HUNTER – Wywiad z Pawłem Grzegorczykiem

SOUL METAL
Rozmowa z Pawłem Grzegorczykiem vel Drakiem vel Paulem, wokalem i gitarą HUNTERA.

HUNTER to na polskiej scenie metalowej legenda. Zespół istnieje wszak już od 17 lat i chociaż ma na koncie zaledwie trzy płyty (w tym jedną koncertową), to liczba jego fanów jest imponująca. Wydany w marcu 2003 roku, bardzo długo oczekiwany nowy album formacji przynosi muzykę, która dla niejednego miłośnika HUNTERA może być zaskoczeniem, co nie oznacza, że MedeiS nie warty jest posłuchania – wręcz przeciwnie: to świetna płyta. Wydanie MedeiS właśnie stało się pretekstem do niniejszej rozmowy, nie tylko zresztą o płycie…

Zacznijmy od historii. Równo 10 lat temu, rok 1993 był dla Was rokiem przełomowym, prawda? Wysyp koncertów w Polsce i nie tylko, z wieloma znanymi kapelami, i przede wszystkim propozycja nagrania materiału w studio. Jak dziś wspominasz tamte czasy? Masz jakieś szczególnie interesujące lub zabawne wspomnienia? Czy może jakieś wydarzenie było szczególnie istotne dla losów zespołu?

Po 8 latach grania w szczycieńskim MDK, mnóstwie przeglądów, 1-majowych koncertów itp. pojawiła się szansa nagrania płyty. W pewnym bowiem momencie powiedzieliśmy sobie, że już nigdy nie weźmiemy udziału w żadnym konkursie. To, co się działo podczas takich imprez przechodziło czasem wszelkie wyobrażenia. Zabawna historia, ale nagranie Requiem paradoksalnie doszło pośrednio do skutku właśnie dzięki takiemu przeglądowi. Odbyło się to dokładnie w Kętrzynie, gdzie o dziwo otrzymaliśmy pierwszą nagrodę plus wyróżnienie dla osobowości scenicznej. Za całą kwotę mogliśmy w wakacje pojechać na kilka koncertów do Niemiec, podczas których nawiązaliśmy znajomość z właścicielami APN Studio w Neustadt.

W pewnym momencie zastąpiłeś Litzę w Acid Drinkers. Jak wspominasz pracę z chłopakami? Czy bardzo nadwerężyłeś sobie wątrobę :)?

Właściwie wcześniej prawie nie piłem, a przynajmniej w kontekście Poznaniaków, więc zderzenie z rzeczywistością było dość konkretne. Ale nie powiem, bawiłem się przednio. Namówili mnie do kilku niecnych rzeczy i w sumie dobrze się stało. To porządna kapela.

A czy łatwo było chwilowo „wskoczyć w buty” po Litzie? Jak dobrze znałeś wcześniej ich i ich materiał? Dlaczego zwrócili się właśnie do Ciebie?

Myślałem, że będzie trudniej 🙂 ale fani byli wyrozumiali i rozumieli sytuację. To było zastępstwo czasowe kumpla, który przez jakiś czas nie mógł grać. Materiał znałem głównie z pierwszej płyty, ale nigdy go nie grałem wcześniej. W ciągu dwóch dni zrobiłem z kaset chyba 17 kawałków i to zarówno partie Litzy, jak i Popcorna, bo nie wiedziałem, która partia jest czyja. Titus obiecywał tydzień prób, po czym systematycznie skracał ten czas z różnych powodów i w końcu właściwie zagrałem z nimi przed wyjazdem, w dzień koncertu we Wrocławiu tylko 3 piosenki. Czyli te, które miałem śpiewać. Dowiedziałem się też w międzyczasie, że wersje live w wielu przypadkach różniły się od płytowych, więc miałem o czym myśleć w czasie koncertu. 🙂 Okazało się, że był najbardziej czadowy. Ze względu na te wszystkie okoliczności najmilej go wspominam. Grałem z gitarą opuszczoną tak nisko, że nie sięgałem palcami do najgrubszych strun. Przez to miałem znacznie utrudnione zadanie, ale jak widać pozostało mi to do dzisiaj. Granie bez koszulki, pojedynek z Popcornem na solówki. Było fajnie. Naprawdę przyjęcie fanów – zaskakujące. Naprawdę bardzo mile to wspominam. A dlaczego akurat ja? Nie mam pojęcia. Wcześniej zagraliśmy tylko dwa wspólne koncerty, owszem w Szczytnie przegadaliśmy z Litzą całą noc w bardzo sympatycznej atmosferze :), ale myślę, że takich znajomych mieli w Polsce całe mnóstwo. I dlatego tym większym zaskoczeniem był fakt, że pewnego dnia zadzwonił Titus i spytał, czy nie zastąpiłbym Litzy w związku z jego chorobą.

