ASSTELLYTE – Wywiad z Rafałem Krasa

Muzykę formacji Rafała Krasy o nazwie ASSTELLYTE poznałem przypadkiem i bardzo się z tego cieszę, gdyż chyba właśnie w tej chwili czegoś takiego bardzo potrzebowałem. Nawiązaliśmy korespondencję i w końcu zaproponowałem mu wywiad dla Metal Centre. He… poczytajcie na końcu, jaką laurkę dostaliśmy :). OK. Rafał jest typowym „samotnym wilkiem”, który uciekł w głębię tworzenia. A ponieważ właśnie na dniach będzie chciała wypuścić pędy na światło dzienne jego nowa płyta (w tej chwili toczy się gorąca walka o to, kto wyda ją na terenie Polski), to część rozmowy siłą rzeczy musiała pójść w tę stronę…

Czołem! Muszę Ci przyznać, iż tego nowego kawałka, który mi podesłałeś niedawno „6:00 AM”, słucham bardzo często ostatnio. Ale pytanie jest takie. Czy taka jest Twoja nowa płyta? Czy będzie to miało związek z metalem?

Witaj. Ten kawałek to jedna z pierwszych trzech kompozycji na płycie i mają one na celu wprowadzenie słuchacza w nastrój płyty. Wielu ludzi słucha muzyki nie przywiązując wagi do tego, co odbierają ich zmysły. Są jednak tacy, którzy szanują klasykę i, podobnie jak ja, gdy słyszą nagrania utrzymane w aranżacji klasycznej, odkładają wszystko na bok i całą uwagę poświęcają muzyce. Chciałbym, aby nowa płyta poprzez swój charakterystyczny początek, posiadła choć odrobinę wydźwięku klasycznego i przyciągnęła całą uwagę słuchacza – przynajmniej przy pierwszym przesłuchaniu. Jestem zdeterminowany do eksperymentu i będę tak długo pracował, aż osiągnę efekt.

Jak będzie nazywał się nowy materiał, i opowiedz o interesujących, acz niecodziennych okolicznościach jego wydania?

Powstanie tego krążka jest czymś całkiem naturalnym – utwory nie mieszczą się na jednej CD to trzeba nagrać drugą. Ale po drodze pojawiły się pewne zdarzenia, które pchnęły mnie do czegoś więcej niż tylko nagrania kolejnych piosenek. Powstał pomysł przedstawienia siebie z bardziej prywatnej strony. Płyta symbolizuje datę moich urodzin, jednak sam materiał obija się o moje aktualne życie.

Przedstaw plizz swoje losy muzyczne. Kiedy narodziłeś się jako muzyk, a kiedy narodził się Asstellyte?

(śmiech) Zaczęło się od… ścieżki dźwiękowej do „Króla Lwa”. Nie pamiętam już, który to był utwór, ale jest tam takie nagranie, które, gdy usłyszałem, zabrzmiało mi nieco inaczej niż jest w rzeczywistości. Usłyszałem tam sporo więcej i postanowiłem wtedy, że przyszedł czas na pianino. Jednak prawdziwy instrument jest drogi, nieporęczny i głośny. Kupiłem wówczas na próbę jakiś tani model Casio (chyba CTK-450) i tak się zaczęło. Grałem całymi dniami, często zapominając o bożym świecie, ale szybko stwierdziłem, że klawisze to za mało. W mgnieniu oka zacząłem skupować sprzęt grający i jakiś czas później miałem już wszystko czego potrzebowałem. Od razu powstały pierwsze nagrania, między innymi „Forever”, który był zbyt słaby aby zmieścić się na „DeathMare”. Asstellyte powstało razem z pierwszymi nagraniami z użyciem gitary. Jednak grałem wtedy to, co mi wychodziło. Dopiero ostatnio jestem w stanie panować nad muzyką w pełnym tego słowa znaczeniu.

Na Strefie Wirtualnej Polski znalazłem Twoją wypowiedź, iż poprzednia płyta była materiałem-kompromisem między tym, co chciałeś robić, a tym czego wymagało dobre zaprezentowanie się przed ludźmi. Natomiast ponoć obecny materiał, to ma być cały Ty… Na czym będzie polegała ta różnica?

W istocie tak było. Grałem to, co mieściło się w ramach założeń. Jednak taka konwencja nie była sukcesem i postanowiłem nie przejmować się opiniami i poradami. Teraz pojawią się nagrania z bardzo różnych stron muzycznego świata. Będzie też dużo różnych nastrojów – nie tylko mrok i smutek. Na pewno będzie więcej życia i radości. Jednak, mimo tych zmian, wciąż będzie słychać, że to Asstellyte.

