INSIDIUS – wywiad z Michałem (perkusja)

Napisać o INSIDIUS że to jeszcze jeden solidny band na naszej scenie, to lepiej nie napisać już nic. W 2016-tym zadebiutowali bardzo solidnym krążkiem „Shadows Of Humanity”, który z powodzeniem skopał kilka tyłków. Rok temu poprawili to czego może nie i zrobił jeszcze debiut – zadali konkretny cios. „Infamia”, bo o niej będzie tu między innymi mowa, to album który pozwala zespołowi coraz śmielej patrzeć w stronę miejsca, gdzie uplasowała się czołówka polskiego Death Metalu.

Siemasz. Może i nie będzie to najlepsze pytanie na początek tego wywiadu, ale mnie osobiście ono intryguje. Możesz przybliżyć czytającym ten tekst tę już zamierzchłą historię INSIDIUS? Dlaczego pytam? Wasze początki sięgają jakby nie patrzeć lat 90-tych, a tak na dobrą sprawę aktywnie działacie zaledwie od kilku lat. Szczerze mówiąc, „Shadows Of Humanity” to jest chyba właśnie ten moment, kiedy tak naprawdę na dobre zaistnieliście w świadomości maniaków.

Cześć, dość często słyszymy takie pytania. Pod koniec lat 80-tych pojawiły się pierwsze pomysły odnośnie założenia zespołu. Z czasem udało nam się skompletować sprzęt i zebraliśmy pierwszy skład. W roku 1990, już jako Insidius zagraliśmy pierwsze koncerty. Niestety, po niedługim czasie zespół się rozpadł. Po latach, udało nam się znowu zebrać, lecz w trochę innym składzie. W roku 2013 zaczęliśmy grać koncerty i aktywnie działać, więc ten rok uznajemy za nasz początek.

Pamiętasz w ogóle dlaczego z pierwotnego pomysłu nic nie wyszło i zawiesiliście działalność? W ogóle przez te wszystkie lata braliście taką ewentualność, że któregoś dnia INSIDIUS powróci z martwych?

Mieliśmy wielki zapał, przygotowany materiał na demo oraz graliśmy koncerty i próby. Życie pisze różne scenariusze i w pewnym momencie każdy musiał pójść własną drogą, co uniemożliwiło nam granie. Każdy zajął się swoimi sprawami i nikt nie myślał o powrocie, jednak chęć do grania była.

Zatem, co było tym bodźcem, że postanowiliście znowu razem pohałasować? Jakie były okoliczności ponownego się zejścia zespołu?

Profesor pierwszy wpadł na pomysł ponownego grania. Początkowo ciężko mu było namówić resztę, ale z czasem dopiął swego. Zaczęliśmy się spotykać na próby, początkowo bardziej w celach towarzyskich, bez konkretnych planów. W końcu zaczęło to wszystko jakoś brzmieć, więcej prób i ćwiczeń, aż w końcu skleiliśmy materiał i poszło.

Z jednej strony, debiutantami nie byliście wydając „Shadows Of Humanity”, z drugiej to przecież faktycznie była Wasza debiutancka płyta. Znając realia i możliwości lat 90-tych i tego wszystkiego co się wtedy działo na scenie, Wasze ówczesne możliwości, to gdyby udało się wydać „Shadows Of Humanity” wtedy, mielibyście większą szansę przebicia? Zastanawiałeś się kiedykolwiek nad tym? Płyta oczywiście się obroniła, ale zalew muzy wcale nie jest dzisiaj taki mały. Uważasz, że dzisiaj można więcej, łatwiej i prościej?

