ALASTOR – Wywiad z Robertem Stankiewiczem i Mariuszem Matuszewskim

Gdy około 14 lat temu z wypiekami na twarzy oglądałem w telewizji występ ALASTORA nawet wówczas nie przypuszczałem, że kiedyś będę miał okazję zrobić z tym zespołem wywiad. W tamtych czasach ALASTOR był dla mnie i dla moich znajomych bardzo cenionym bandem. Często przy włączonym magnetofonie na imprezach wspólnie słuchaliśmy „Zło”, jednego z najlepszych dla nas wówczas albumów i razem z wokalistą wykrzykiwaliśmy wersy… Minęło wiele lat i legenda polskiego Thrash Metalu powróciła na scenę i zapewniam was, że jeszcze nieźle namieszają na tej scenie!!!

ALASTOR powrócił! Powstaliście w 1986 roku, graliście aż do 1997. Następnie po 5 latach spotkaliście się znowu na sali prób. Jak doszło do tego, że zaczęliście znowu grać?

Mariusz Matuszewski: Los chciał, żeby zespól ALASTOR nadal istniał. To jest tak, jak ze „starą miłością” nigdy nie rdzewieje.

Robert Stankiewicz: Myślę, że w naszym wypadku z graniem muzy jest, jak z nieuleczalną chorobą. Pomimo, że w pewnym momencie stwierdziliśmy, że mamy dosyć to cały czas podskórnie brakowało nam tworzenia pod szyldem ALASTOR. Widocznie jesteśmy zainfekowani.

Zmienił się skład zespołu. Kto obecnie tworzy ALASTORA? Kim są nowi ludzie? Jak trafili do zespołu?

MM: Obecny skład to Robert Stankiewicz – wokal, Sławek Bryłka – bębny, Mariusz Matuszewski – gitara i nowa twarz zespołu Marcin Bilicki – gitara. Trzeba wspomnieć jeszcze o basiście Jacku Kurnatowskim nieobecnym już w kapeli z powodów osobowościowych?

RS: Trochę, to trwało zanim udało się pozyskać nowych ludzi, trudno jest trafić na personę posiadającą tyle siły i samozaparcia, żeby z nami wytrzymać. Nie tylko w sali prób, ale i po pracy…Czas dokonał już pierwszych weryfikacji i tym sposobem szukamy basisty z jajami.

Macie w planach wydanie najnowszego albumu ale zanim do niego dojdziemy chciałbym byśmy w skrócie prześledzili waszą drogę w Metalowym Świecie… Myślę, że jest o czym rozmawiać… Wasz pierwszy materiał „Syndroms of the Cities” został wydany w 1986. Rok później pojawia się jego polskojęzyczna wersja. Poproszę o charakterystykę zawartości waszego debiutu.

RS: Gdy się ma 19 lat, to jest się bardzo głodnym grania. Miało być szybko i mocno, czasami trochę wolniej i chyba tak wyszło. Po wygraniu eliminacji w Chorzowskiej Leśniczówce Tomek Dziubiński zaproponował nam zagranie na Metal Battle w katowickim Spodku oraz podjęcie współpracy, czego owocem była nasza pierwsza płyta. To, że najpierw wyszła po angielsku w całej Europie a u nas później, to wynik zarówno popierdolonej sytuacji na raczkującym wówczas rynku muzycznym jak również działaniami tzw. managemantu.

Jaka była wówczas reakcja na ten materiał, zarówno w Polsce i za granicą?

RS: Generalnie było do przodu – angielskie magazyny dawały płycie bardzo wysokie noty, niemieckie zjebały nas jak szmaciarz konia. W Polsce materiał pojawił się z opóźnieniem, ale to normalne biorąc poprawkę na politykę wydawniczą ówczesnego MMP, rodzimi dziennikarze muzyczni byli dla nas łaskawi. Najważniejsza była jednak reakcja ludzi na koncertach, zarówno w klubach jak i dużych salach przyjęcie było dla nas bardzo pozytywnym doświadczeniem, miło wspominam tamte czasy.

Na przełomie lat 80/90 często wydawano te same płyty w obu językach – Polskim i Angielskim – C.E.T.I., DRAGON, HAMMER, KAT, TSA, TURBO, WOLF SPIDER i wiele innych. Wy również poddaliście temu zabiegowi swoje pierwsze materiały. Chociażby kolejny to „Przeznaczenie” czyli „The Destiny”. Jaki był tego cel? Obecnie znaczna większość wydaje wszystko w języku angielskim.