Jesteś chyba niesamowicie zorganizowanym muzykiem. Wydajesz materiał poprzez własne działania. Z czego to wynika?

Wynika to z mojej woli przetrwania na rynku. Nie lubię dawać koncertów, bo często pojawiają się ludzie, którzy na pewno nie przyszli słuchać muzyki, a płyta pozostaje tu jedynym sposobem zabłyśnięcia. Poza tym, gdy gram sam, nie jestem na niczyjej łasce. Do tej pory musiałem prosić ludzi wchodzących w skład koncertowy Asstellyte, aby zechcieli zagrać ze mną na scenie. Oczywiście przychodzili nieprzygotowani psując występ do granic możliwości. Teraz chciałbym przyjąć inną strategię, które powinna okazać się skuteczniejsza. Postawiłem sobie za cel wypromować Asstellyte tylko i wyłącznie wykorzystując mass media. Płyta jest w trakcie powstawania, pracuję nad teledyskiem, w niedalekiej przyszłości pojawią się pierwsze promówki nowego krążka. Teraz będę dążył do tego, aby to muzycy przyszli do mnie i zaoferowali się z pomocą w graniu koncertów – tylko tak można poznać gitarzystę czy perkusistę, któremu będzie zależało i nie zepsuje występu. Pracowałem w zeszłym roku z basistą Loch Ness, zespołu Krzyśka Z., Idola z II edycji. Bartek, bo tak się nazywał basista, napisał gdzieś niedawno, że odszedł od Asstellyte, bo nie graliśmy z żywym perkusistą tylko z automatem. Trzeba tu wyjaśnić sobie, że ten chłopak nigdy nie był członkiem tego składu – on wykonywał jedynie partię basu na koncertach i to psuł ją z precyzją mistrza (prawdopodobnie perkusja z samplera to był pierwszy profesjonalny muzyk, z którym grał, który trzymał tempo). Uczeń szkoły muzycznej nie był w stanie utrzymać tempa przez 1 takt, w którym nie grała perkusja. Oczywiście za jego błędy obrywałem ja i dziś już wiem, że nie tędy droga. Jak powiedział ktoś z moich 'konkurentów': „będę sławny to sami przyjdą”. A płytę już pewnie zawsze będę wydawał sam z racji korzyści, jakie to przynosi. Sam decyduję, jak będzie wyglądała okładka, mix – mimo iż w „DeathMare” [pierwsza płyta długogrająca formacji – przyp. Emanuel] ciężko mówić o jakimkolwiek wyglądzie mix'u. Ale chyba najważniejszym aspektem są tu pieniądze. Gdy wszystkie zespoły już wymrą z braku funduszy, ja ciągle będę zgarniał tyle pieniędzy, ile te zespoły i ich wytwórnie razem wzięte. Ma to duże znaczenie, gdyż z czegoś trzeba żyć, a gdy będę oddawał się pracy urzędniczej, z pewnością nie będę miał czasu na muzykę. Także wydawnictwa na własną rękę są tu podstawowym warunkiem istnienia Asstellyte.

Czy widzisz w Polsce szanse na zaistnienie, czy też uderzać będziesz do zagranicznych wytwórni już zawsze? Jak wyglądały Twoje dotychczasowe rozmowy z polskimi wydawcami?

W chwili obecnej moja współpraca z zagranicznymi wydawcami opiera się jedynie na dystrybucji za granicą produkowanych przeze mnie krążków. Jednak mogę otrzymać kiedyś taką ofertę, która przekona mnie do oddania się pod opiekę jakiejś firmie wydawniczej. Z drugiej strony mogę powiedzieć, iż znam już w pewnym stopniu zasady działania polskiego rynku i jestem w stanie panować tu nad własnym wydawnictwem. Prawdopodobnie kolejna płyta '1983' będzie posiadała już jakiś prywatny label, np. Asstellyte Records. Z czasem na pewno zacznę oferować wydawnictwa innym zespołom, jednak na razie chcę poznać dokładnie rynek i zasady na nim panujące. Dopiero, gdy poznam wszystkie kruczki i triki, będę mógł uczciwie oferować się innym zespołom i stanowić dobre i poważne wydawnictwo – ale to są dopiero plany.