Uważam że ten nowy początek i pierwszą płytę trzeba nazwać debiutem. Był to start kompletnie od zera i bez wglądu w przeszłość. Ciężko mi powiedzieć jak „Shadows Of Humanity” zostałaby przyjęta w tamych czasach jednakże pewnie łatwiej byłoby nam się przebić, bo nie było wtedy jeszcze tak dużo nowych zespołów i płyt oraz więcej ludzi chodziło na koncerty. W tym momencie dużo ciężej jest się wybić, ponieważ rynek jest bardzo nasycony i powstaje wiele świetnych płyt i zespołów, szczególnie na naszej rodzimej scenie.

Debiutancka płyta to był materiał, który naprawdę zrobił robotę. Zresztą, ciągle słucha się tamtego stuffu z przyjemnością, a on sam jakoś szczególnie z perspektywy czasu nie zerdzewiał. Powiedziałbym, że czuć w nim jeszcze pewną świeżość. Po latach, czujesz że można było w jego materii zrobić coś inaczej, lepiej? Ile czasu w ogóle zajął Wam cały proces tworzenia „Shadows Of Humanity” od pomysłu po efekt finalny?

Dzięki za dobre słowo. SOH powstawała ok. 3 lata, przez ten czas utwory zmieniały się wiele razy, niemalże w nieskończoność. Dopiero po pierwszych roszadach w składzie postanowiliśmy w końcu dopiąć wszystko i nagrać. Myślę że teraz płyta byłaby na pewno inna, a to ze względu głównie na świeże głowy w zespole oraz fakt, że nabraliśmy już trochę doświadczenia.

Ale „Infamia” to w Waszym przypadku już prawdziwy sztos. Cios za ciosem. Chłopie, ta płyta ciągle nie wyłazi z mojego odtwarzacza. Zadowolony z drugiego dziecka? Jakby nie patrzeć, rodzic zawsze kocha całe swoje potomstwo, ale…czasem trochę inaczej, bo i przecież charaktery są różne. Jakie według Ciebie są zasadnicze różnice pomiędzy oba albumami, i dlaczego „Infamia” kurwa zabija?!

Teraz to już załadowałeś armatę solidnie, aż nie wiem co powiedzieć. Na pewno są to kompletnie inne płyty. „Infamia” jest płytą bardziej spójną i dosadną, mimo że pracowaliśmy nad nią dużo krócej, niż w przypadku pierwszej. Duży wpływ miał nowy gitarzysta – Lasota (VARMIA), który miał inne spojrzenie na wszystko i wniósł dużo świeżości oraz wiele nowych pomysłów. Pierwszy materiał był bardziej oldschoolowy i dużo na nim eksperymentowaliśmy. Swoje trzy grosze dorzucili również bracia Wiesławscy, pod których czujnym okiem nagraliśmy cały materiał w białostockim studiu Hertz.

W takim momencie wręcz nie mogę nie zapytać, kiedy pójdziecie za ciosem. Kiedy kolejny materiał? Pewnie to za wcześnie oto pytać, ale z pewnością macie już pomysły na trójeczkę. Racja? Kiedyś mówiło się o pewnym syndromie trzeciej płyty. Zawsze oczekiwało się od zespołów ich opus magnum i niejednokrotnie, trzeci album z reguły właśnie takim był. Myślisz, że nie powiedzieliście jeszcze ostatniego słowa?

Prace nad nowym materiałem już trwają. Tym razem dajemy sobie więcej czasu niż wcześniej, żeby każdy dźwięk był dobrze przemyślany. Mamy czas, ponieważ chcemy jeszcze trochę uwagi poświęcić „Infamii”. Na ten moment za wcześnie żeby mówić o konkretach. Mamy nowe głowy w zespole także sami nie wiemy czego możemy się spodziewać. Nie ma ciśnienia, wszystko z głową, a czas pokaże.

Niemal całe teksty na nowy album ponownie napisał Wam Harry Maat. To znana persona w metalowym świadku i człowiek, który wie co w takiej materii należy robić. Sami nie czujecie się na tym polu najlepiej? Czy tak trochę połączyliście przyjemne z pożytecznym? Lekki zabieg komercyjny plus dobre liryki. Przyznam,że jego pióro z Waszą muzą siedzi idealnie. No i o co chodzi z tą tytułową „Infamią”?

