NATURA MORTA – Wywiad z Igorem

Projekt NATURA MORTA tworzy dość skomplikowany ekstremalny Metal. Z jednej strony mroczny, drapieżny i agresywny, niczym blackowe hordy w stylu MAYHEM, a z drugiej potężny i zarazem techniczny, niczym PESTILENCE lub zakręcony jak VOIVOD. Jednak te porównania nie odzwierciedlają w pełni muzyki Igora – twórcy NATURA MORTA. Sporo tam psychodelii i zaskakujących wręcz awangardowych tematów…

Witaj Igorze! Na początku była BOMBA W TORCIE… Chyba jednak było coś wcześniej?

Dzień dobry. W 1988 r. w rodzinnym Świnoujściu dwaj koledzy, metalowcy poprosili mnie, żebym został ich perkusistą, gdyż perkusista jak podwórkowy bramkarz, zawsze towar deficytowy. Nie grałem wtedy na instrumencie, a nawet nie posiadałem żadnego, ale były wielkie chęci, wiec tak się zaczęło. Zdobyłem gdzieś trupa perkusji i wcisnąłem go do swojego pokoiku na czwartym piętrze bloku. Zespól nazywał się INHUMAN, grał thrash/doom, nasze wersje „Space Invaders” MESSIAH i „Tales Of The Macabre” SLAUGHTER dobrze oddają poziom i styl. Na nic bardziej skomplikowanego nie było nas stać. Nie umieliśmy nawet tłumić strun w riffach, czy porządnie się nastroić. Kilka lokalnych występów, wieczne próby, zmagania ze sprzętem. Po jakimś czasie zacząłem ryczeć za perkusja, bo pisałem teksty i utwory, wiec jakoś tak wyszło. Po jakimś roku kompletnie i nagle zmieniliśmy styl, bo po prostu nie umieliśmy grać szybko i sprawnie i nie sprawiało nam to frajdy. HELLHAMMER / CF były wyznacznikami. Wolno i ciężko. Zmieniła się nazwa – MORAL DECIMATION – oraz moja pozycja. Gitara, wokal. I zaczęły się problemy ze znalezieniem perkusisty. Nikt nie chciał grać ślimaczych temp. W pewnym momencie próbowaliśmy nawet nagrać perkusję, cały utwór po utworze na kasetę przez wbudowany mikrofon w Grundigu i grać do tej ścieżki. Porażka. Nagraliśmy 1 demo i wysyłaliśmy gdzie się dało. Zero reakcji. Kolejna zmiana nazwy. Kolega gitarzysta zasłyszał gdzieś o hiszpańskiej trupie teatralnej NATURA MORTA. Spodobała nam się. To był rok 1990. Prócz paru koncertów na wideo i własnoręcznych koszulek nie mamy żadnych dowodów istnienia.

Inhuman’1989

Równolegle zacząłem grac z HC/punkowym zespołem STUCK ON CEILING. Oni z kolei potrzebowali basisty, znali mnie przez moją ówczesną dziewczynę, która grała na basie z nimi ale była cienka. Wykopałem ją z pozycji.