Opowiadałeś kiedyś o swej przygodzie na odległość z graniem, czy raczej współpracy z jakąś kapelą. Jak to wyglądało od strony technicznej, jak ona przebiegała, co to była za kapela, co graliście i w jaki sposób organizowaliście granie na żywo.

Tak, był taki okres kiedy próbowałem pracować z kapelą z daleka i nawet było całkiem przyjemnie, ale było to dość spontaniczne, szybko się nam znudziło z racji poziomu produktu końcowego. Był to ewidentny przykład totalnego braku zrozumienia. Choć czasem przypadek czynił cuda. Koncert nawet był, ale była to mała zamknięta impreza – udana. Dziś jestem otwarty na propozycje udziału mojej osoby jako wokalisty w innych przedsięwzięciach, nawet w podobny do wspomnianego sposób.

Sposób Twego działania kojarzy mi się trochę z tym, co robi Czesław Niemen ostatnimi czasy. Uderza zza podwójnej gardy urządzeń studyjnych… 🙂 Czy przewidujesz jakieś granie nowego materiału na żywo? Jeśli tak, to jak to widzisz?

Z pewnością koncerty będą. Mam jednak spory dylemat. Problemem moim, jak już wspomniałem, jest skład. Prawdopodobnie pozostanę przy 3 osobowym bandzie – wokal, gitara i klawisze. Jeśli zdołam to zmontuję 5 lub 6 osobową obsadę sceniczną, ale jest to bardzo trudna sprawa i nie sądzę abym podołał. Jeśli nie uda się to pozostanę przy trzech osobach.

Mieszkasz w Lublinie (o ile dobrze pamiętam). Powiedzmy, że chciałbym zaprosić Cię na koncert w jakimś klubie w Warszawie. Jakie miałbyś oczekiwania sprzętowe i finansowe, by zagrać na przyzwoitym poziomie?

Zacznę od pieniędzy, skoro na razie pisałem o tym, że muszę zarabiać, to czas pokazać się nieco inaczej. Otóż za taki koncert oczekiwałbym pokrycia chociaż większej części podróży oraz coś do picia na miejscu i coś do zjedzenia. Nie chodzi o beczkę piwa i wykwintny obiad, ale tak, żebym nie czuł się upokorzony w obcym mieście. To tyle jeśli chodzi o finanse i organizację. Ale jest to koncert i zawsze są największe problemy ze sprzętem. Tutaj potrzebuję zawsze miksera oraz jakiegoś nagłośnienia stacjonarnego, tzw. 'przodów'. Resztę, wraz z własnym akustykiem, przywożę na miejsce sam. Dotychczas dawałem koncerty jako support, lecz na dzień dzisiejszy taki koncert musiałby być samowystarczalną imprezą. I bynajmniej nie chodzi o megalomanię. Supportowanie mija się z celem – ludzie przychodzą dla gwiazdy, a my zepchnięci i prawie zdeptani źle się czujemy. Chcę temu zapobiegać. Mam około półtorej godziny materiału, co pozwala już na zagranie normalnego koncertu. Preferuję małe kluby, występ dla nielicznych w jak najprzyjemniejszej atmosferze.

Czy bliżej jest Ci do muzyki metalowej, czy do sceny elektronicznej?

Ostatnio jest mi bliżej do muzyki elektronicznej, zwłaszcza po tym, co się dzieje na polskiej scenie metalowej. Chcę się od tego odciąć. Ja nie mam długich włosów, skórzanej kurteczki i glanów. Gardzę tym i nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Z drugiej strony słyszałem, że drążąc elektronikę poruszam się po 'wymiocinach industrialu'. Jednak Theatre Of Tragedy 'Musique' jest dla mnie dużo więcej warte niż cała twórczość Iron Maiden razem wzięta. Elektronika wprowadza narkotyczny nastrój, który zakróluje na '1983' i jest tym, czego brakuje prawdziwemu metalowi. Jednak taki właśnie klimat uczyni tę płytę bardzo osobistą, będzie ona powodowana uczuciami, nie będzie zaś pustym natchnieniem czy pomysłem…

Czy zdradzisz, w jaki sposób od strony technicznej tworzysz muzykę w domu? Jakich programów zwykle używasz, jakich instrumentów? Jak długo siedzisz przeciętnie przy jednej kompozycji zanim uzyska ona kształt i brzmienie ostateczne?