Jak przebiegało nagrywanie Requiem? Była to ciężka praca, czy może szybka i bezstresowa?

Nagraliśmy ją we trzech. Goliash i Brooz, czyli Tomek i Grzesiek uwinęli się w tydzień. Ja oczywiście siedziałem miesiąc. Najpierw pilotowałem gitary chłopakom, a później już standardowo: gitary, solówki, wokale, miksy. Był również ze mną nasz akustyk, Janek Olszewski, który pomagał ustawiać brzmienia, często nagrywał i właściwie zrobił pierwszy mix Requiem. Był lekki stres związany z tym, że to był nasz pierwszy raz. 🙂 Ponieważ nikt nie potrafił uruchomić automatyki stołu, musieliśmy uczyć się miksów na pamięć. Co, gdzie, w jakim momencie wysunąć. To była ciężka sprawa 🙂 Na przykład zapomnieć o drugim głosie w Amen, kończącym kilkunastominutową suitę Requiem… 🙂

Ale dzięki temu pewnie każde kolejne studio nie miało dla Ciebie tajemnic, prawda?

Niekoniecznie. Każde studio ma swoją specyfikę, dlatego nie dziwię się, że zespoły bardzo często nagrywają w tych samych miejscach. Znać studio i przede wszystkim je lubić to dla mnie najważniejsze. Dlatego wybraliśmy właśnie Studio Izabelin. To moim zdaniem najlepsze studio w Polsce, oferujące oprócz sprzętu na najwyższym poziomie światowym również trzy niezależne pomieszczenia do nagrań, a właściwie budynki. W zależności od tego jak nagrywasz, jaką lubisz atmosferę, jaka jest twoja muzyka. Atmosfera w studio jest ważna, ponieważ jeżeli pozwala skupić się tylko na muzyce, to pozbycie się balastu rzeczywistości zna i ceni każdy muzyk. Mam nadzieję, że uda nam się następną płytę również nagrać w ten sam sposób. To samo dotyczy Studia Pro w Olsztynie. Nagraliśmy tam partie perkusyjne i przeszkadzajki. To również studio o unikalnej atmosferze i bębny brzmią w nim naprawdę świetnie. Ma bardzo duże pomieszczenie do nagrywania i to słychać w nagraniach. Pogłosy są tak realne i naturalne, że nie trzeba specjalnie używać dodatkowych efektów, a do tego właśnie dążyliśmy. Maksymalna naturalność akustycznych instrumentów powoduje, że są one bliskie i w zasięgu ręki. Mają wtedy wielka siłę.

Jakie wydarzenie z przeszłości zespołu wspominasz jako szczególnie ważne, a które jako absolutny błąd, niepotrzebne posunięcie?

Pamiętam jak świeżo po zmiksowaniu Requiem w S4 poszliśmy z demówką do BMG, gdzie odpowiedzialnym za takie rzeczy był Tomek Lipiński (Tilt). Po przesłuchaniu kasety powiedział, że bardzo mu się ona podoba i że firma wyda naszą płytę, oczywiście wszystko poprzedzone umową. Problem w tym, że na umowę czekaliśmy ponad rok i w końcu okazało się, że Tomek Lipiński zakończył pracę w BMG, a nowy szef oznajmił, że za ostro gramy i firma nas nie wyda. Natychmiast zwróciliśmy się do innych wytwórni, ale nikt już nie chciał wchodzić w heavy metal. Żałuję, że daliśmy się zwieść pozorom i nie uderzaliśmy równocześnie do innych. Myślałem naiwnie, że skoro muzyk z Tiltu mi mówi, że będzie kontrakt, to będzie…

O muzyce zawartej na Requiem mówiono, że to metal mocno inspirowany Metalliką. Jak dziś odnosisz się do tamtej płyty?

