audycją Kicks, takie web'ziny, jak Music Extreme, Metal Judgment, Behind The Veil, Metalcore Fanzine, Still Online… Do tej pory jednak nie mieliśmy okazji grać koncertu poza granicami naszego wspaniałego kraju.

Czy przykładasz większą uwagę do swego image? Czy strój, który zakładasz na codzień różni się od tego, który przywdziewasz na specjalne okazje, jakimi są niewątpliwie występy Asbeel? Opisz może, co dziś masz na sobie i czy któraś z tych rzeczy zagrała z Tobą koncert…

Dzisiaj mam na sobie spodnie, w których zdarzało mi się grać koncerty. Ale z reguły nie ubieram na koncerty ciuchów, w których chodzę na codzień. Do pracy i na próby biegam, a w zasadzie jeżdżę w sportowych ubraniach, bo przez większą część roku poruszam się rowerem. To oszczędza mój czas i nerwy. Ale ponieważ ogólnie lubię ubierać się wygodnie, na koncerty też przeważnie zakładam spodnie i jakąś bluzeczkę czy koszulę. Nie lubię stać nieruchomo na scenie, więc jest to jakby oczywiste. Jedynym nieco niewygodnym szczegółem są buty. Jak nakazuje tradycja – są wielkie, czarne i ciężkie. Ważnym elementem jest dla mnie makijaż, ale to chyba zwyczajne wśród kobiet…

Dużo obecnie powstaje zespołów, w których śpiewają panie. Nawet ostatnio recenzowałem płyty takich kapel, jak Sui Generis Umbra, Moonlight, Delight, Artrosis itp., itd. Czy jest to dla Ciebie muzyka atrakcyjna, czy też jednak w Twej kolekcji płyt (chodzi mi o metal) najważniejsi są panowie wokaliści? I drugie pytanie – kogo spośród wokalistów/wokalistek uznałabyś za swe wzory?

Tak, znam oczywiście te zespoły, jednak nie mam żadnej ich płyty. Ich numery pojawiają się jedynie na składankach z gazet, które posiadam. Nie są to kapele, których słucham w domu. W zasadzie mogłabym powiedzieć, że w domu praktycznie w ogóle nie słucham muzyki, ponieważ spędzam tam mało czasu. Jestem kobietą pracującą i na szczęście pracuję w firmie, która produkuje i handluje sprzętem hi-fi, wobec czego przez niemal cały czas leci tam jakaś dobra muzyczka. Czasami zdarza mi się przynieść jakąś swoją płytkę, ale napewno nie są to ładne kawałki w stylu Artrosis czy Moonlight. To raczej Testament, Death, Arch Enemy… albo Gov't Mule, Lamb, Sade, Diana Krall, Patricia Barber, Acoustic Alchemy, Chuck Loeb… Jak widzisz, masa różnej muzy, nie tylko metal. I muszę powiedzieć, że nie mam jakiegoś szczególnego wzorca jeśli chodzi o wokal. Bardzo podoba mi się głos pana z Gov't Mule, Testamentu, Slayer'a, Iron Maiden, a także pań – Sinead o'Connor, Sade, wspomnianych wcześniej Diany i Patricii czy wokalistek Guano Apes i O.N.A. Napewno warto byłoby się na nich wzorować, bo to dobre głosy. Ja jednak nie próbuję kopiować stylów ich śpiewania, staram się raczej podpatrywać ich technikę.

Pomału kończąc już ten wywiad, chciałbym Cię, Joanno, zapytać o to, gdzie w najbliższym czasie będzie można Was posłuchać, oraz czy macie jakieś ciekawe plany na przyszłość?

W tej chwili rozstrzyga się kilka spraw związanych z naszymi koncertami, jednak nie moge jeszcze podać szczegółów, szukajcie ich wkrótce na naszej stronie internetowej www.asbeel.metal.pl . W trochę dalszej przyszłości, choć wcale nie tak dalekiej, planujemy nagranie kolejnego materiału. Myślę, że weźmiemy się za to latem, w lipcu, może sierpniu. Numery już są, a powstanie pewnie jeszcze kilka, więc będzie z czego wybierać. Co potem – zobaczymy. Napewno weźmiemy urlopy i wyjedziemy gdzieś odpocząć od pracy, telefonów i hałasu. Jesteśmy po części motocyklistami, więc pewnie jakieś jeziorko, domki, może jakiś zlot… Już się na to cieszę, ta zima była zbyt długa.

Czy macie chęć kogoś pozdrowić albo przekazać coś za pośrednictwem Metal Centre?

Tak, chciałabym pozdrowić wszystkich, którzy nam pomagają, czasem nawet nieświadomie. Tym, którzy rzucają nam kłody pod nogi chcę powiedzieć tylko, że nie dziękujemy i że nadal będziemy grać. A tych, którzy nas jeszcze nie słyszeli zachęcam do posłuchania „Homo Homini Lupus”. Miejcie uszy i umysły szeroko otwarte! Tobie natomiast dziękuję jeszcze raz za rozmowę. Było mi bardzo miło…

Baza kontaktowa:
Karol Jankowski – P.O. BOX 68 | 80-958 Gdańsk,
Oficjalna strona ASBEEL: www.asbeel.metal.pl | e-mail: asbeel@metal.pl
lub telefonicznie – 0503 895 304


Powrót do góry