Hehe… To bardzo niegrzecznie. Hahaha…

Nie protestowała, bo chyba nie czuła się w pełni zaangażowana. Grała z nimi, bo taka wtedy była moda w kręgach HC. Trochę jak dziewczyna na klapach w wolniejszym metalu. Nie byłem przekonany co do muzyki, ale zaprzyjaźniłem się z nimi, bo mieli więcej energii do grania, niż moi kumple metale. Z tymi raczej tylko piłem i wymieniałem się kasetami. Przy nagrywaniu pierwszego demo okazało się, ze perkusista jest za słaby na studio, wiec nagrałem perkusję i swój bas. Oba bardzo prymitywne. Po paru latach zacząłem grać na gitarze. Jeździłem z nimi na koncerty, sporo przeżyliśmy, nagraliśmy w sumie trzy dema. Czułem się nieco z boku jako metal na scenie HC, ale coś się przynajmniej działo. Przy namiotach i ogniskach nasłuchałem się dyskusji, jak zmieniać świat na lepsze, itd…i jak załatwić sobie oryginalne Conversy. Jestem bardzo oporny na ideologie, ale coś pozostało, bo nie jem mięsa od ponad 30 lat i uważam anarchizm za najbliższą mi formę, nazwijmy to polityczną, fuj. Lekko irytowało mnie hardkorowe poczucie wyższości nad metalami, nawet jeśli mieli w miarę dobre argumenty. Sporo hipokryzji czasem. Kiedyś udało mi się wmanewrować w biwakowy kaseciak debiut CONFESSORA. Ludzie zaczęli nasłuchiwać i odezwały się głosy aprobaty, jaka ciekawa wokalistka. Hmmm… Popełniłem błąd prostując ich błąd i kaseta wyleciała z magnetofonu z prędkością blastbitu. Dzisiejszy HC, jak CODE ORANGE, VENOM PRISON wtedy byłby jednoznacznie metalową miazgą. Jednocześnie zabawne było widzieć, jak niektóre zespoły powoli stawały się coraz bardziej metalowe, czy grunge’owe, włosy się wydłużały a ideały zanikały. No, nie u wszystkich, ale bardzo często. BOMBA W TORCIE to był quasi-żart z tymi samymi ludźmi, no i oczywiście potrzebowali gitarzysty. Utwory były już napisane, ale jako jedyny gitarzysta przynajmniej zagrałem je po swojemu. STUCK ON CEILING z HC/punku przez lata przerodził się w dość zawiły twór, coraz więcej było improwizacji i awangardy. A demo Bomby z 1997 okazało się być jedynym trwałym świadectwem mojej obecności w tamtych czasach. Przez jakieś 6 lat grałem tez i śpiewałem w metalowym MALLEUS MALEFICARUM ze Świnoujścia, ale niczego nie nagraliśmy. W 1998 wyjechałem nagle z Polski i tak zakończyła się moja młodzieżowa muzyka. Od tamtego czasu aż do 2019 nie zagrałem na elektrycznym instrumencie.

Moral Decimation’1990

W każdym razie BOMBA W TORCIE miała romans z Selfmedegod Records.

Niewiele wiem na ten temat. Straciłem kontakt z nimi prawie całkowicie na 20 lat. Nagle wiosną 2019 napisali, że jest re-edycja poprawionej brzmieniowo wersji „Anarchii 666” i w ramach promocji proszą mnie na koncert na jakimś festiwalu pod Częstochową. Jednorazowa sprawa. Ciągle miałem starą gitarę z tamtych lat, mozolnie odświeżyłem tamte utwory, poleciałem do Warszawy na trzy próby, spotkałem tych samych trzech ludzi, z którymi dawno temu się przyjaźniliśmy, zagraliśmy na tym „festiwalu” i było pięknie. To doświadczenie sprawiło, że znów spróbowałem grać ostro. Parę lat wcześniej nagrałem sam dla siebie w domu jakieś rockowe przeboje w ramach rehabilitacji alkoholowej, ale nie pomyślałem nawet o metalu, bo nie wierzyłem, ze jeszcze coś potrafię zagrać czy stworzyć.

Ciekawa historia… Początek niej przypomniał mi moje młodzieńcze lata kiedy to z pasji do Metalu, kupiłem ruską gitarę elektryczną i nie umiejąc grać założyłem zespół. Także zmienialiśmy nazwy od SATANIC NOISE, przez INHUMATION CHRIST po VESANIA (https://www.metal-archives.com/bands/Vesania/3540437177). Też mieliśmy problemy ze znalezieniem perkusisty i ogólnie ze składem. Dopiero po kilku latach od rozpadu kapeli sam nagrałem wszystko w domu przy użyciu komputera. Ale mimo wszystko uważam, że nie nadaje to się do publikacji… Ale może przejdźmy do sedna sprawy, to wywiad z tobą a nie ze mną, hahaha… NATURA MORTA. To jest obecnie twój solowy projekt, który określiłem jako psychodeliczny Black Death Metal…

To dobra definicja. Odkąd zacząłem słuchać metalu w 1987 zmierzałem zawsze w strunę czegoś bardziej ekstremalnego. Jak wielu innych metali. Na początku nie było wyboru, raz na tydzień była metalowa audycja w radio, Niedźwiedzki w Trójce puścił jakiś utwór Priest czy Maiden, bo tak głosowali ludzie w jego liście, ale sam tego nienawidził. Od kolegów czy rożnych domowych piratów kopiowało się ile wlezie, i coraz bardziej ostre rzeczy. Ja sam w zasadzie dopiero w ostatniej dekadzie poważnie odkryłem klasyki, które usiłowałem nienawidzić jako młodzian, bo było to kakałko, jak mawialiśmy. „W jaskini hałasu” dobrze to opisuje. To są absolutnie moje doświadczenia, tyle, że bez żadnych sukcesów jako muzyk.