Zaprosiliśmy Harrego do współpracy podczas tworzenia pierwszej płyty. Znaliśmy jego liryki i stwierdziliśmy, że jego charakter może wpasować się w naszą twórczość. Był to strzał w dziesiątkę i poszło. Przy „Infami” już nawet się nie zastanawialiśmy i od razu skontaktowaliśmy się z Harrym. Żaden z nas nie ma umiejętności pisarskich, więc tą kwestię pozostawiliśmy osobie kompetentnej. Większość tekstów została napisana, tak jak wspomniałeś, przez Harrego, ale są też wyjątki. Przykładem jest „Vademecum Is Burning” do którego tekst został cały napisany przez Lasotę.

Słowo „infamia” ma wiele znaczeń i można interpretować w różnoraki sposób. Konkretnie oznacza to hańbę, niesławę. Uznaliśmy, że będzie to idealny tytuł, zważywszy na tematykę tekstów, która oscyluję wokół krytyki otaczającego nas świata.

Okładka – powiem Ci, że na początku miałem z nią nie mały problem. Z perspektywy czasu uważam, że to jednak całkiem ciekawy obrazek…

Sami mieliśmy problem z nią. Ogólnie zdania są podzielone. Jednym się podoba, innym nie. Cel był taki, żeby wzbudzała zainteresowanie i tak też się stało. Chociaż nie zawsze w sensie pozytywnym. Taka była wizja twórcy, zaryzykowaliśmy. Sam nie wiem czy to był dobry ruch, na pewno teraz wyglądałaby inaczej. Zdarzyła się raz sytuacja, że jedna osoba chciała kupić zarówno CD i vinyla, ale bez okładki i tak też sprzedaliśmy.

Myślisz, że Hertz Studio to dobre miejsce dla INSIDIUS? Moje pytanie nie ma na celu czepiactwa, ale chciałbym żebyś to ocenił zarówno jako fan ciężkiego grania, ale też jako muzyk. Coraz częściej mówi się już o pewnej powtarzalności tego miejsca, aczkolwiek w przypadku „Infamia” finał jest niszczycielski. Ścieżki tak jak poprzednio kładliście gdzieś indziej, czy od początku do końca wszystkim zajęli się bracia Wiesławscy?

O studiu Hertz możemy się wypowiadać właściwie tylko w samych superlatywach. Profesjonalizm i indywidualne podejście do każdego sprawia, że praca idzie płynnie i bezproblemowo. Sami wiele słyszeliśmy o powtarzalności i że wszystko brzmi tak samo. Ciężko mi się do tego odnieść, z mojego doświadczenia wiem, że praca ze Sławkiem i Wojtkiem jest podyktowana pod muzyka. Nic nie jest narzucane z góry i klient ma kontrolę nad brzmieniem. Jak zespół będzie chciał, tak zabrzmi. Kwestia wizji i zastanowienia czego się chce. Hertz Studio to marka która, która musi trzymać pewien poziom i niedopracowanego produktu nie wypuści. Pierwsza płyta tylko częściowo była nagrana w Białymstoku, natomiast „Infamia” w całości. Z efektu jesteśmy do dziś bardzo zadowoleni. Do dziś uważam, że była to dobra decyzja. Bracia Wiesławscy bardzo się przyłożyli i napracowali, czego efekt słychać na płycie.

Po nagraniach „Infamia” szeregi zespołu opuścił zarówno Profesor jak i Lasota. Powiesz dlaczego? Wydawało się, że INSIDIUS ma mocny, stabilny i twórczy skład. Myślisz, że nowi członkowie to będzie dla Was „dobra zmiana”? Kim są w ogóle nowi ludzie na pokładzie zespołu?

