FORGOTTEN SOULS – Wywiad z Chrisem i sVirusem

10 lat już eksperymentują muzycy krakowskiej formacji FORGOTTEN SOULS. I wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że idzie im całkiem nieźle. Choć jeszcze nie zainteresowała się nimi żadna wytwórnia, panowie nie zniechęcają się i wciąż robią to, co wychodzi im najlepiej, czyli łoją tak mocno i skomplikowanie jak tylko się da. Tak, to nie przelewki – muzyka FORGOTTEN SOULS to nuta dla koneserów gatunku. Od dłuższego czasu muzycy są zajęci, ale udało im się wynaleźć trochę czasu aby odpowiedzieć na kilka pytań.

Na początek chciałem zapytać o to, skąd wzięła się nazwa Waszego zespołu. Kto wpadł na pomysł aby tak go nazwać i w jakich okolicznościach się to odbyło?

Chris

Ciężko mi sobie przypomnieć czym kierowaliśmy się wybierając akurat tą a nie inną nazwę, z tego co pamiętam to po prostu musieliśmy się jakoś nazywać, he he he. Ktoś z nas rzucił hasło FORGOTTEN SOULS i tak zostało. Wiem że lepiej by to wyglądało jak bym wam powciskał jakieś mroczne historie o objawieniach we śnie i złych mocach które nam podpowiedziały nazwę zespołu, he he he, niestety odbyło się to jak najbardziej naturalnie i przyziemnie. Dla nas sprawa nazwy jest od dawna zamknięta , tak się nazwaliśmy i przetrwaliśmy pod tym szyldem dziesięć lat więc nie widzimy sensu tego zmieniać .

Pierwsze dźwięki jakie wyszły spod Waszych palców i gardeł były bardziej nastrojowe, w klimatach doom/gothic metalowych. W chwili obecnej Wasz styl ciężko zamknąć w jednym pojęciu stricte muzycznym. Co wywołało ten intrygujący zwrot w kierunku symfonicznego black/death metalu?

Chris

Gdy komponowaliśmy nasz pierwszy materiał mieliśmy po naście lat , wtedy słuchało się takich kapel jak Tiamat, Paradise Lost, Moonspell, i wiele innych tego typu zespołów, które miały na nas wielki wpływ. Nasz tor myślenia był zupełnie inny niż teraz, wtedy liczył się klimat i radość nawet z wydobycia najprostszych dźwięków. Po dziesięciu latach grania, umiejętności, sprzęt i przede wszystkim świadome spojrzenie na muzykę rzuciło nas w takie rejony w jakich porusza się obecny Forgotten Souls. Na pewno różnorodność muzyki jakiej słuchamy ma wielki wpływ na naszą twórczość, a słuchamy praktycznie wszystkiego, od metalu wszelakiej maści po wykonawców nie mający nic wspólnego z metalem. Stwierdzenie „symfoniczny black/death” jest moim zdaniem bardzo zawężone, ponieważ w naszej muzyce ogromną rolę odgrywają syntetyczne elektryzujące dźwięki i choć black metal jest w jakimś stopniu wyczuwalny to jest go, myślę w czystej postaci, naprawdę niewiele, a do podanej charakterystyki należałoby dołożyć Idustrial i Elektronikę, a i to, podejrzewam, byłoby mało aby precyzyjniej opisać to co robimy. Oczywiście radość z grania pozostała taka jak 10 lat temu, a nawet większa, ponieważ teraz robimy wszystko bardziej świadomie i dojrzale.

Wasz muzyka ma czarne serce ale tętno niezwykle progresywne. Czy może to rokować kolejne eksperymenty/zmiany i w jakim kierunku moglibyście podążyć? (Również interesuje mnie jak Wy określilibyście swoją muzykę, czym ona jest dla Was?)