Jaskina hałasu” to świetna książka! Super ją się czyta, w dodatku jeśli przeżywało się podobne sytuacje! Ale czy dobrze zrozumiałem? Miałeś tam jakiś swój wkład?

Natura Morta’1991

Nie, tylko podobne perypetie. Z wymienionych tam ludzi znalem Separatora, byli klasę wyżej ode mnie w ogólniaku. Któregoś lata na FAMIE w Świno zagrali w amfiteatrze. Zagrali strasznie, ale dla mnie usłyszenie szybkiego kawałka na dwie stopy na żywo było jak ekstaza religijna. Niektórzy tak opisują usłyszenie „Overkill” MOTORHEAD. Mój wkład w scenę metalową był taki, że przed koncertem SODOM w Spodku, chyba pod koniec lat 80 dostałem po ryju i portfelu od metalowych braci ze Śląska, bo byłem sam i nieopierzony. Włożyłem fundusze na ich piwo.

Te bezsensowne bójki „braci” były właśnie szeroko poruszane w „Jaskini Hałasu”. Osobiście uważam, że ci agresorzy to byli właśnie pozerzy i tzw. sezonowcy. Zapewne po jakimś czasie rozeszli się z Metalem i poszli na zabawy Disco Polo… Ale wróćmy do tematu… Subiektywnie doszukałem się inspiracji muzyką MAYHEM, PESTILENCE i VOIVOD. Niezła mieszanka… Ale tak naprawdę, jaka muzyka cię zainspirowała do stworzenia albumu „Vile Masters Of Mankind”?

Zanim zacząłem nagrywać postanowiłem, ze będą to trzy płyty mniej więcej odzwierciedlające moje lata z muzyką w Polsce. Od prostego kopa, poprzez coś bardziej zróżnicowanego po to, co bym stworzył dziś. Bardzo uproszczony opis, ale realizacja konceptu przebiega w miarę dobrze. Okazało się, że nie umiem zagrać jak HELLHAMMER czy BATHORY, nie brzmiałoby to autentycznie, więc zagrałem, to co mi przyszło do głowy i jak umiałem. Bardzo lubię zarówno Mejhema jak i Pestilencje, ale wpływ miał raczej VOIVOD. Oni, HELLHAMMER/Frost i MERCYFUL FATE / K.D. to moje trzy ukochane w metalu rzeczy. Piggy to mój heros gitary. Nie umiem grać dobrze, nie znoszę grać solówek, i zamiast ćwiczyć w pocie czoła, starałem się grać nieco inaczej, niż tylko kwintami i sporadycznym trytonem. Dziś dysonanse to norma, ale ja uczyłem się na prościznach. I lubię je do dziś.

Jesteś skromnym artystą. To co słychać na albumie „Vile Masters Of Mankind” nie należy do prostej muzyki… A co cię nastraja do tworzenia tak mrocznej i psychodelicznej muzyki?

To, co mam w głowie. A do głowy wchodzą rzeczy, które składają się na moje życie, wiec to zapewne mieszanina wszelakich wpływów. Nie uważam tekstów za coś bardzo ważnego, chyba, ze to jakieś wstrętne ideologie. Jeśli są dobre, jest to bonus. Mogą być o smokach, mogą być o nadchodzących wyborach. Sam piszę o sprawach osobistych, bo to wydaje mi się szczere. Polityka też się wkrada w teksty, niestety. Nie chce o tym nawet myśleć, ale się po prostu nie da. Co do muzyki, to słuchałem w życiu prawie wszystkiego, prócz HH czy techno, ale wróciłem do metalu po 15 latach rozbratu. To jest coś, co na zawsze będzie we mnie i pozwala mi odczuć i wydobyć z siebie wszystkie emocje. Od nienawiści po miłość. Byłem przez lata kompletnie nieświadomy takich wydarzeń, jak degrengolada nu metalu, powstanie death-core’u, rozwój power metalu czy wreszcie cały tak pojemny worek jakim jest ekstremalny metal.