Byliśmy pod bardzo dużym wpływem Metalliki, przyznaję. To w końcu Metallica 🙂 Legenda. To spadkobiercy Black Sabbath. Byłem dumny z określenia „polska Metallica”, mimo że elementy i wpływy muzyki klasycznej były w naszej muzyce również duże i z kolei dość odległe od The Four Horsemen. Zawdzięczam im naprawdę wiele, bo dzięki ich muzyce zrozumiałem jaka jest siła w melodii połączonej z 100 tonowym riffem. Od tego czasu podążam tym tropem, chociaż to bardzo trudna sprawa 🙂 Bardzo chciałbym, żeby nam się udało reedytować Requiem. To płyta, którą zamknęliśmy bardzo wyjątkowy etap w naszej historii i jest na niej kawał naprawdę czadowej muzyki.

Jakieś konkretne plany reedycji?

Wszystko zależy od MedeiS. Na razie czekamy na efekty.

Jaki procent stanowi obecnie materiał z Requiem w secie koncertowym?

Requiem na koncertach reprezentuje zestaw Greatest Hits w składzie Freedom, Misery, Screamin' Whispers, Żniwiarze Umysłów, Blindman i ostatnio Requiem, czyli dość sporo 🙂

Faktycznie sporo. A czy gracie na koncertach jakieś covery, czy może macie ten etap już za sobą :)?

W tej chwili gramy zazwyczaj 3 covery: Big Bang, Highway To Hell i Enter Sandman. Chociaż przyznam uczciwie, że od dłuższego czasu myślimy o powrocie do For Whom The Bell Tolls, ewentualnie Disposable Heroes, które dawniej graliśmy. Zawsze mieliśmy słabość do coverów, na nich się wychowywaliśmy i uczyliśmy grać. A te kawałki są każdy na swój sposób bardzo czadowe. Bardzo dobrze brzmią na koncertach, odpoczywamy przy nich, ludzie się świetnie bawią, jako i my zresztą, więc czego więcej pragnąć? Mimo to zrobiliśmy pewien eksperyment i na ostatnim koncercie a jednocześnie pierwszym promującym MedeiS, w warszawskim Parku, nie zagraliśmy żadnego coveru… Nikt nawet nie zauważył, więc stwierdziliśmy, że dla naszych fanów stały się już dodatkową atrakcją, nie tak istotną, jak nasze własne piosenki. W związku z tym wróciliśmy do nich z przyjemnością 🙂 To jest klasyka, na niej się wychowaliśmy i do tego świetna muzyka, więc nie dziwię się, że nawet największe zespoły tak często do nich wracają.

W 1996 roku zagrałeś epizodyczną rolę w jednym z utworów T-Rapperów znad Wisły. Jakieś refleksje na ten temat :)?

Potraktowałem to jak autoironię i nawet zastosowałem w nim tzw. tapping, efekciarski patent (oczywiście tylko na poziomie amatorskim), który stosowali wszyscy wokoło, a którego szczerze nienawidziłem i nawet sobie obiecałem, że nigdy go nie wykorzystam. Ach, i część thrash metalowa pod „growlingiem” była moja i byłem z niej dumny.

W 2001 roku ukazała się Wasza płyta koncertowa. Jak oceniasz ten materiał? Czy dobrze oddawał klimat koncertów?

Oddawał go znakomicie. Tak właśnie wtedy graliśmy i muszę przyznać, że cały czas fajnie mi się tego słucha. Nawet wolę wersje koncertowe niż studyjne kawałków z Requiem, bo brzmieniowo są lepsze i wokalnie bliższe. Brakuje trochę polifonii w solówkach, ale za to atmosfera koncertu dodaje czadu, a poza tym solówki to tylko część muzyki.

Od czasu wydania pierwszej (i ostatniej do niedawna) regularnej płyty nie było o Was zbyt głośno. Czy możesz opowiedzieć, co działo się z zespołem przez cały ten czas i skąd tak duża przerwa między albumami?

Nie byliśmy w stanie nagrać MedeiS szybciej w związku z chronicznym brakiem pieniędzy na studio. Do tego momentu powstawała muzyka, graliśmy regularnie próby, koncerty. Nie mieliśmy jednak nic nowego, co radio lub TV mogłyby pokazać. Utknęliśmy w martwym punkcie.

Ponoć długo trwały poszukiwania wydawcy nowego materiału. Co stało na przeszkodzie?

Zależało nam na tym, żeby wzięła to w swoje ręce duża firma fonograficzna, która mogłaby zapewnić reklamę, klipy, poparte szeroko pojętymi działaniami sztabu promocyjnego. Rozpoczęliśmy poszukiwania. Po wielu zwodach i przeciągnięciach daliśmy sobie spokój, postanowiliśmy nie tracić czasu i MedeiS, podobnie jak uprzednio Live wydał Darek Ostrowski z firmy Rubicon. Natomiast sprawą również bardzo ważną, czyli dystrybucją zajął się Pomaton EMI.