Na początek może wymienię instrumenty jakich używam, będzie nam łatwiej komunikować się. Moje obecne klawisze to Yamaha CS1x; gitara to również Yamaha, model RGX121D; bas to Washburn Custom z 1987 roku; do tego dysponuję efektem Zoom GFX-707 oraz symulatorem pieca Behringer V-amp. Wszystko to współgra z komputerem Athlon 1600XP+, 256 SDRAMu i jakiś tani SB Live!, najtańszy jaki znalazłem. Całość ustawiam na starych słuchawkach Panasonica, w które włożyłem nowe głośniki ze słuchawek Sony – również jakieś najtańsze. 'DeathMare' zgrywane było w Cakewalku 8.0 lecz obecnie pracuję na CubaseSX. Przeciętnie każda piosenka zajmuje mi tydzień, lecz ostatnio pracuję nad jednym nagraniem od 3 tygodni. '6:00AM' nagrałem w chyba 5-6 minut, potem ustawiałem pianino przez kolejne 5 godzin. Dużo czasu poświęcam brzmieniu, które zawsze będzie pod największym ostrzałem. Niestety ta karta i te słuchawki nie ułatwiają mi zadania. Czekam na jakieś zyski z 'DeathMare', wówczas spróbuję podmienić części związane z odsłuchem. Poza tym mankamentem nie odczuwam braków sprzętu i na razie nie mam zamiaru nic zmieniać. Uważam, że do nagrania semi-profesjonalnej płyty nie potrzebny jest lepszy sprzęt, a mania wielu ludzi wykupujących magazyny sklepów muzycznych jest po prostu brakiem ich umiejętności oraz zasobnością portfela. Może to zgeneralizowałem, ale jakby na to nie patrzeć, taka jest tego puenta.

OK. Przedstaw cały swój dorobek muzyczny, i tam gdzie to możliwe zaznacz, czy materiał jest jakoś dostępny (i w jaki sposób).

Do tej pory nagrałem kilkanaście, może nawet ponad 30 piosenek 'pełnometrażowych'. Jednak sporo z nich nie znalazło się na 'DeathMare'. Może szkoda, bo niektóre nie były aż tak złe, żeby je pomijać, ale z braku sił do powtórnego ich nagrywania nie dograłem ich. Na dzień dzisiejszy istnieją 3 piosenki do '1983', czekają na wokal. Wszystkie pliki muzyczne jakie tworzę nazywam cyframi 0001, 0002, itd. W momencie kiedy zakończyłem pierwszą płytę 'DeathMare' pojawił się plik numer 0634, także pomysłów było setki. Wiele ciekawych, wiele żenujących, prawie 600 skasowałem uznając je, z perspektywy czasu, za niedostateczne. Jednak jest całkiem sporo nagrań, których nie usłyszy nikt poza osobami mającymi do mnie bezpośredni dostęp. I tak jest fajnie – nie będę się obnażał do końca… (śmiech)

W jakich językach śpiewasz? Jaki tekst uważasz za najlepszy? O czym jest?

Jak na razie śpiewam po polsku i angielsku, ale chcę także wprowadzić niemiecki, ewentualnie francuski. Problem jest z tekstami. Sam nie jestem dobry w niemieckim, francuskiego prawie nie znam – musi mi ktoś to napisać. Ale to już nie będą moje teksty i nie będą oddawały tego, co chciałbym przekazać. To są jednak plany i jak to będzie – zobaczymy. Ze starych tekstów nie jestem zadowolony – na dzień dzisiejszy nie spełniają moich oczekiwań, ale udało mi się napisać ostatnio bardzo dobry tekst, którego fragment chciałbym przytoczyć:

„I can touch my reflection and feel clearly the shape I can hold, simply taking, from the painting, my hand I would fly if the celling weren't glass and so frile Is that dream or an image that litters my mind?

Sun is down and those stars made a beautiful show Moon like soul gently sweept being covered with clouds I've just touched lovely image and the celling has waved I will wait lonely minutes to have another display”

Uważam ten tekst za najlepszy z tych, które napisałem i bardzo mnie to cieszy, bo oznacza, że sam przed sobą rozwijam się. Nikt na razie nie zdołał rozczytać, co opisuje ten fragment.

Co takiego szczególnego interesuje Cię jako artystę w środkach ekspresji i innych możliwościach, jakie daje muzyka?

Przede wszystkim cenię przekaz muzyki jako istnego piękna. Wokal to kolejny instrument tworzący nastrój, ale nie do końca przywiązuję wagę do tego, co słyszę z ust wykonującego tę partię. Ale nie można ryczeć do mikrofonu, więc teksty jakieś muszą się pojawić. Stąd układam je tak, aby pasowały do muzyki – nie są one głębokim przesłaniem, często mogą nawet śmieszyć, ale ja nie jestem poetą. Za to kocham pianino i organy. Te instrumenty wywierają na mnie spore wrażenie, lecz nie chcę przesadzić z ich użyciem na '1983', gdyż wiem, że nie każdy tak odbierze tę muzykę i może okazać się nudna.