O tak… Sporo się działo w muzyce metalowej na przełomie XX-XXI wieku… To silne przymierze Metalu z Core’m. Także przypomniały o sobie nieznane szerzej podgatunki Metalu jak Sludge Metal, Symphonic Metal czy Stoner Metal. Albo powstawały hybrydy lub nowe podgatunki jak Drone Doom Metal, Djent Metal, Suicidal Depressive Black Metal i wiele innych…

Szufladki i łatki… nienawidzimy ich a zarazem przylepiamy i kierujemy się nimi. Jeżeli nie są brane z przesadną powagą, mogą być pomocne. Czytam w recenzji „djent” i wiem, ze raczej nie posłucham, ale posłuchają inni, wiec git. Świetne jest, ze można lubić DEEP PURPLE i ANAAL NATHRAKH, i to nic zdrożnego. Tak powinno było być od zawsze, choć wiem, ze te dawne podziały, wojny stworzyły ten Mit Podziemnego Metalu. Ciekaw jestem, jak młodzi ludzie dziś patrzą na tamte czasy, na starych metali. Mam nadzieje, ze nie jak dziadów w bujanym fotelu, którzy przy kieliszku koniaku wspominają z rozrzewnieniem, jak to pomylili basera z NECROMANTII z drugim baserem z NEKROMANTII.

Przeżyłem fascynację tą nową dla mnie sytuacją, tym, że metal to już nie tylko browar, napierdalanie i nienawiść do innych gatunków. To była jakby druga młodość, ale muszę powiedzieć, ze różowe okulary już mi nie wystarczają. Zacząłem dostrzegać, że nie wszystko jest jednak tak świetne. A mówiąc ogólnie, mroczna muzyka sprawia, ze czuje się lepiej. Byłbym idiotą, gdybym dołował się celowo. Parę lat temu pościłem sobie PORTAL i zacząłem się czuć jak przed atakiem paniki. Ogółem to się jednak nie zdarza. No, mogłoby się zdarzyć, ale unikam Bieberszczyzny. Samo życie jest wystarczające. W ostatnich latach jestem cały czas wściekły. Nie potrafię wyjść z domu bez słuchawek, bo sam widok ludzi mnie denerwuje. Wielu z nas tak czuje, ale jakoś nic się nie zmienia. To załamujące. Tworzenie daje mi odskocznię. I mam to samo uczucie z pierwszych lat grania, że siedzi we mnie coś, co trzeba wydobyć za wszelką cenę. Dobrze, że to muzyka, a nie nóż. Fripp powiedział dawno temu, że muzyka jak gdyby istnieje gdzieś w eterze sama w sobie, i gdy nadchodzi odpowiedni czas, KING CRIMSON się reaktywuje i usiłuje tą muzykę przechwycić i ukuć w formę. Wielce pretensjonalne, jak to Fripp, ale może coś w tym jest.

Aranżacje, mimo iż mają w sobie wiele psychodelicznego klimatu są dość techniczne. Jesteś multiinstrumentalistą?

Perkusje zaprogramowałem, resztę nagrałem. Chyba każdy gitarzysta może zagrać na basie, klawisze są proste, a wokal jest, jaki jest. Perkusja to mój ulubiony instrument, ale nie stać mnie i nie mam w tej chwili miejsca na zestaw. Jednak nawet gdybym nie umiał go dobrze nagrać i dobrze na nim zagrać, to chciałbym go mieć. Chociażby do wyżycia się.