Dlaczego akurat Pomaton EMI?

Wierzymy, że są najlepsi 🙂

Czy próbowaliście uderzyć do wytwórni, które w Polsce zajmują się stricte metalem? (Tzn. Mystic albo Metal Mind) Jeśli nie, to dlaczego?

Uderzaliśmy, ale nie byli zainteresowani.

Poproszę o znaczenie liczby SiedeM.

SiedeM to tytuł naszego utworu z płyty o tytule MedeiS, a który to tytuł czytany wspak oznacza utwór tytułowy płyty o tym samym, choć odwróconym tytule.

A data wydania i kilka innych z Waszej historii, w których pojawia się siódemka to czysty przypadek, czy działanie sił nieczystych (albo czystych) :)?

Data premiery wielokrotnie się zmieniała, ciągle były jakieś kłopoty. W końcu doszło do sytuacji, ze mieliśmy pewien wybór, więc korzystając z okazji… 🙂 Kilka razy sami sprowokowaliśmy los, ale w większości wypadków były to bardzo dziwne i zastanawiające zbiegi okoliczności.

Jak przebiegał proces tworzenia materiału na nowy album i jego nagrywania? Czy mieliście już większość numerów gotową od jakiegoś czasu, czy też powstawały one na bieżąco?

Zaczęliśmy tworzyć po wydaniu Requiem, czyli od 1995 roku. W pierwszej kolejności powstało Kiedy Umieram… i Why?. Później Fantasmagoria, Mirror Of War, Grabaszszsz… i Nikt. Ten ostatni odpuściliśmy sobie w pewnym momencie, po to, żeby wrócić do niego właściwie przed samym wejściem do studia, czyli po 5-6 latach. Ale wracając… w ciągu kolejnych lat powstały SiedeM, Loża Szyderców, Fallen, So… i jako ostatni Greed. Tak mniej więcej chronologicznie to wyglądało. Oczywiście wiele się zmieniło w studio, ale dotyczyło to głównie aranżacji i instrumentarium. Formy utworów właściwie pozostały bez zmian. Nagrania przebiegały etapami, poszczególnymi instrumentami, poza sekcją i basami Saimona i Goliasha, które nagraliśmy w Olsztynie razem. Dopiero jak w Studio Izabelin zostały moje gitary, skrzypce, etnika i wokale, zaczęliśmy nagrywać wymiennie, w zależności od nastroju czy pomysłów.

Jakie znaczenie dla brzmienia Huntera miało zaangażowanie dodatkowych muzyków, grających na instrumentach smyczkowych i perkusyjnych?

Bardzo duże 🙂 Te instrumenty pozwoliły nam stworzyć kolejny nowy wymiar, ale przede wszystkim wzmocnić cios w naszej muzyce. Otworzyliśmy się na eksperymenty, żeby maksymalnie zilustrować naszą wizję muzyki. I pasję. I oczywiście teksty.

Czy jest w tym jakaś inspiracja Soulfly? Ja przynajmniej momentami odnoszę takie wrażenie.

Osobiście nie słucham Soulfly więc jeśli są jakieś podobieństwa, to jest to czysty przypadek. Z tego co widzę, w Hunterze jedynie Saimon słucha tej kapeli, ale ponieważ poza partiami basu nie wtrąca się specjalnie do muzyki… 🙂

Mam takie (chyba) dość śmieszne pytanie: czy to jest tylko moja wyobraźnia, czy w klipie do Fallen pojawiają się dziewuszki jakby zapożyczone z Tatu :)?

Skądże znowu! To Anita i Aga, nasze Lolitki. Studentki olsztyńskiego Studium Teatralnego. Oczywiście nie przeczę, było w tym małe szyderstwo z tego, co rajcuje tak wielu ludzi, a co jednocześnie chcą tak bardzo ukryć 🙂

Powiedz mi, co sądzisz o podobno już zakończonej wojnie w Iraku? Pytam o to w kontekście antywojennej wymowy niektórych tekstów z MedeiS (przynajmniej ja je tak odczytuję).