Chris

Następny materiał na pewno przyniesie wiele eksperymentów, nasza muzyka jest generalnie w 90% eksperymentem. Przy tworzeniu nie ograniczamy się, nie ma dla nas barier, nie utożsamiamy się z żadnym konkretnym gatunkiem metalu, dlatego nie uważamy, że czegoś nie powinniśmy grać. Jak tylko cały zespół akceptuje pewne pomysły i rozwiązania muzyczne to po prostu je wcielamy w życie. Nie ma u nas czegoś takiego, że pada hasło „nie grajmy tego bo to nie pasuje do naszego stylu”, wręcz przeciwnie – nowe rozwiązania jeszcze nas bardziej podkręcają do zdobywania nowych muzycznych rejonów. Na razie jesteśmy na etapie komponowania nowego materiału i ciężko cokolwiek o nim powiedzieć, czas pokaże jak będzie wyglądał następca „Nine Syndromes”.

Gracie już dekadę – było nie było, nie jest to krótki czas. Macie na swoim koncie cztery krążki. Nie jest tego zbyt wiele zważywszy na to, że jeden z nich to demo. Czym to jest spowodowane?

Chris

Fakt 10 lat to szmat czasu, 3 płyty plus demo to może niewiele, ale my mamy taki charakter pracy. Nie zapominajmy, że przez dziesięć lat prócz tworzenia, przede wszystkim uczyliśmy się grać i nadal zdobywamy nowe doświadczenia muzyczne. Gdy zakładaliśmy Forgotten Souls byliśmy po prostu młodymi ludźmi, którzy chcieli pograć i nauczyć się czegoś co będzie nam dawało cholerną satysfakcje. Oczywiście na taki kiepski dorobek płytowy ma przede wszystkim fakt, że sam okres tworzenia materiału to u nas od około 2 do 2,5 roku. Taki po prostu mamy charakter pracy. Z drugiej strony nie mamy się gdzie spieszyć.

Polski rynek muzyczny wbijał gwoździe do trumien wielu młodych muzyków. Ma swój specyficzny klimat. Jak się w nim odnajdujecie i jak udaje się Wam wciąż po nim poruszać?

Chris

Nie odnajdujemy się w nim, he he he. Gramy 10 lat, mamy na koncie 3 płyty i żadna nie została wydana oficjalnie przez żadną wytwórnię. Nikt do tej pory nie złożył nam konkretnej propozycji. Dlatego możemy śmiało stwierdzić że na razie to z tak zwanym „rynkiem muzycznym” mamy niewiele wspólnego. Wszystko wydajemy sami, praktycznie cały czas jest to niestety „underground”.

No dobrze, a czym to jest spowodowane? Słabo się staracie czy też może przedstawiciele tychże wytwórni boją się, że tak wyszukana muzyka, zupełnie 'nieznanych' twórców może nie trafić w gusta polskich słuchaczy?

Chris

O ile wcześniej słabo dbaliśmy o promocje swoich dokonań to przy „Nine Syndromes” wysłaliśmy bardzo dużo płyt do wytwórni i nic. Recenzje w zinach internetowych i pismach muzycznych są jak najbardziej zadawalające ale nie przekłada się to na propozycje z wytwórni. Na pewno fakt że nas nikt nie zna a gramy raczej muzykę nie dla wszystkich wcale nam nie ułatwia sprawy.

Skoro tak się sprawy mają to może warto by było spróbować za granicą? Tamtejszy półświatek jest bardziej otwarty na eksperymenty muzyczne. Może kiedy nasi rodzimi 'promotorzy' poczują w kieszeni braki spowodowane własną ignorancją, zaczną cenić młodych polskich artystów?

Chris

Dość konkretnie uderzyliśmy poza granice naszego kraju, ale na razie prócz kilku świetnych recenzji płyty nie otrzymaliśmy żadnych propozycji współpracy.