Wokal jest, jaki jest”… Jesteś do tego zdolnym wokalistą (i nie tylko w ekstremalno-metalowym znaczeniu)… Od growli i wrzasków poprzez śpiew aż po dziwactwa wokalno-chóralne… Czasem groteskowe, czasem bardzo poważne, miejscami wręcz aktorskie…

Granie całkowicie instrumentalne w pojedynkę nieco dziwnie mi pachnie. Trochę jakby łatwizną. Może gdybym był klawiszowcem lub grał na jakichś generatorach. Mój ulubiony wokalista to David Sylvian, który śpiewa zawsze w jeden sposób, nigdy nawet nie wejdzie w falset czy wokalizę. Ale ma swój styl, niepowtarzalne linie melodyczne, a poza tym tworzy całą muzykę, a nie tylko podkład paszczą, jak jakiś popowy idol. To mi odpowiada. Problem w tym, ze spokojny głos na tle wścieklej muzyki to dla mnie trudna rzecz do nagrania i zmiksowania. Może się kiedyś nauczę, albo zagram spokojniej. Śpiewam czy ryczę do tego, co sugeruje podkład muzyczny. Nawet jeśli jest to coś, jak napisałeś, aktorskiego, czego normalnie nie lubię. Uznałem, że nie ma się co ograniczać. Groteska nie jest zła, chyba, że coś jest groteskowo złe. Szkoda, że za ścianą sąsiedzi, nie mogę naprawdę pokrzyczeć, ale uczę się i dostosowuje do sytuacji.

Natura Morta

Sam wszystko nagrywasz, miksujesz i produkujesz?

Tak wyszło. Sytuacja była jasna – albo samemu, albo wcale. Po prostu dlatego, że nie mam znajomych. Ani w Norwich, gdzie mieszkam, ani na necie. Nagrywanie mnie fascynowało, dopóki nie zostałem do tego zmuszony. To koszmar. Nie dziwię się, że istnieją realizatorzy dźwięku i całe te sztaby ludzi, choć kiedyś uważałem ich za pasożytów i symbol komercji. Nabrałem do nich respektu, bo to sztuka, a do tego straszliwa nuda. Muszę to robić sam, wiec uczę się i wkurwiam na komputer i na siebie. Ale daje mi to zajęcie, myślę o tym cały czas, i jak kiedyś ktoś napisał o zespole Stos: „Lepiej, że grają, niż mieliby po bramach wódkę trąbić”.

Jaka jest reakcja prasy i mediów na tak trudny materiał?

Nie było reakcji. Wysłałem ok.300 e-maili do webzinow, wytworni, wszędzie, gdzie mogłem. Poza tym jakieś 30 płyt CD-R. Dostałem może 5 odpowiedzi, grzeczne odmowy. Jesteś jedynym poważniej zainteresowanym. I 3 metalowych podcasterow, z którymi czasem koresponduje. Metal Archives odpisało, że to nie metal, tylko HC/punk, choć jakiś czas później ktoś inny mnie tam nadal, i przyjęli, więc to już coś. Przykro mi nieco, ale trudno. Myślałem o machnięciu ręka na całą autopromocję. Na razie jednak po prostu gram dalej. Przynajmniej na to mam wpływ.

W Metal Archives jest sporo ludzi i zależy kogo ci przydzielą, do prowadzenia twojej sprawy. Ja pisałem jako Polak z Polski i przydzielili mi kogoś z Polski do oceny zespołu. Nie było łatwo ale w końcu się udało… A pisałeś do Polskich wytwórni wydających Metal ekstremalny, jak Agonia Records, Old Temple czy Godz ov War Productions? Jest ich oczywiście więcej…

Chyba do nich wysłałem, straciłem już rachubę. Nie gram metalu w żadnej czystej postaci, to być może wpływa ujemnie na szanse bycia zauważonym. No i oczywiście brak zespołu. Zawsze w grupach byłem raczej od grania, a od Idei i Koncepcji byli inni. Zapewne wysmażenie jakiegoś Manifestu Prymatu Czerni nad Beżem byłby wskazany, ale nie mam do tego smykałki. Bardziej jest mi potrzebne nauczenie się, który kompresor jest do jakiej częstotliwości. A myślałem, ze fiza i matma już bezpiecznie za mną…

Pytałem kilka osób z polskich wytwórni o chęć współpracy z tobą. Ale rzeczywiście nie byli zainteresowani. Pewna osoba ciekawie odpowiedziała „Znam projekt, ale nie przekonuje mnie wizja artysty. Tzn. jest w tym potencjał muzyczny, natomiast nie widzę potencjału sprzedażowego przez mój label. Zbyt eksperymentalne jak na mój target.”… A myślałeś może o wyjściu na scenę z tą muzyką? Oczywiście w dobie pandemii nic z tego, ale w przyszłości?