Ta wojna to walka o kasę i władzę. Dużym chłopcom zabrakło jednego i drugiego i powyciągali swoje zabawki. Przy okazji przemysł zabawkarski stanął na nogi, dodatkowe fundusze, miejsca pracy… Nawet Polska, Kraj Umarłych, zarobił coś na tym, co wskazuje napis na granatniku w ostatnich scenach z klipu Kiedy Umieram… Ciężko nam, maluczkim, powiedzieć jaka jest prawdziwa przyczyna, ale wiem, że wynika z najniższych pobudek. W efekcie cierpią i giną ludzie, i nie są to ludzie sprawujący władzę… Ale tak było zawsze i nie łudźmy się: koniec zawsze tylko jest początkiem… I o tym właśnie mówi MedeiS. Bezpośrednio i pośrednio we wszystkich utworach. Chciałbym, żeby było inaczej, ale niestety jest tak jak jest. Oczywiście nie znaczy to, że zamierzamy i powinniśmy się z tym godzić.

Jak dziś określiłbyś Waszą muzykę? Czy da się ją przyporządkować określonemu stylowi?

Nazwaliśmy nasz styl Soul Metalem, czyli muzyką duszy ponieważ nie znaleźliśmy bardziej trafnego opisu tego, co tak właściwie gramy. Nasz styl to wypadkowa wielu stylów, ale żadnego w dominującej części. Jak „Styl walki bez walki” Bruce'a Lee 🙂 Usłyszysz zatem na MedeiS metal, etnikę, klasykę, elementy reggae i gotyku, oczywiście punka, sporo Huntera z Requiem, ale jednak w nowym już wymiarze. A także piosenkę aktorską, a z pewnością interpretację. Jeśli chodzi o muzykę czerpaliśmy z naszych korzeni, ale przez pryzmat teraźniejszości. Wyszedł przedziwny miks, który jednak trzyma w całości fakt, że to ten sam zespół.

Czy nie sądzisz jednak, że taki miks może nie przypaść do gustu wielu starym zwolennikom Huntera, którzy pamiętają Was z konkretnej, thrashowej muzy?

Wierzę, że nasi fani docenią fakt, że poszukujemy własnego stylu i jesteśmy otwarci na eksperymenty. Nie zamykamy się w twardych ramach gatunkowych. To pewien kredyt zaufania również. Ale mamy spokojne sumienie. MedeiS to płyta szczera. Poza tym wiele na niej elementów łączących z Requiem, choćby w takich utworach jak Mirror Of War, Nikt oraz w wielu fragmentach nowych kompozycji.

Czego słuchasz na co dzień? Czy to, czego słuchasz ma wpływ na to, co tworzysz? Jeśli tak, to w jakim stopniu?

Na co dzień słucham soundtracków filmowych. Muzyka filmowa pasjonuje mnie od lat i myślę, że ma olbrzymi wpływ na to, co robię, jak gram i śpiewam. Do studia wziąłem z domu jedną, bardzo bliską mi płytę – Passion Petera Gabriela, czyli soundtrack do Ostatniego kuszenia Chrystusa Martina Scorsese. Słuchaliśmy jej podczas nagrywania wokali i tych wszystkich dziwnych instrumentów do Fallen, Greed czy Siedem.

Czy słuchasz nu-metalu? Co sądzisz o tym gatunku?

Jedynej kapeli z tzw. nu metalu, jakiej słuchałem był System Of A Down, który to zespół bardzo ujął mnie swoim tekstowym przekazem, a który jest mi bardzo bliski. Mają dużą świadomość tego, co się wokół nich dzieje i zdecydowanie oddzieliłbym ich od takich kapel jak Linkin Park, Nickelback czy Limp Bizkit. To zupełnie inna młodzież. Wszystkie wymienione to porządne zespoły, doskonale wyprodukowane, świetnie brzmiące, natomiast SOAD ma bardzo charakterystyczne, antykomercyjne bicie. Mimo wręcz popowych czasem fragmentów. To kapela ze swoim stylem, bardzo mocno kopiąca w tyłek zarówno muzyką, jak i tekstami.

Jak widzisz scenę metalową dziś? Dokąd zmierza? Czy Hunter zmierza w tym samym kierunku?

Jest coraz więcej fajnych zespołów. I to grających w różnych stylach, niekoniecznie ostatnimi czasy najpopularniejszych. Wracają echa Iron Maiden i wielu innych znaczących kapel. Wraca ciężka muzyka i należy się z tego cieszyć. Hunter podąża swoją ścieżką i myślę, że jeszcze bardziej otworzymy się na to, co jeszcze niedawno oznaczałoby metalową ekskomunikę. Ale ponieważ nie przestaniemy dokładać i grać ciężko, nasi fani nam to wybaczą :), więcej – docenią i będą chcieli więcej 🙂 Tzn. taką mam nadzieję 🙂

Czy znasz jakieś polskie podziemne zespoły metalowe, które zwróciły Twoją uwagę?