Mam nadzieję, że nie na długo! Tytuły Waszych płyt brzmią niezwykle tajemniczo. Tym razem to 9 syndromów. Czego one dotyczą i skąd ten pomysł?

sVirus

Tak, tak, zdecydowanie miało brzmieć troszkę enigmatycznie, możesz pomyśleć że to taki zamierzony chwyt marketingowy. Jednak pomysł albumu – konceptu narodził się w mojej głowie podczas procesu tworzenia… Wyglądało to mniej więcej tak: co jakiś odstęp czasu dostawałem kolejno wersje demo każdego z kawałków i zabierałem się za warstwę tekstowo-wokalną. Chciałem pisać o sprawach które są mi bliskie, a nie przesadzić z wprost osobistymi aspektami. No i tak narodziła się idea ugryzienia tego tematu z „innej” strony. Kolejno powstałe liryki układały się w jedną spójną całość. Pisałem o sprawach które dotyczą zarówno mnie jak i każdego człowieka egzystującego na tym pokopanym świecie. Pisałem o syndromach które od wielu lat prześladują nasz żywot, takich jak wojna, złudne autorytety, zaburzenia psychiczne, strach, czy też o wydarzeniach, które zmieniły bieg historii – Czarnobyl. I tak właśnie powstała idea syndromowa. Brzemienia, które dźwigają cywilizacje w ich ziemskiej wędrówce. Wszystko powoli układało się w jedną spójną całość. Myślę, że nie ma sensu omawiać każdego z utworów osobno. Zainteresowanych tą materią zapraszam na naszą stronę internetową. Tam możecie znaleźć liryki; spróbować własnej interpretacji.

A skąd pomysł na przerywniki przed każdym (prawie) utworem?

Chris

Ten patent zastosowaliśmy na wcześniejszej płycie „Maeth” i sprawdził się. Dlatego postanowiliśmy i tym razem wykorzystać przerywniki pomiędzy utworami, tym bardziej, że planowaliśmy koncept album, więc motywy łączące scaliły materiał tworząc jak gdyby jeden nierozerwalny projekt. „Nine Syndromes” jest zrobiona jako pewna „całość” i tak powinna być odbierana, tylko w tedy można poczuć jej prawdziwy klimat i urok.

Muzyka jest niezwykle nastrojowa, ma niepowtarzalny złowieszczy klimat. Duża w tym zasługa Twojego demonicznego wokalu sVirus. Chris, jak wyglądały jego początki w zespole? Jak udało Wam się go zwerbować?

Chris

Po rozstaniu z naszym dotychczasowym wokalistą Olafem bardzo długo szukaliśmy następcy, aż w końcu znalazł się pewien osobnik, który widać było, że ma wielkie możliwości z których nawet nie zdaje sobie sprawy, he he. sVirus na początku, myślę, mógł się czuć nieco zagubiony w tej muzyce, ale po pewnym czasie świetnie się wpasował i wręcz eksplodował pomysłami i eksperymentami wokalnymi.

sVirus

Oj taaaak, czułem się zagubiony wśród tej bandy świrów, ale szybko się okazało, że jesteśmy tacy sami hehe. A tak na poważnie to na początku współpracy otrzymałem wielki kredyt zaufania i myślę, że to zaowocowało. I to nie tylko w kwestii muzycznej; poznałem genialnych ludzi – Przyjaciół, w których mam ogromne wsparcie i z którymi mogę rozwijać swoją muzyczną przygodę.

Przetasowania w składzie to istna plaga dręcząca zespoły. Was również dotknęła. Jak wspominacie dawnych muzyków zespołu oraz czy uważacie, że obecny skład jest na tyle skonsolidowany, aby nagrać wspólnie kilka mocnych płyt?

Chris

To fakt, że przez te wszystkie lata wiele osób przewinęło się przez zespół, ale trzon kapeli był niezmienny: Mr G-sus (synth), Peter (drums), Chris (guitar) i od 2000 r. Matt (bass). Prócz grania razem w kapeli łączy nas przyjaźń, znamy się od wielu lat i myślę, że to na pewno ma wielki wpływ na to co gramy, czasami rozumiemy się bez słów i wiele rozwiązań muzycznych i wręcz chorych pomysłów nie bylibyśmy w stanie w innym składzie zrealizować. sVirus jako wokalista i przede wszystkim jako człowiek też się rewelacyjnie odnalazł w zespole, wniósł wiele świeżości i myślę że w tym składzie jesteśmy w stanie skopać wiele tyłków kolejnymi płytami, he he. A co do ex-członków to z niektórymi mamy nadal kontakt i czasami się spotykamy i balujemy, a z niektórymi kontakt się całkowicie zerwał, i raczej do siebie nie tęsknimy, he he he.