Czy uważasz się bardziej za twórcę piosenek czy kompozycji?

Nie, ja z pewnością nie tworzę muzyki. Ja również nie tworzę piosenek. To co jest moim pomysłem to schemat używający brzmień, czasem mojego autorstwa, lecz zwykle już istniejących od dawna. Dużo w tym, co robię, jest czystym przypadkiem, jednak główną częścią mojej pracy jest, zwłaszcza ostatnio, wolność pomysłu. Teraz gdy już lepiej panuję nad tym, co robię, jestem w stanie mieć pomysły i możliwości ich przelania na muzykę. Posługuję się o wiele szerszą gamą możliwości.

He… a jaka tonacja jest Ci bliższa: dur czy moll? Co jest ważniejsze rytm, czy melodia?

Nie potrafię Ci odpowiedzieć. Jestem samoukiem i nie mam styczności z terminologią muzyczną. Nie potrafię czytać nut, jedynym rozwiązaniem jest tu dla mnie komputer, który pomaga mi komunikować się ze światem pięciolinii. Nie mam pojęcia, którą tonację wolę… Aczkolwiek wiem, iż i rytm, i melodia jest równie ważna. Rytm musi pojawiać się wyraźnie, gdyż to on właśnie często nadaje ciężaru i transu muzyce. Lecz melodia w podobnym, o ile nie większym, stopniu nadaje kształtu moim kompozycjom. To dzięki melodii czuję tę wolność w muzyce. I to melodia dodaje klasy kompozycjom.

Nawiązując np. do innych dziedzin sztuki spróbuj opisać własną muzykę.

Nie opiszę Ci w ten sposób. Po pierwsze jestem zbyt ograniczonym człowiekiem, aby móc własny twór opisać z innego punktu widzenia, a po drugie całe moje życie to muzyka, delikatnie mówiąc nie istnieją dla mnie inne dziedziny sztuki. Zajmuję się fotografią ale, mimo iż wielu chciałoby, to już nie jest sztuka. Przepraszam, może za parę lat będę w stanie odpowiedzieć na to pytanie.

Czy jesteś twórcą świadomym, czy też wciąż jeszcze szukasz i uczysz się muzyki?

Zdecydowanie uczę się, choć teraz już świadomie. Wiem, czego szukam i dalsza dłubanina to już nie szkolenie pojęcia o muzyce jako takiej, lecz odsłuchiwanie wynalazków mojego umysłu i przelewanie ich na muzykę. Chcę nagrać utwór na pianino, włączam pianino, metronom i nagrywam, co chcę nagrać, w zależności od chwilowego nastroju czy stanu. Dziś wpadł mi pomysł, iż ciekawie może wyglądać utwór na pianino, w którym śpiewam bez podkładu reszty instrumentów. Wyszło całkiem nieźle, chciałbym tylko zamieścić polski tekst a na razie nagrałem angielski. Mogę powiedzieć, że dziś spełniłem siebie w 80%. Te pozostałe 20% to jeszcze dzieło przypadku, pracuję nad eliminacją tego błędu.

W jaki sposób promujesz swoją twórczość? Czy może jesteś zdania, że „muzyka sama się obroni”?

Trochę nie mam innego wyjścia jak odgrywać nieco pasywną akcję promocyjną. Widzisz, mimo, że nasz nowy idol uważa, że uda mu się promować metal, osobiście nie byłbym zadowolony z milionowej sprzedaży, wiedząc, że głównym odbiorcą był przeciętny nastolatek, który akurat w tym roku jest 'metalem'. To jest przykry, ale prawdziwy przykład tego to, że promocja metalu w mediach jest dołkiem wykopanym pod własnymi stopami. Wydaje mi się, że najlepszą promocją jest nagrywanie coraz to lepszej muzyki, stąd mój krok porzucenia studiów i poświęcenia się nowej płycie. Za jakiś czas okaże się, czy miałem rację. Miejmy nadzieję, że tak, bo nie mam planów awaryjnych.

Wyobrażam sobie, że granie zajmuje Ci bardzo dużo czasu. Co robisz w życiu, kiedy właśnie nie grasz?