Oczywiście! Chociażby te, które z nami grały w czasie MedeiS Tour 2003 czyli: Hedfirst, Archeon, Quo Vadis, Neolithic, Chainsaw, Project X, Nikt, Disarm, Coffins, Berial, Altair, Bright Ophidia. Jest także mnóstwo innych. Szkoda, że tak trudno zorganizować koncerty w tym kraju. Okazałoby się, że wcale nie jesteśmy w tyle za światem, jeśli chodzi o taką muzykę. Zaryzykuję stwierdzenie, że jednak mamy wiele w tym względzie do powiedzenia.

Jesteście świeżo w czasie trasy koncertowej promującej MedeiS. Jakie są reakcje fanów na nowy materiał? Jak Ci się podobają koncerty?

Ci, którzy znają MedeiS są zazwyczaj w pierwszych rzędach i śpiewają po kolei wszystkie kawałki. Łatwo ich poznać, bo są w takim samym transie jak my. Wiedzą i rozumieją MedeiS i dlatego koncerty z ich udziałem były najlepsze. Oczywiście wszystkie koncerty były super, bo już samo przyjście fanów to duża rzecz. Mieliśmy świadomość, że przychodzą, żeby nas zobaczyć i posłuchać. To daje dużego kopa i motywację. Ci, którzy byli wiedzą, że dawaliśmy z siebie tyle, ile tylko mogliśmy, bez względu czy było 150 czy 1000 osób.

Czy stare numery gracie w nowych aranżacjach zgodnie z duchem czasu?

Raczej trzymamy się oryginału, chociaż kusi nas coraz bardziej eksperymentowanie, choćby dla naszej satysfakcji… gramy niektóre z nich naprawdę bardzo długo 🙂 Ale to jest raczej zgodne z duchem Huntera, a nie czasu. Co zresztą jest dla nas typowe.

Czy otrzymujecie od fanów ich reakcje na nową płytę? Jakie głosy przeważają?

Wygląda na to, że olbrzymia większość naszych fanów znalazła na niej coś dla siebie. Nawet jeśli część z nich na początku nie potrafiła się do kupy pozbierać po szoku wywołanym przez Fallen. Poza recenzjami z gazet i portali, zbieramy regularnie opinie z Internetu i jesteśmy szczęśliwi, bo nasz płyta życia została doceniona i zrozumiana przez naszych fanów. I mamy coraz więcej nowych 🙂

Wokół zespołu zrobiło się ostatnio wiele szumu. Domyślam się, że się z tego cieszysz, bo przecież czekaliście na to tyle lat. Ale czy nie odczuwasz już powoli zmęczenia?

No tak, muszę przyznać, że ostatnio mam pewien problem z wywiadami. Strasznie nie lubię się powtarzać, a nie da się uniknąć tych samych pytań, zwłaszcza jeśli wywiadów jest wiele. To mi nastręcza pewne trudności, ale poza tym – jak sam powiedziałeś – czekaliśmy na to tyle lat, więc cieszyć się należy bardzo. I tak też się cieszymy.

Czy tym razem, podobnie jak po Requiem, doczekamy się płyty koncertowej, czy może szybko nagracie kolejny album? Czy myślisz już o tym?

Kto wie? Jeśli nie będziemy mogli wejść do studia, żeby nagrać kolejną płytę, być może ujrzy światło dzienne płyta koncertowa. Mam nadzieję, że jednak będzie to album studyjny.

Czego życzyć zarówno Tobie, jak i całemu Hunterowi?

Dokładnie właśnie tego. Żebyśmy mogli nagrywać płyty w momencie, gdy powstaje muzyka. Tego najbardziej potrzebujemy.

I jeszcze kilka słów dla czytelników Metal Centre…

Pozdrawiam Was wszystkich bardzo i faktycznie mam kilka słów na koniec. Przychodźcie na koncerty i słuchajcie swoich ulubionych kapel. W przeciwnym wypadku kapele zakończą istnienie i wraz z nimi odejdzie muzyka.

Dzięki wielkie za rozmowę.

Dziękuję również.

Wszystkie zdjęcia pochodzą z oficjalnej strony internetowej HUNTERA http://www.hunter.art.pl
„Czerwone” zdjęcie z warszawskiego koncertu w klubie Stodoła (27.03.2003) autorstwa Balroga.


Powrót do góry