MM: Zespół ALASTOR zawsze starał się dotrzeć przede wszystkim do polskich rodzimych umysłów, wersje anglojęzyczne skierowane są bardziej marketingowo na rynek muzyczny świata. Każdy chciałby występować na największych scenach i z największymi, lecz do tego niestety potrzeba ataku „po angielsku”.

RS: Cóż z tego, że nasze bandy w tamtych czasach wydawały płyty „tam”, być może ma to obecnie jakąś wartość historyczną bądź sentymentalną. Takie działania nie poparte promocją, regularnymi koncertami nie wróżyły żadnych szans dla załóg z Polandu. Zawsze nagrywaliśmy wersję polską jako pierwszą, a później w zależności czy było zainteresowanie ze strony zachodnich promotorów powstawała wersja anglojęzyczna. Obecnie to inna bajka – świat metalowy poznał już siłę rażenia polskich załóg, więc jest sens próbować. Zawsze będziemy atrakcyjnym partnerem, zarówno warsztatowo jak i artystycznie nie odbiegamy od innych a myślę nawet, że jako załogi z tak popierdolonego kraju, zawiadywanego przez całe rzesze popierdolonych dupków stanowimy ciekawą zagadkę kulturowo-socjologiczną.

Zdaje się TURBO robi to do dzisiaj. („Tożsamość”, „Identity”)… Ale wasze następne materiały już były tylko polskojęzyczne. „Zło”, „Żyj, Gnij i Milcz” i demo z 2006. Dlaczego zrezygnowaliście z formy angielskojęzycznej?

RS: To nie jest tak, że zrezygnowaliśmy. Jeśli były by sygnały, że któraś z firm z zachodu ma na nas chrapkę, to owszem. Zawsze obstawałem przy tym, że tutaj należy śpiewać po polsku, to według mnie naturalne i zrozumiałe jeśli tekst jest ważny dla autora i odbiorcy na koncercie czy nawet w domu. Nie mam złudzeń, ani snów o wielkiej karierze poza granicami, jeśli ma to nastąpić to dobrze, jeśli nie też nie będę rwał włosów z głowy ( he, he, he ).

Który z waszych poprzednich albumów uważacie za najlepszy, no i oczywiście dlaczego?

MM: Każdy jest po części najlepszy, bo odzwierciedla to, co było zawsze w nas.

RS: Wszystkie dzieci kocha się tak samo, lecz z każdym następnym nabiera się nowych doświadczeń. Trudno było by wskazać jednoznacznie taka płytę, którą bez wahania mógłbym nazwać najlepszą…

Myślę, że album „Zło” nieźle wstrząsnął ówczesnymi fanami metalu. Był to bardzo dobry materiał. Kawałki „Zło”, „Nieprawdopodobne”, „Fuck” stały się wręcz sztandarowe. Pamiętam występ ALASTORA w programie muzycznym Luz… To było niesamowite zobaczyć was w TV…

MM: „Zło” było materiałem najbardziej dojrzałym twórczo. To tak, jak dorasta się do małżeństwa, ojcostwa itp. TV i Luz ha, ha, ha fajnie jest zobaczyć siebie z przed 15 lat.

RS: Rzeczywiście, dzięki tej płycie nastąpił przełom zarówno w stylistyce wykonywanej przez nas muzyki jak i znacznym poszerzeniu się grona jej odbiorców. Chętnie zebrałbym te wszystkie materiały telewizyjne i sam je obejrzał. Może są ludzie, którzy mogli by nam w tym pomóc?

W przeszłości graliście wiele koncertów, np. na Metalmanii, Sthrashydle czy w Jarocinie. Graliście z takimi sławami jak chociażby NASTY SAVAGE, EXUMER, LIVING DEATH, SODOM, KAT, TURBO, WILCZY PAJĄK czy DRAGON. Który z koncertów zapadł wam najsilniej w pamięci? Oczywiście zarówno od tej dobrej jak i złej strony.

MM: Najbardziej poruszył nas pierwszy koncert w Spodku dla 12 – tysięcznej publiki. Trema i nogi jak z waty. Wszystko minęło po paru kawałkach. Aż chciało się żyć. To niezapomniane chwile. Jarocin 93 – chyba wiecie dlaczego?

RS: Może zacznę od tej złej – to koncert w warszawskim klubie Park pod koniec lat 80. Graliśmy wtedy materiał z drugiej niewydanej jeszcze płyty „Przeznaczenie” – ludzie stali jak słupy soli, jedni obrzucali nas groszkami a inni próbowali opluć – nie wiem dlaczego…

A ten najlepszy to chyba rzeczywiście Jarocin’93 i 94, chociaż wszystkie koncerty w katowickim Spodku miały niesamowity urok, a że Osiecki zwykle miał dzień wcześniej urodziny- zagranie tych sztuk stanowiło dla nas nielada wyczyn. A no i jeszcze 10-lecie DRAGONA towarzysko było całkiem miłe.

