TIDES FROM NEBULA „Aura”

TIDES FROM NEBULA „Aura” - okładka
Kraj: Polska
Gatunek: Post-rock/metal/atmospheric
Dobre utwory: Purr, Tragedy of Joseph Merrick
Strona zespołu: www.tidesfromnebula.com
Długość albumu: 46:53



Wreszcie! Nareszczie! Amen i chwała panu. Dziś otrzymałem jakże wyczekiwaną przeze mnie pozycję. Album który już z góry oceniłem na miliard na dziesięć. Po prostu, i szczerze TIDES FROM NEBULA to zespół który powinien zaistnieć na światowej scenie post-rockowo/metalowej i nawet nie chce słyszeć o jakichkolwiek przeszkodach w tej materii. Nie i już. Hah, zachowuje się jak mała dziewczynka prawda? Ale co z tego, skoro jest ku temu powód. Jeden, prawdziwy i namacalny. A jest nim Aura, piękna i cudowna, odprężająca i idealnie uzupełniająca stany mojego niskiego ciśnienia. Konkret, ale jaki.

Snuć kolejną opowieść? Pisać bajkę czy opowiadanie? Nie tym razem. A może jednak? Spróbujmy. Początkowo moja fascynacja TIDES FROM NEBULA (przypływami z mgławicy) opierała się li tylko na czteroutworowej zawartości albumu demo. Dodajmy do tego albumu sprokurowanego wyłącznie w domowym zaciszu przy użyciu minimalnej ilości sprzętu. Kto słyszał ten wie, iż efekt wgniata – bo nie dość, że ostateczny rezultat brzmi bardzo naturalnie, to i całkiem konkretnie. Pełny album brzmi oczywiście o prawdziwe niebo lepiej, a hity takie jak Purr czy Sleepmonster zyskały na studyjnym szlifie. Mój ukochany, fenomenalny i niezwykły Purr to doskonały przykład kompozycji która wywiera tyle skrajnych, często doprowadzających do nostalgii emocji, iż nie umiem się oprzeć wrażeniu jakobym obcował z czymś mówiąc jakże prosto, pięknym i genialnym. Niespotykanym.

Album rozpoczyna Shall we?, a ja w tym momencie powoli, aczkolwiek stopniowo i coraz głębiej, tonę w świecie w którym istnieje tylko i wyłącznie podświadomość słuchacza, poruszam się po dziwnej materii w której to obrazy własnej wyobraźni kreują mi rzeczywistość. Coś niesamowitego, a zaklętego w dźwiękach, w muzyce, czymś bez czego zdecydowana większość z nas nie potrafi żyć. I ja również. Spróbujmy pójść dalej. O krok dalej w świat fantazji. Sekunda po sekundzie, minuta po minucie, riff po riffie a ja wciąż pozostaję więźniem Warszawian. Kontynuując swoją własną podroż, którą śmiało nazwać mogę muzycznym zatraceniem, odkrywam coraz to nowe rejony po których wcześniej TIDES FROM NEBULA się nie poruszało. Mocno, impulsywnie, energicznie, tak można od czasu do czasu, by na chwilę przypomnieć o swoich metalowych korzeniach, tak by dać kopa i otrząsnąć się na chwilę z omam. Można, ale nie trzeba.

To w jaki sposób panowie dozują ciężar, emocje, nastrój i głębię uczuć które wkładają w swoje utwory wprowadza mnie w zakłopotanie. Nie spodziewałem się, i nigdy bym nie przypuszczał, że którykolwiek z rodzimych zespołów będzie sprawiał mi tyle przyjemności co tuzy gatunku z ISIS czy CULT OF LUNA. Za prawdę powiadam wam warto, nie tyle rzucić się w ten wir dźwięków, ale odprężyć się i świadomie dotknąć piękna. A dotykać jest czego albowiem Aura trwa niespełna pięćdziesiąt jakże dobrze wykorzystanych minut. Kosmiczne efekty, melodyjne pasaże, czułe, prawie, że liryczne fragmenty chwytają za serducho, i nie bójmy się tego przyznać, to cieszy. Potencjalny odbiorca TIDES FROM NEBULA niezależnie od wieku powinien być w pełni usatysfakcjonowany. Nie ma bata.

Jedyne co minimalnie przeszkadza mi w PERFEKCYJNYM odbiorze tego debiutu (!), to jakość mojego sprzętu audio. Życzyłbym sobie odsłuchać Aury na jakimś wysublimowanym sprzęcie. Tak by żaden smaczek mi nie umknął. A zresztą, pal licho, przecież mam moje słuchawki. Jeszcze o ewentualnych minusach. Kiedy Maciek, gitarzysta zespołu dał mi cynk o nowych numerach na myspace grupy, nie spodobał mi się sound werbla. Dalej uważam, że mógłby być lepszy, ale tak szczerze mówiąc, nawet jakbym chciał to nie ja o tym decyduję. Tak czy owak jestem kupiony. Bezapelacyjnie. I jeszcze jedno. Jeśli zastanawialiście się kiedyś jak powinna wyglądać dobrze wydana płyta, nawet w daremnym digipacku, Aura to doskonały przykład na to jak pieczołowicie i z pomysłem można wykonać booklet i grafikę. Jestem pełen podziwu dla portugalczyka Heldera Pedro który wykonał tak oszałamiającą robotę, iż nie umiem opisać geniuszu jegomościa.

Osobisty, ponad kategorialny album roku. Zdecydowanie.

ocena: 9,5/10

Lista utworów

1. Shall We?
2. Sleepmonster
3. Higgs Boson
4. Svalbard
5. Tragedy of Joseph Merrick
6. Purr
7. It Takes More Than One Kind Of Telescope To See The Light
8. When There Were No Connections
9. Apricot

Skład

Adam – guitar
Maciej – guitar
Przemek – bass
Stolek – drums

Powrót do góry