W obu przypadkach wszystko było jasne i klarowne. Profesor chciał zwolnić tempo i zająć się prywatnymi sprawami, natomiast Lasota chciał pełen swój czas poświęcić swojemu głównemu zespołowi – VARMII. Pracowało nam się razem świetnie czego owoce sam słyszałeś. Nowi członkowie to jakby nie było, nie nowicjusze tylko ludzie którzy na rodzimej scenie od lat już funkcjonowali. Bardzo szybko złapaliśmy wspólny język. Rolę basisty przejął Łukasz „Jankes” Usydus, który udzielał się w warszawskim, prog-metalowym zespole SOUL SKELETON, natomiast gitarzysty – Kuba „Janus” Janowicz, udzielający się kiedyś w NORTHERN PLAGUE. Na ten moment śmiało mogę powiedzieć, że skład jest stabilny i dogadujemy się niemal na wszystkich płaszczyznach. Czekam z niecierpliwością jakie będą efekty współpracy.

Obie płyty pierwotnie wydaliście własnym sumptem. Dopiero całkiem niedawno „Infamia” padła łupem Ermland Productions. Jednak znalezienie wydawcy okazuje się lepszą opcją dla INSIDIUS? Jak w ogóle trafiliście pod ich skrzydła? Kooperacja na dłuższy czas, czy zobaczycie jak wyjdzie? To udany związek czy bywają też burzliwe chwile he he?

Pierwszy album wydaliśmy sami, bo mało kto chce wydawać debiuty. Na szczęście w przypadku drugiego wszystko potoczyło się inaczej i znaleźliśmy wydawcę. Słowem wstępu – Ermland Productions to olsztyńska wytwórnia, która stawia dopiero pierwsze kroki na naszym podziemnym rynku. Znalezienie wydawcy okazało się lepszą opcją, ponieważ jest osoba która poświęci czas promocji płyty i zajmie się wszystkimi sprawami. W przypadku wydania samemu, nie każdy ma czas, żeby się tym zajmować i efekty są dużo mniejsze. Mam nadzieję, że będzie to współpraca na dłuższy czas, ale jak to w życiu bywa – zobaczymy jak wyjdzie. Jak na razie można powiedzieć, że to udany związek i współpraca nam się układa

Po wydaniu płyt, zagraliście dwie, kolejne trasy u boku VADER. Złośliwi mówią, że po znajomości i taniości. Ja mówię, że to pierdolenie, bo była moc. Kto ma rację? Jakie wrażenia wywiozłeś z obu pielgrzymek? Towarzystwo nie byle jakie, zabawy pewnie nie mało… Właściwie, jak to się stało, że VADER gra dwie swoje trasy po naszym, pięknym kraju, a Wy łapiecie się na każdą z nich? Czysty przypadek? Trafiło się jak ślepej kurze ziarno?

To jest temat na dłuższą rozprawkę bo właściwie wszyscy co siedzą w tym temacie orientują się jak rynek muzyczny w Polsce wygląda i lekko nie jest. Nie jest to w żadnym wypadku przypadek. Z Peterem znamy się od lat, w momencie naszej reaktywacji, usłyszał że coś kombinujemy, posłuchał materiału i dostaliśmy zaproszenie na trasę Imperium Poloniae u boku VADERa i INFERNAL WAR. Oczywiście skorzystaliśmy z propozycji i ruszyliśmy. W przypadku drugiej trasy – XXXV Lat Chaosu z MARDUKiem, VADERem i polską ARKONĄ, sprawa była bardziej skomplikowana, dużo rozmów, dyskusji, aż w końcu miejsce dla nas się znalazło. Jest prosta zasada – kto pyta, nie błądzi, a jeśli wywalą drzwiami to trzeba wrócić oknem. Trasy nas oczywiście wiele nauczyły, poznaliśmy od środka jak to wszystko działa, wielu świetnych ludzi i wspomnienia na całe życie. Ludzie zawsze będą plotkować, nic z tym zrobić się nie da, trudno. Najważniejsze to iść do przodu i robić swoje. Wątpię, że ktoś inny mając taką możliwość, nie pojechałby.