Minęło ponad 2 dekady odkąd zaczęliście grać. Czy coś się zmieniło w Polsce, jeśli chodzi o fanów, koncerty ich organizację? Możecie porównać tą sytuację?

RS: Na pierwszy rzut oka jest więcej klubów, sprzętu nagłaśniającego, a ludzie jakby trochę inni, ale nie znaczy to, że gorsi. Zresztą polska publika zawsze była specyficzna, nigdy nie zapomną jak potraktowała SYSTEM OF A DOWN na koncercie w katowickim Spodku, kiedy grali przed SLAYER. Organizacja koncertów nie poszła za bardzo do przodu – nadal w tym dużo prowizorki i chaosu.

W 2006 nagraliście trzy utworowe demo. Materiał jest już nieco inny niż poprzednie wasze nagrania… są jakby trochę bardziej melodyjne (na pewno wokalnie), aczkolwiek nadal bardzo ciężki i nieźle kopiący. To kawał dobrego współczesnego thrashu. Jaka była reakcja na to demo fanów ALASTORA i osób, które słuchały was po praz pierwszy?

MM: To była zajawka tego co ma nastąpić. Sami byliśmy ciekawi nowego brzmienia i tego co sam ALASTOR nam ma do powiedzenia? Ludzi słuchający nowych numerów byli zaskoczeni tym , że „dziadkowie” mogą jeszcze kopać z taką siłą. Proponuję wszystkim posłuchać całości „Spaaazmu”- wielu opadną szczęki.

RS: No chyba się spodobało. Tym, którzy myśleli, że Alastor to grupa podstarzałych tatusiów, którzy zabrali się, żeby sobie trochę popitolić na boku, było trochę głupio po usłyszeniu tych trzech numerów. A to dopiero początek…

No to kiedy wyjdzie „Spaazm”?

RS: Czekajcie, a będzie wam dane.. a tak serio to przed wakacjami na pewno!

Czy nadal będzie on utrzymany w stylistyce Thrash Metalu?

MM: „Spaaazm” będzie niepowtarzalny. Bardzo riffowy, bardzo melodyjny i Alastorowy z głębi duszy. Zarówno muzycznie jak i tekstowo zostanie w pamięci wielu. Sami nie możemy się już doczekać chwili, w której ujrzy światło dzienne. Mocne thrashowe granie – wypadkowa całej historii ALASTORA.

RS: Nie widzę możliwości stylowych rewolucji.

W waszych starych utworach często pojawiały akustyczne wstawki. Wiele thrashowych kapel wykorzystywało podobne patenty z akustycznych wstawek. Jest to fajna odskocznia od ostrego grania. Jednak obecnie odchodzi się w stylistyce thrash metalowej od takich zabiegów. Czy na „Spaaazm” będziemy mogli posłuchać akustycznych gitar?

MM: Nie.

A jakiejś balladki? Pamiętam chociażby „Bez Powrotu”, super kawałek.

MM: „Balladki” będą na następnym materiale. Łzy będą kapać po polikach.

RS: No nie jestem tego taki pewien. po co w tym smutnym, zapyziałym kraju śpiewać smutne, ckliwe piosenki?? Jeszcze się kto powiesi i będzie afera! (he, he)

A o czym traktują teksty na „Spaaazm? Kto jest ich autorem?

MM: Połączyliśmy siły we dwóch ze Stonkiem. Teksty to życiowe refleksje okraszone wieloma pytaniami i odpowiedziami, osobiste doznania i prawda kłująca w oczy. Bardzo mocne słowa.

RS: Żyjemy już parę lat na świecie, z każdym rokiem jest więcej inspiracji by pisać…

Gdzie w najbliższych miesiącach zamierzacie grać koncerty?

RS: hehe… zobaczymy! Jak tylko znajdziemy człowieka na bass o odpowiedniej osobowości i oczywiście umiejętnościach natychmiast ruszamy do ludzi!

Ok. a zatem pozostaje nam czekać na nowy album i mam nadzieję, że po jego wydaniu spotkamy się znowu by pogadać o waszej muzyce, obecnych oczekiwaniach z nią związanych i innych rzeczach… Dzięki za rozmowę! Ostatnie zdanie należy do Was…

MM: Do siego !

RS: Wydajcie parę groszy na „Spaaazm” a nie pożałujecie! Bądźcie sobą i słuchajcie thrash metalu.

ALASTOR:
www.alastor.pl


Powrót do góry