Wracając do płyty, okładka wydaje się pęcznieć od symboli w niej zawartych. Kto był jej pomysłodawcą i czy moglibyście przedstawić Waszą interpretację tego małego dzieła sztuki?

Chris

Bardzo mi miło że ci się podoba okładka gdyż jestem jej w dużym stopniu pomysłodawcą i w całości ją wykonałem, he he. Pomysł z ludzką postacią z dziewiątką na plecach przyszedł mi do głowy gdy padł tytuł „Nine Syndromes”, ponieważ wszystkie dziewięć syndromów na płycie dotyczy człowieka, więc te skojarzenia dały nam patent. Z tłem było gorzej, powstało wiele wersji okładki ale w pewnym momencie zacząłem zjadać własny ogon. I w tedy reszta zespołu zaczęła konkretnie działać i podsunęli pomysł aby w tle umieścić obrazy, które niejako symbolizowały „syndromy” zawarte na albumie. I tak po kilku poprawkach okładka nabrała ostatecznego wyglądu. Ogólnie jestem zadowolony z całości, lecz zawsze znajdą się elementy, które można by było poprawić, ale myślę, że i tak jest ok, a cały projekt może częściowo jak gdyby „wizualizować” tematykę zawartą na „Nine Syndromes”.

Teksty i ich tytuły tworzą swego rodzaju kalejdoskop pomysłów. Czy myślicie, że Wasze przesłanie dotrze do Waszych słuchaczy?

sVirus

Teksty- jak już wspomniałem – są mojego autorstwa i szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie wykonywać utwory nie napisane przeze mnie. Cała tą sprawę traktuję bardzo osobiście i  staram się pisać „pod siebie” tzn. tak dobierać słowa aby komponowały się z moją wizją wokalu w danym motywie. Lubię kombinować używać kilku podmiotów zmieniając barwy, ironizować, bawić się słowem i w miarę moich możliwości wokalnych spajać to w jedną całość. Chciałbym aby moje wokale nabierały formy teatru brzmień.

A jeżeli chodzi o przesłanie to na to pytanie nie potrafię Ci odpowiedzieć… Wiesz, gdy pisałem materiał, nie robiłem tego pod presją związaną z rekcją odbiorców. Moim zdaniem takie podejście jest absurdalne, przecież każdy człowiek to indywiduum, inaczej czuje, myśli, patrzy na świat. Stworzyliśmy ideę syndromów bo chcieliśmy o czymś opowiedzieć, ten album miał mieć swój specyficzny charakter. Nie potrafiłbym śpiewać o tym „jak pięknie świeci słonce” albo o tym „że fajne dupeczki są spoko”. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że moje teksty to nie są żadne dzieła sztuki. To kilka prostych zdań ode mnie, wykrzyczanych do zmaltretowanych cukierkową wizja świata ludzików…

Pozostawię kwestie identyfikacji słuchaczy z przesłaniem jako nierozstrzygniętą…

Czyli po raz kolejny enigmatycznie. Czy jest coś, co chcielibyście przekazać fanom ciężkiego łojenia za pośrednictwem Metal Centre?

Chris

Miejcie otwarte umysły na wszelkie eksperymenty muzyczne, no i oczywiście słuchajcie FORGOTTEN SOULS, he he he.

I ostatnie pytanie, z zupełnie innej beczki: jak myślicie, która para z Tańca z Gwiazdami najlepiej zatańczyła by do 'Atomic Waltz'?

Chris

Moim zdaniem: ks.Tadeusz Rydzyk i Renata Beger, oni daliby naprawdę piekielnie dobre SHOW. He he he.

Dziękuję za poświęcenie mi Waszego cennego czasu. Życzę Wam dużo cierpliwości i wytrwałości oraz abyście nadal czerpali radość z tego co robicie. No i oczywiście sukcesu!

http://www.forgottensouls.pl
http://www.myspace.com/forgottensoulsmetalband


Powrót do góry