Jak napisałem, bez kontaktu z żywymi ludźmi szanse są nikle. Ktoś musiałby grać moją muzykę, nie wiem, czy byliby chętni. Jestem mocno zrażony do ludzi, ogólnie rzecz biorąc, ale jeszcze nie całkowitym odludkiem, więc nie wykluczam tego. Na pewno bedroom metal nie cieszy się szacunkiem tych, którzy piszą recenzje, co rozumiem, ale po prostu w tej chwili nie mam wyboru.

Od kilkunastu lat mieszkasz w Wielkiej Brytanii. Jak z twojej strony wygląda tam sytuacja sytuacja z pandemią?

Nie mam problemu z izolacją, bo tak żyje normalnie. Nie jestem szczęśliwy, że w pracy płacą mi 80% stawki za przymusową nieobecność, bo mam na współ-utrzymaniu rodzinę i dom w Polsce. Trzeba nieco zaciskać pasa. Lubię bardziej puste ulice, choć nie ma tu takich obostrzeń, jak w Polsce. Raz w tygodniu idę do sklepu na skróty przez piękny cmentarz, dobre miejsce na odsłuch tego, co właśnie nagrywam. To właśnie głownie robię. Płyta nr 3 prawie zakończona.

To już nie mogę się jej doczekać! Zdradzisz jakieś szczegóły? Jak będzie, kiedy wyjdzie, w jakiej postaci, etc. ?

Prawie zawsze pracuje nad tylko jednym utworem aż do skończenia, potem następny, itd. Płytę mam w głowie, trzeba tylko posłuchać, czy nagrania pokrywają się z wizją. Nowa płyta jest dużo mniej ekstremalna, nie będę ukrywał. Tak miało być. Mam nadzieje, ze moja rzesza kilku fanów znajdzie coś dla siebie. Będę znów starał się znaleźć wydawcę, choć mam niewielkie nadzieje. Może po prostu gram gówno. Ale to moje gówno, jak pisał Gombrowicz w „Trans-atlantyku”.

Rozmawiałem z Anatoliyem z Ukraińskiej wytwórni Metal Scrap Records Inc. Wstępnie wyraził pozytywne zainteresowanie. Mam nadzieje, że nawiążecie współpracę i tego ci życzę… A zatem dzięki za wywiad! Tradycyjnie ostatnie słowa pozostawiam dla mojego rozmówcy…

To ja dziękuję. Pamiętam nazwę VESANIA z dawnych lat, musiałem coś o was przeczytać. Zdecydowanie powinieneś wydać to co masz, no chyba, że przez godzinę ryczycie „Sieg Heil!”. Ale spójrz choćby na THORNS „Grymyrk”, o ile pamiętam. Sycząca gitara i przeczysty bas, zero perkusji i wokalu. Tak się nagrywało na magnetofon riffy dla kumpli z zespołu do nauczenia przed próbami. A tu proszę, THORNS, od razu kultowa rzecz.

Zapewne czytałeś o tej warszawskiej VESANIA (np. https://www.metalcentre.pl/2017/12/vesania-wywiad-z-darayem-perkusista/). Moja VESANIA nigdy nie wyszła poza miasto… A THORNS? Sam wiesz dlaczego to kultowy materiał 🙂 Moglibyśmy tak gadać i gadać bez końca ale ten wywiad musi się ukazać 🙂 Dzięki!

Jeszcze raz dziękuję za wywiad i bardzo pozytywne słowa.

https://naturamorta1.bandcamp.com/

Miejsce zamieszkania: Parczew, Polska. Zainteresowania / Hobby: muzyka, dziennikarstwo muzyczne, religioznawstwo, orientalistyka, antropologia, psychologia, medycyna, socjologia. Ulubione gatunki muzyczne: przede wszystkim wszystkie gatunki Metalu, Hardcore'a, Progresywny Rock oraz Gothic, Ambient, Muzyka Klasyczna, Etniczna, Sakralna, Chóralna, Filmowa, New Age, Folk i czasem Jazz, Elektro, Muzyka Eksperymentalna, Alternatywna... Współtworzył magazyn & webzine Born To Die'zine jako Gnom.
Powrót do góry