W życiu prywatnym jest zwykłym wiernym kundlem, oddanym już od dawna jednej kobiecie. Uczyłem się, ale teraz, jak wspomniałem, rzuciłem studia aby móc w pełni oddać się muzyce. Lubię używać życia, lecz nie jestem zwolennikiem zbiorowych libacji. Raczej wolę sam lub we dwoje, kiedy to nic się nie marnuje, choć czasem spotykamy się w takich sytuacjach w grupce przyjaciół, którym można ufać. Nie mam w życiu ograniczeń, chciałbym, jeśli to tylko będzie mi dane, spróbować wszystkiego. Teraz myślę o muzyce, ale jeśli nie będzie wychodziło, to wyprzedam cały sprzęt i oddam się zakładaniu rodziny, ale to byłaby porażka w moim życiu.

Ilu instrumentów jesteś w stanie użyć własnoręcznie (tudzież może własnonożnie) do nagrań?

Najlepiej gram na klawiszach choć nie pianinie. Sam przed sobą sprawdzam się przy programowaniu brzmień, jak i przy płynnym ich wykorzystywaniu. Dobrze też radzę sobie z basem, tu największym atutem jest fakt, iż bardzo łatwo jest mi utrzymać tempo, zwłaszcza gdy jestem zmęczony. Gitara niestety jest najbardziej zaniedbana i pracuję nad nią – nie obiecuję, że mi się uda już na '1983' wyraźnie coś naprawić, ale próbuję…

Jakie nowe pomysły świtają Ci w głowie? Co chciałbyś sprawdzić w swej muzyce? Może nawiązania do czyichś brzmień, jakieś szczególnie ciekawie robione aranże? Uchylisz rąbka tajemnicy? Interesują mnie nawet takie, które są obecnie niemożliwe jeszcze do przeprowadzenia od strony technicznej i sprzętowej…

Chciałbym nagrać coś podobnego do Xytrasa – płytę w wersji 2CD z czego 1 z nich byłby zwykłą płytą Asstellyte, zaś drugi krążek zawierałby nagrania w wersji na pianino. Jednak dziś jest to jeszcze nie możliwe, bo jestem bardzo słabym klawiszowcem – za słabym, aby podołać takiemu wyzwaniu. A gdyby okazało się jeszcze, że ta normalna płyta jest niezła, to byłoby to spełnienie moich marzeń i mógłbym spokojnie umierać.

Wybierz i opisz ok. 10 płyt, które są dla Ciebie bardzo ważne lub też takie, które bardzo lubisz i często słuchasz. Napisz dlaczego?

Pierwsza płyta to za pewne 'Sin/Pecado' Moonspella. Wydaje mi się, że to jest najpiękniejsza płyta z nagranych do tej pory na całym świecie. Dalej pewnie Tiamat i 'Skeleton Skeletron'- to druga miss. Najbardziej mroczna i przerażająca płyta to 'Satans Child' Danzig'a. Najbardziej klasyczna to 'Paranoid' Black Sabbath. 'Herzeleid' to płyta, która najbardziej mnie rusza w sytuacjach kiedy chcę posłuchać czegoś szybkiego. Cenię też 'History of Rock' Kid Rocka za to, że można tego słuchać i cieszyć się – to taka odmiana o tych ciągłych mroków. Ze staroblackowych nagrań preferuję 'Velvet Darknes They Fear' i obie płyty Tower'a gdyż bliskie są mojej młodości. Pod względem wokalu podziwiam płytę 'Famous Monster' zespołu Misfits.

OK. Chciałbym Ci pogratulować materiału, który już poznałem i życzyć Ci (a może nawet bardziej sobie), by Twój następny krążek był jeszcze lepszy od tego co słyszałem. Kończąc wywiad, proszę o „parę słów” na dowolny temat. Masz może chęć kogoś pozdrowić, albo coś przekazać?

Jeśli dajesz mi taką możliwość to chciałem zachwalić instytucję jaką jest www.metalcentre.com. Jesteście kontaktowi, szybko i bystro odpowiadacie na maile i łatwo się z Wami dogadać. Odczułem, że dobrze przygotowałeś się zanim zadałeś pytania, na które odpowiedziałem. Dzięki za uszanowanie, dzięki, że zgodziliście się na patronat 'DeathMare'. Gratuluję profesjonalizmu i pozdrawiam.

Kontakt:
Rafał Krasa – asstellyte@o2.pl
Asstellyte
www.asstellyte.prv.pl
+48 506-456-479


Powrót do góry