Kilka miesięcy temu zagraliście serię koncertów w ramach „Godless Infamia Tour” z DISLOYAL u swojego boku. W ramach tego przedsięwzięcia kopsnęliście się nawet poza granice Polski. Zaliczyliście Rosję i Litwę. Jak było? Pytam głównie o naszych, wschodnich sąsiadów. W ogóle docierają do Was opinie, recenzje z tak zwanego zachodu? Jaki jest odzew ze świata?

,,Godless Infamia Tour’’ wraz z przyjaciółmi z DISLOYAL to była świetna lekcja i przygoda. Całą trasę zorganizowaliśmy wspólnie na zasadzie – albo wyjdzie, albo nie. Teraz mogę śmiało stwierdzić, że jednak wyszło. Były koncerty lepsze i gorsze. Frekwencja była losowa. Jest tak wiele czynników wpływających na to, że nie da się przewidzieć. Z naszej perspektywy – udało się, trochę drogi zrobiliśmy i sporo ludzi nas zobaczyło. W Rosji zagraliśmy jeden koncert, w Kaliningradzie, natomiast na Litwie odwiedziliśmy Wilno i Kowno. Da się odczuć różnicę pod względem przyjęcia i frekwencji. Ludzi na wszystkich koncertach było bardzo dużo, gościna i przyjęcie było niesamowite. Czemu tak było? Odpowiedź jest bardzo prozaiczna. Ludzie za wschodnią granicą są bardzo wygłodniali i tego typu wydarzeń jest bardzo mało. W Polsce na szczęście organizuje się dużo koncertów z wysoką częstotliwością, ze względu na rozbudowaną scenę i finalnie ludzie mają możliwość wyboru na co chcą pójść. Największe obawy związane były ze wstępem na teren Rosji. Wizy, granica i wszelkie formalności, ale okazało się że nie napotkaliśmy najmniejszych problemów i wszystko przebiegło bardzo sprawnie. Na pewno będziemy chcieli wrócić w tamte strony i podążyć jeszcze bardziej na wschód. Ze swojej strony chcę zachęcić inne zespoły do wypraw w tamte strony, bo ludzie tylko czekają.

Co do zachodu – zdarzają się recenzje i komentarze, ale jest tego mało. Nie byliśmy jeszcze w tamtych stronach i nie mieliśmy okazji się promować, tyle co ktoś usłyszał w internecie. Mam nadzieję, że niedługo uda nam się tam wyruszyć.

Powoli zbliżmy się już do końca naszej rozmowy. Pytanie o plany na najbliższą przyszłość wydaje się być jak najbardziej na miejscu. Myślisz, że nie złapiecie gdzieś po drodze lekkiej zadyszki?

Aktualnie pracujemy nad drugą częścią trasy z DISLOYAL i mamy w planach w przyszłym roku ruszyć dalej z promocją „Infamii”. W międzyczasie oczywiście prace nad nowym materiałem, ale teraz jesteśmy nastawieni na koncerty. W najbliższym czasie będzie nas można usłyszeć 9 listopada na deskach Voodoo Club w Warszawie na Torture Fest 2019. Więcej informacji o przyszłych planach będzie umieszczanych na naszej stronie na Facebooku. Mam nadzieję że zadyszki nie złapiemy, myślę że aktualnie nam to nie grozi.

Dzięki zatem za poświęcony czas. Reszta miejsca i ostatnie słowa należą już tylko do Ciebie.

Pozdrawiam wszystkich fanów ciężkich brzmień i zapraszam na koncerty zarówno nasze jak i innych zespołów, aby nasza rodzima scena rosła w siłę! Death metal żyje i ma się dobrze.

Do zobaczenia!

https://www.facebook.com/InsidiusPoland/

Powrót do góry